Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Guerlain. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Guerlain. Pokaż wszystkie posty

Czy warto? Guerlain Parure Gold Skin Diamond Micro-Powder 02 Clair/Light – moje pierwsze wrażenia


Mam pewną słabość do marki Guerlain. Choć z biegiem czasu ich nowości coraz rzadziej wpisują się w moje kosmetyczne preferencje, nadal z zainteresowaniem śledzę premiery. Właśnie dlatego sięgnęłam po ich najnowszy sypki puder z linii Parure Gold Skin Diamond.

Po cichu liczyłam, że będzie to godny następca kultowego Les Voilettes Mattifying Translucent Loose Powder. Niestety – już pierwszy kontakt z testerem rozwiał te nadzieje. A jednak… postanowiłam dać mu szansę, uznając, że może sprawdzi się latem i dobrze zgra ze stosowanymi filtrami SPF. I wiecie co? Nie pomyliłam się.

To puder, który z pewnością docenią osoby z cerą tłustą, przetłuszczającą się lub mieszaną. Choć na rynku nie brakuje świetnych produktów w tej kategorii, to jeśli ma się konkretne oczekiwania – poprzeczka jest ustawiona naprawdę wysoko. Parure Gold Skin Diamond Micro-Powder ma swoje wady, ale zalety zdecydowanie przeważają.

Po kilku miesiącach regularnego stosowania uznałam, że nadszedł czas na szczegółową recenzję. Jeśli zastanawiasz się, czy warto po niego sięgnąć, zapraszam do dalszej lektury!

Kosmetyczne niepowodzenia: Guerlain Lingerie de Peau Compact Mat Alive 02N Clair/Light & Giorgio Armani Lip Magnet Second Skin Intense Matte Color 506



Dawno już nic z kolorówki nie wywołało we mnie takiego rozczarowania jak w/w produkty, w zasadzie śmiało mogę nazwać je kosmetyczną klapą 2018 i choć próbowałam dać im kolejną jedną szansę, to niestety. Nie udało się. Z podkładami w kompaktach nie mam zbyt dobrej relacji, wyjątek stanowi La Prairie, jednak kiedy zobaczyłam zapowiedzi nowości z Guerlain pomyślałam, że będzie to dobra opcja. Nie wiem o czym wtedy myślałam, bo jego poprzednik nie zrobił na mnie dobrego wrażenia i powędrował cieszyć inną skórę :D Z kolei pośród płynnych pomadek uwielbiam Lip Maestro Intense Velvet Color 501 Casual Pink /recenzja/ i wstępne wrażenia związane z testowaną miniaturą Lip Magnet wygenerowały zakup konkretnego koloru. Jest to co prawda zupełnie inna formuła, lecz miałam nadzieję na równie udaną i długą relację, co z Lip Velvet. Zdaję sobie sprawę, że w kwestii kolorowych mazideł trudno zaspokoić moje wymagania i w żadnej firmie nie ma pewniaków, i tak też stało się w przypadku Armaniego.

Porozmawiajmy o pędzlach Cz. I - Guerlain Meteorites Brush /Pędzel do pudru /


W ostatnich miesiącach nałożyło się kilka rzeczy i pomyślałam, że to dobry moment na stworzenie cyklu o pędzlach do makijażu. Może komuś pomoże on podczas wyboru bądź zwróci uwagę na detale, które do tej pory nie były istotne. Impulsami, które wyzwolił chęć podzielenia się własnym doświadczeniem był na pewno zakup pędzli M Brush /recenzja/ świetnego zestawu z Marc Jacobs Beauty /prezentacja/ oraz kilku innych marek, o których będę opowiadać/porównywać ze sobą w miarę możliwości. Cykl będzie zamykać moja recenzja gąbki Beautyblender, której nie może tutaj zabraknąć i stała się dla mnie absolutnym Hitem Wszech Czasów :D

Dlaczego więcej nie kupię prasowanych Meteorytów - Guerlain Meteorites Compact Light - Revealing Powder Medium 03 /recenzja/




W zeszłym roku do sprzedaży weszły Meteoryty w wersji kompaktowej. Mnie, wielką fankę tego produktu nie trzeba było zachęcać do zakupu, szczególnie że po ten rodzaj pudru sięgam prawie codziennie. Wariant kompaktowy jest także dużo praktyczniejszy, choćby ze względu na możliwość zabrania ze sobą do torebki. Nie ma problemu z mało poręcznym opakowaniem oraz aplikacją, jak to się dzieje w przypadku kulek. Takie założenie było wtedy. Dzisiaj opowiem Wam, dlaczego ich więcej nie kupię.

Moja kolekcja perfum: Guerlain Shalimar Parfum Initial L'Eau EDT

Jestem szalenie dumna z tego zdjęcia *_*

Shalimar Parfum Initial EDP /recenzja/, to jedna z moich ulubionych odsłon Shalimara i mój odbiór tego wariantu się nie zmienił pomimo upływu czasu. Niestety linia produkcyjna została zakończona, a ja cieszę się ze sporego zapasu :D Jednak nie dzisiaj o nim.

Prezentacja pomadek: Guerlain KissKiss Roselip Morning Rose/YSL Volupte Sheer Candy 06 Lucious Cherry/ Lipstick Queen Hello Sailor /recenzje/




Korzystając z powrotu do formy oraz pięknego dnia (czyt. dobrego światła) postanowiłam zaprezentować trzy pomadki, które w ostatnim czasie towarzyszyły mi regularnie. Dwie z nich kupiłam sama (Guerlain i Lipstick Queen) a jedną dostałam w prezencie (YSL). Nowością na pewno mogę nazwać Hello Sailor, ponieważ jest ze mną najkrócej z całej trójki, lecz używam jej na tyle długo i regularnie, by wiedzieć że moje zdanie nie ulegnie zmianie. W podsumowaniu lutego /link/ zasygnalizowałam moje małe niezadowolenie, jak będzie dzisiaj?

Zapraszam :)

Guerlain Super Aqua-Serum BB Hydra + Light


Beauty Balm, z jednej strony można zamknąć w tym określeniu podsumowanie, czym jest dla mnie Guerlain Super Aqua-Serum BB Hydra + Light. Nie będę snuła opowieści na bazie reklamowych sloganów i opisów producenta. Za to chcę podzielić się swoimi odczuciami. Opowiem wam moją wersję prawdy :) Hydra + gości od kwietnia na mojej półce i pokazał chyba wszystkie możliwe strony. Nie jest ideałem, oj nie.... A jednak zasłużył na miano ulubieńca. W pewnym sensie. Jak to możliwe?

Punkt G vol. II



Ponad roku temu zainspirowana serią Punktu G na innych blogach postanowiłam pokazać swoje skromne zbiory. Dzisiaj przychodzę z aktualizacją :)

Guerlain, to moja wielka miłość. Tak, mam słabość do tej firmy a wraz z kolejnymi zakupami utwierdzam się w przekonaniu, że z przyjemnością sięgam po kolejne produkty. Nie wszystkie, lecz jest pula, która spełnia moje oczekiwania.


Nie będę za wiele pisać, ponieważ musiałabym powtórzyć dokładnie te same słowa z poprzedniego posta. Przygotowałam za to kilka zbliżeń oraz pełną aktualizację tego, co aktualnie mam i używam.




Niektórzy mogą to nazwać aktem zbieractwa, szczególnie jeżeli chodzi o Meteoryty, ale skupiłam się na LE. Bardzo lubię magiczne kulki i pewnie nie odmówię sobie kolejnego opakowania jeżeli tylko trafi w moje potrzeby kolorystyczne.


Priorytet mają perfumy ♥ To jest moja największa słabość! Dlatego też zobaczycie poniżej Samsarę EDP i EDP, Shalimary w kolejnych odsłonach oraz różaną AA, która pochodzi z serii limitowanej. O dziwo wolę skupić się na wariacjach Shalimara niż na samym klasyku, po którego zawsze mogę sięgnąć. Natomiast waniliowe Shalimary wymagały dodatkowych zabiegów.


Poprzednie edycje cieni Guerlain były i są dla mnie jednymi z najlepszych z jakimi miałam/mam do czynienia. Bardzo lubię po nie sięgać i pomimo sporych zasobów cieni, to jedne z ulubionych palet.


Baza z Terra Ora początkowo nie bardzo mi się spodobała, ale im częściej po nią sięgałam wolałam dużo bardziej od tradycyjnej wersji, którą zapewne jeszcze kupię kiedyś tam ;) Lub wybiorę z LE jak tylko się pojawi. Niby na mojej skórze nie czułam zbyt dużej różnicy, to jednak łączenie z podkładem pokazywało pewne niuanse.


Podkłady, moja skóra szalenie dobrze reaguje na Parure de Lumiere, a następny będzie Tenue de Perfection. Na jego temat dzieliłam się pierwszymi wrażeniami KLIK! a obecne opakowanie PdL dobija dna :))
Parure Pearly White, to spontaniczny wybór. Nie jest zły, lecz ponownie na pewno bym go nie kupiła.



Météorites Compact UV Shield Pressed Powder SPF35 00 Blanc de Perle




Zakup z serii “wielbię Guerlain”. Co do właściwości, mnie one nie do końca zachwycają, ale to dlatego, że trzeba lubić taki rodzaj wykończenia. Niebawem podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami, może w innym połączeniu zachwyci mnie bardziej? Nie wiem, nie postawiłam jeszcze kropki nad „i”



Zainteresowało Was coś szczególnie? A może macie swoje małe życzenia, o których z chęcią poczytam :)

Pozdrawiam

Hexxana

Guerlain Tenue de Perfection Foundation , pierwsze wrażenia





Na nowy podkład Guerlain Tenue de perfection czekałam jak na szpilkach ;) Nie tylko dlatego, że uwielbiam produkty tej firmy, ale bardzo dobra relacja z Parure de Lumiere zaostrzyła mój apetyt. O Parure de Lumiere pisałam TUTAJ

Wg producenta podkład ma być odporny na ścieranie ale jednocześnie lekki, wygładzić zmarszczki, wyrównać koloryt.
Deklarowane SPF 20 pominę milczeniem, bo dla mnie to taki zbędny dodatek. Sama stawiam albo na filtr, albo na jego brak. Jednak coraz więcej firm stara się przekonać, że to dobry kierunek. 

Dzisiaj przychodzę z pierwszymi wrażeniami, ponieważ podkład szalenie mnie zaskoczył. Na plus! Nie spodziewałam się takiego dopasowania oraz tego jak przyjmie go moja skóra. Pierwszy kontakt był pełen emocji i wrażeń, nałożony na bazę L’or pomyślałam, że może to jej urok. Ale po dzisiejszym dniu wiem, że nie :D
Krótka ściąga dla przypomnienia :)
Krótka ściąga:
Wiek 30+
Charakterystyka cery:
Mieszana w kierunku suchej z okresowym problemem w strefie T, cera płytko unaczyniona z tendencją do zaczerwienienia, walczę z trądzikiem różowatym.
Suchość skóry na policzkach i problem ze strefą T a szczególnie czołem wymusza stosowanie dwóch produktów pielęgnacyjnych. Najczęściej łączę różnego rodzaju sera z nawilżaczami, które dobrze spiszą się na strefie T i nie będą wpływać na przyspieszony proces przetłuszczania się skóry.

Zaprezentuję kolor 03 Beige Naturel, możecie zerknąć sobie na jego skład INCI.



W pierwszej chwili kolor nieco mnie przeraził, ale po nałożeniu i roztarciu wspaniale stopił się z cerą. Na teraz, kiedy jeszcze mam resztki opalenizny będzie w sam raz.   




Na zdjęciu „przed” możecie zobaczyć małą próbkę koloru. Było to eksperymentalne maźnięcie przed nałożeniem podkładu :)))

 
Efekt „po” w połączeniu z korektorem Maybelline Fit Me w okolicy oczu, obowiązkowo moja ulubiona pozycja w postaci bazy brązującej Chanel i całość wykończona pudrem sypkim La Prairie Cellular Treatment Loose Powder Translucent 1. Przy okazji to był test, jak puder będzie współpracować z podkładem bo miałam problem z doborem sypkiego pudru przy Parure de Lumiere i to właśnie La Prairie stało się moim rozwiązaniem. Dlatego trzymałam kciuki za udany test. Takim się okazał i w przypadku Tenue de Perefction.



Podkład gładko i bezproblemowo rozprowadza się na skórze, o ile PdL jest dla mnie zjawiskowy o tym razem dzieje się magia. I obojętnie, czy będzie to na bazie lub bezpośrednio na krem/serum. Brak smużenia, wałkowania, zbierania się tam gdzie nie powinien. Uważam, że poziom krycia jest zadowalający i mnie się podoba. Skóra prezentuje się świeżo i promiennie, ale zarazem jest wygładzona a to, co ma zostać ukryte takim się staje.
Wiadomo, że w ciągu dnia Stefa T zaczyna się świecić, ale podkład nie znika w tych miejscach a bibułka matująca załatwia sprawę. Nie ciemnieje na mojej skórze i pomimo błysku w strefie T twarz wygląda dobrze.

Na chwilę obecną to tylko pierwsze wrażenia, ale bardzo dobrze wróżą i myślę, że finalnie podkład zagości na mojej półce :) Jeżeli tylko nadal będzie się zachowywać w ten sposób jak to stanie się dobrą inwestycją. I będę miała dodatkowego ulubieńca. Dla mnie jest to niezmiernie ważne, ponieważ po tylu latach poszukiwań w końcu zbliżyłam się do optymalnych rozwiązań w makijażu, które dają mi dużą swobodę a jednocześnie zapewniają komfort.
Niebawem opowiem Wam o jeszcze jednej perełce, która trafiła do mnie trochę z przekory i zrobiła świetne wejście od samego początku :)

Macie ochotę na Tenue de Perfection? A może zupełnie inny podkład zrobił na Was tak dobre wrażenie jak na mnie Guerlain?
Pozdrawiam :)

Guerlain Parure de Lumiere - czy to mój typ? :)





W styczniu pokazywałam Wam nowy zakup pod podkładu KLIK! Którym stał się produkt Guerlain. Mam słabość do tej marki a w pamięci nosiłam obraz wcześniej testowanej próbki, postanowiłam zaryzykować.
Stał się moim ulubieńcem na dobre dni, kiedy nie potrzebuję silniejszego oręża a podkład staje się jedynie tłem. W przypadku mojej cery nie ma jednego uniwersalnego podkładu, jaki może być wykorzystywany. Ma to dobre i złe strony, lecz na chwilę obecną osiągnęłam pełne zaspokojenie w postaci: Revlonu ColorStay dla cery tłustej/mieszanej, Kat Von D Lock It 44 Light łącznie z korektorem, o którym napiszę wkrótce wraz z kremem BB Lioele Dollish Veil Vita nr 1. Te kosmetyki dają mi komfort nie tylko w okresie jesienno-zimowym, lecz przede wszystkim podczas chimerycznych dni mojej cery.
Osoby, które borykają się z trądzikiem różowatym nawet, jeżeli jest on uśpiony wiedzą, że bywa różnie. Czasami to rosyjska ruletka, z jakim efektem obudzimy się na twarzy i nie czarujmy się, ale każda kobieta chce mieć komfort w postaci dobrego samopoczucia pośród innych ludzi.
Połączenie dobrego korektora i podkładu to połowa sukcesu, druga leży w przygotowaniu samej cery, jednak nie o tym dzisiaj, bo ten aspekt jest chyba każdej z Nas dobrze znany.

Krótka ściąga:
Wiek 30+
Charakterystyka cery:
Mieszana w kierunku suchej z okresowym problemem w strefie T, cera płytko unaczyniona z tendencją do zaczerwienienia, walczę z trądzikiem różowatym.
Suchość skóry na policzkach i problem ze strefą T a szczególnie czołem wymusza stosowanie dwóch produktów pielęgnacyjnych. Najczęściej łączę różnego rodzaju sera z nawilżaczami, które dobrze spiszą się na strefie T i nie będą wpływać na przyspieszony proces przetłuszczania się skóry.

Drobne niedoskonałości, które nie są obce dla tego typu cer maskuję przy pomocy podkładu i korektora. Nie lubię efektu maski, cenię sobie delikatne podkłady, których nie czuć na skórze, ale jednocześnie dają dobry poziom krycia i wyrównują koloryt cery. Matowe wykończenie będzie atutem, ale nie lubię płaskiego matu i nie oczekuję, że będzie on trwał cały dzień. Wystarczy mi świadomość, że nawet, kiedy będzie widoczne błyszczenie, to makijaż nadal zachowa swoją świeżość i nie będzie spływać/warzyć się.
Oczywiście idealnie, jeżeli nie spotkamy się z dodatkowymi czynnikami jak: podrażnienie, efekt ściągniętej skóry, zapychanie itd.

Parure de Lumiere to podkład rozświetlająco-nawilżający o średnim stopniu krycia i satynowym wykończeniu. Muszę przyznać, że jestem oczarowana efektem, rozświetlenie jest subtelne, wygląda bardzo naturalnie i moja mieszana cera nawet po kilku godzinach dobrze wygląda. Pojawiający się dodatkowy efekt glow nie przeszkadza, a delikatna korekta przy pomocy pudru nie zawsze jest potrzebna. Satynowe wykończenie po raz pierwszy tak naprawdę doceniłam właśnie przy tym produkcie, głównie, dlatego, że w trakcie dnia makijaż przy jego użyciu jest świeży i promienny. Dobrze czuję się we własnej skórze.

Opakowanie. Klasyczna butelka z masywnego szkła z dozownikiem w postaci pompki.

Konsystencja. Płynna, lecz nie lejąca. W moim odczuciu jest kremowa, dość lekka i przyjemnie rozprowadza się na skórze. Szybko stapia się z cerą. Kolejnym atutem to jego lekkość, nie czuję go i gdyby nie fakt, że koloryt jest wyrównany a twarz odświeżona i promienna to nie pomyślałabym, że mam podkład. Z reguły takie odczucie mam zawsze przy kremach tonujących.


 Kolor to 02 Beige Clair i uważam go za wyjątkowo udany odcień pod kątem mojej karnacji. Jest to piękny odcień beżu z żółtymi tonami, lecz nie są one dominujące na całe szczęście. Po stopieniu się z cerą one u mnie zanikają, co mnie niezmiernie cieszy.
Dla większości jasnych karnacji wydaje mi się, że ten kolor będzie trafiony. Sama, choć mam jasną cerę, to nie jestem bladolica i większość popularnych podkładów ma dość trafione kolory, gorzej za to z tonacją. Historia na inną okoliczność;)

Działanie. Mogłabym dużo pisać i dzielić się spostrzeżeniami, jednak zrobię to inaczej. Zdjęcia przygotowywałam jeszcze będąc w Polsce, kiedy aura była mało sprzyjająca a moje wymagania określały nie tylko warunki atmosferyczne, lecz dodatkowo przebywanie w miejscach klimatyzowanych. Coś na zasadzie „jestem w ciągłym ruchu i nie zawsze mam czas na poprawki”;) Wychodziłam z domu dość wcześnie rano a przede mną było krążenie po mieście/urzędach itd. Pogoda nie rozpieszczała;)))

Podkład przed i po



Dołożony korektor utrwalony pudrem 
oraz podkreślone brwi



Gotowa do ludzi: D

A tutaj wybrane różne dni po 8 godzinach 
przebywania gdzieś tam:)


Jak oceniam podkład z perspektywy czasu? Bardzo dobrze i wiem, że nie będzie to ostatni zakup. Trochę żałuję, że tak późno zdecydowałam się na zakup, mogłam zrobić go wcześniej. No, ale trudno, czasami tak bywa;)

Parure de Lumiere zapewnia mojej cerze wszystko to, czego oczekiwałam:

-odświeżenia, co w przypadku większości podkładów rozświetlających kończyło się na efekcie a’la latarnia morska... Za to tym razem cera zyskuje i nawet, kiedy mam gorszy dzień, pojawia się zmęczenie i ziemisty odcień to podkład pięknie temu zaradzi.
- wyrównany koloryt i dobry stopień krycia
-lekką formułę, która ma wpływ na komfort makijażu a podkład dzięki temu jest niewidoczny i nie obciąża skóry
-nawilżenie
-satynowe wykończenie
-nie podkreśla niedoskonałości
-nie zapycha
-nie ciemnieje
-zapewnia naturalny i promienny wygląd
-trwały, a utrwalenie pudrem sypkim stawia kropkę na „i”


Po kilku godzinach pojawia się błysk w strefie T, ale nie jest to specjalnie uciążliwe i nawet, jeżeli nie mamy możliwości do poprawek wystarczy sama bibułka matująca i po sprawie. Kiedy nie zaistnieje ku temu sposobność, to tragedia się nie dzieje. Podkład nie spływa i nie mamy efektu „córki króla smalcu” – pozwoliłam sobie zacytować tutaj Esy :*

Zeskanowałam skład INCI, jednak opakowanie oraz użyta czcionka i kolory nie były zbyt łaskawe, dlatego też musiałam obrobić skan, by można było odczytać go bez problemów. Może akurat dla kogoś on będzie ważny, sama lubię pełną informację.



To był zdecydowanie udany zakup i na pewno go ponowię, ponieważ widzę w tym podkładzie potencjał na materiał tzw. całoroczny. Świetnie służył mi w Polsce podczas zimowej pory, a po powrocie do UK nadal po niego sięgam i widzę, że świetnie daje radę. Nie mam do czego się przyczepić, jest to dobry produkt, który sprawdza się na mojej skórze i tyle. Minusem może być cena, ale patrzę z reguły od innej strony. Interesuje mnie relacja działanie/jakość/pojemność/cena. W tym wypadku podkład jest wydajny o świetnych właściwościach, pojemność 30ml.

Mam ochotę spróbować jeszcze Parure Extreme, Gold i Lingerie de Peau, który miałam okazję testować z próbki i gdyby kolor był bardziej trafiony to spotkanie byłoby lepsze ;) Narobiłam też sobie ochoty na bazę.... No i to byłoby tyle chciejstw, które zrobiły się z miłości do Parure de Lumiere.

A jak to jest u Was? Macie swój ulubiony podkład, który nigdy nie zawiódł i możecie na niego liczyć w każdych okolicznościach, czy też szukacie św. Graala pośród podkładów?

Pozdrawiam!