Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rimmel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rimmel. Pokaż wszystkie posty

Szalona karuzela, Rimmel o wielu twarzach


Od dawna planowałam prezentację kolorówki Rimmela, która już nowością nie jest ;) Jednak nie lubię chwalić lub ganić czegokolwiek przedwcześnie. W taki sposób od kilku dobrych tygodni (niektóre kilku miesięcy, ale nie bądźmy drobiazgowe ;)) moją uwagę zaprzątają drobiazgi z Rimmela.

Dzisiaj przed Wam kosmetyki do makijażu twarzy i oczu marki Rimmel.

 Zapraszam do lektury :)

60 sekund z marką Rimmel


Będę szczera i pewnie wyjdę na ignorantkę, ale chciałoby się sparafrazować Ozzy’ego Osbourne’a – Kim jest jest Rita Ora? ;) Serio, miałam o niej tyle pojęcia co na temat Justina Biebera. Raz, że to nie moje klimaty muzyczne a dwa, że jestem z innej bajki rocznikowej :D Pomijając te wszystkie elementy Rimmel wypuścił serię lakierów 60 Seconds w nowej, modnej palecie kolorów sygnowanych przez Ritę Ora. Tak uważa firma :D

Rita Ora jest ambasadorką marki Rimmel, a charakterystycznym elementem stała się nakrętka na której widnieje zdjęcie Rity Ory jako brytyjski znaczek pocztowy.


Seria posiada dziewięć kolorów, a pozostałe atrybuty lakierów miały pozostać zachowane. Jednym słowem spodziewajmy się szerokiego i płaskiego pędzelka Xpress Flat Brush, szybkoschnącej formuły.

Jak jest w rzeczywistości? Zaraz opowiem o moich wrażeniach. Zdaję sobie sprawę, że przez wiele blogów przetoczyła się seria postów związana z tymi lakierami, lecz nie mogę odpuścić sobie okazji, by nie dołożyć pięciu groszy z mojej strony.

Raz, dwa, trzy... szukam dalej :)





Dzisiaj słów kilka o Rimmelu w ramach recenzji sponsorowanej :) Planowałam ją od dawna, ale nie miałam (i nie mam) serca do tych kosmetyków. Niby jest OK, coś tam zachwyca, dostaje drugą szansę lecz.... No właśnie. Nie są to produkty po które sięgam z chęcią i przyjemnością z różnych powodów. Oczywiście to tylko moje wrażenia i wcale nie musicie się z nimi zgadzać, czy sugerować. Jednak jeżeli któraś z Was ma takie oczekiwania jak moje, warto zatrzymać się na chwilę i przemyśleć chęć zakupu. Chyba :)

Zanim przejdę do pełnej prezentacji maskar pozwolę zamieścić sobie jeszcze moje w wersji nagiej :)




Rimmel Lash Accelerator Endless

Klasyczna czerń , szczoteczka została wzbogacona o mikro włókna, które mają za zadanie chwycić nawet najmniejsze rzęsy nadając im natychmiastowy efekt wydłużenia.


W praktyce wygląda to nieco inaczej. Zacznę może od tego, że szczoteczka jest niesamowicie elastyczna, co nie do końca mnie przekonuje. Nie lubię takiego rodzaju giętkości. Poniższe zdjęcie dobrze obrazuje o czym mówię :)



Budowa szczoteczki na plus, wypustki są miękkie ale nie nie wiotkie (mnie osobiście najbardziej pasują szczoteczki z Clump Defy oraz Gosh Growth Mascara), czyli dobrze wyczesują miękkie i delikatnie rzęsy. A moje takie są i dość długo trwało zanim odkryłam sekret silikonowej szczoteczki w przypadku ujarzmienia moich rzęs.




Pierwsze próby użycia tuszu nie były zbyt łaskawe dla niego. Formuła nie do końca udana w moim odczuciu, ponieważ jest bardzo mokry. Za każdym razem po nałożeniu, nie było go widać! Dosłownie jakbym miała niewidzialne rzęsy. Dałam sobie z nim spokój i odesłałam w kąt szuflady, gdzie przeleżał dość długo.

Przypomniałam sobie o nim przypadkiem. Gdzieś wychodziłam i spieszyłam się, nie mogłam znaleźć swojego tuszu (jakby celowo diabeł nakrył go ogonem :D) i w moje ręce wpadł na nowo Lash Accelerator Endless. Pomyślałam, że a co tam! ;) I nagle stał się CUD. Dosłownie! Jakby to nie był ten sam kosmetyk. Dojrzał do użytku :)


Używałam go z przyjemnością przez krótką chwilę i byłam pod wrażeniem tego co czynił z moimi rzęsami. Dlaczego przez krótką chwilę? Głównie dlatego, że zaczął się kruszyć. Przykra niespodzianka bo polubiłam go, nawet bardzo! Lecz co z tego kiedy jego drugie życie było takie krótkotrwałe.

U mnie maskara jest używana max. 3 miesiące po czym ląduje w koszu i następna idzie w ruch. Nie ma zmiłuj. To jest optymalny czas dla moich oczu, potem efekty bywają różne więc nie chcę eksperymentować. Wyjątek od reguły stanowi jedynie MAC’owy Zoom Lash i dołączył jeszcze MF Clump Defy.

Dlatego gdybym kupiła Lash Accelerator Endless byłabym zawiedziona. Nie po to wybieram nowy tusz, by tuż po otwarciu odłożyć go do szuflady w celu nabierania mocy... Dla mnie maskara ma być przydatna od razu :) Koniec kropka.
Udane spotkanie w połowie i tylko tyle. Szkoda, bo jest potencjał.

Retro Glam

Nowa linia umożliwiająca stworzenie wyrazistego makijażu. Kluczową pozycją jest Maskara Scandaleyes Retro Glam –lata 60-te powracają w pełnym rozkwicie z pełniejszym i szeroko otwartym spojrzeniem.

W skład Retro Glam wchodzą także dwa rodzaje eyelinerów w formie pisaka:

Scandaleyes Micro Eyeliner (z cienką precyzjną końcówką)
Scandaleyes Thin/Thick Eyeliner (z grubszą końcówką)

Maskara Scandaleyes Retro Glam

Szczoteczka w kształcie klepsydry ma nadać odważnego looku szeroko otwartych oczu, a unikalny kształt szczoteczki ma uchwycić najwet najmniejsze włoski i zapewnić im wyjątkową objętość bez irytujących grudek.


Na początku pomyślałam, że będzie to kolejna sztuka w stylu Scandaleyes Lycra Flex, ale szczoteczka pokazała że nie. Rokowania były dobre, aczkolwiek mam za sobą romans z Sexy Pulp Yves Rocher (której swoją drogą nie cierpię, podobnie jak jej nowej odsłony z silikonową szczoteczką) i nie byłam pewna na ile będę zadowolona. Coś nie mam szczęścia do nowych maskar lub tych polecanych przez większość :P
Pierwsze użycia pokazały, że nic z tego. Tusz nie wpisał się w moje potrzeby. W zasadzie zmuszałam się do używania i zdjęcia zrobiłam z przymusu. Nie kupuje mnie ten efekt... Dużo lepiej prezentowała się zielona siostra. I ogólnie mam wrażenie, że Rimmel podaje nam tę samą formułę tylko w innych opakowaniach oraz z nowymi aplikatorami. A może moje rzęsy są takie chimeryczne?


W każdym razie wracałam do Scandaleyes Retro Glam kilka razy w różnych odstępach czasu. Za każdym razem było tak samo :(

Scandaleyes Micro Eyeliner 
(z cienką precyzjną końcówką)


Eyeliner pozwoli na wyczarowanie wyrazistego spojrzenia w stylu retro.

Jestem uzależniona od kreski na oczach, dlatego też lubię wszystkie produkty przy pomocy których mogę wyczarować czarną lub kolorową kreskę. Formuła nie ma znaczenia jednak w ostatnim czasie zapragnęłam czegoś na szybko i pisak Scandaleyes Micro Eyeliner idealnie wpasował się w moje potrzeby. Odkryłam, że przy pomocy pisaka makijaż oka jestem w stanie zrobić na szybko, a co więcej nie muszę martwić się o czyszczenie pędzla (aczkolwiek to nie stanowi większego problemu, bo w tym celu używam gotowego płynu Zoevy który jest moim nr 1 i niebawem napiszę o nim więcej) i wiele innych detali. Maluję kreskę i tadam!

Początki szybko pokazały, że jest dobrze, lecz nie idealnie ;)
 
Moją osobistą miarą eyelinera jest jego trwałość bezpośrednio na skórze, bez potrzeby gruntowania (czyt. baza + cień) Póki co skóra na mojej powiece ma jednolity odcień, nie muszę niczego korygować i lubię mieć kosmetyk, który pozwoli mi na nienaganny makijaż przez cały dzień. To jest dla mnie ważne, poza tym rano nie mam czasu ani ochoty na zabawę z bazą, cieniem itd. Ma być praktycznie :)
Preferuję produkty wodoodporne a eyeliner Rimmela taki jest wg opisu producenta. Niestety nie zdaje tego egzaminu podczas nałożenia bezpośrednio na powiekę. Rozmazuje się a czerń zanika i kreska staje się szara....


Co prawda łatwo nim namalować cienką i precyzyjną kreskę, ale końcówka „drapie” mnie. Nie lubię tego uczucia.



Nakładany na skórę, która jest „zagruntowana” (baza + cienie) spisuje się dużo lepiej, ale i tak trwałość nie jest porywająca. Po kilku godzinach musiałam nanosić drobną korektę. Co więcej kolor bardzo szybko blaknie, tak jakby produkt wnikał w cień i trzeba ponowić aplikację kilka razy. 



Jest potencjał, ale to nie jest eyeliner dla mnie. Jeżeli ma być czerń, to niech będzie ona mocna, smolista, taka która nie zamienia się w szarość i nie blaknie.
Efekt jaki widać na zdjęciach, to kilka warstw nałożonych jedna po drugiej, do skutku aż w końcu liner po zaschnięciu faktycznie jest czernią w ogólnym słowa znaczeniu :) Bo dla mnie to ciut za mało. Do ideału (jakiego szukam) zbliżył się eyeliner Master Drama z Maybelline i możecie go zobaczyć TUTAJ
O nim będzie przy innej okazji.

Mam też wrażenie, że pisak dość szybko się kończy i z czasem jego końcówka staje się coraz bardziej miękka, co przekłada się na jakość malowanej kreski.
Spotkanie ze  Scandaleyes Micro Eyeliner wyzwoliło we mnie poszukiwania pisaka idealnego i kupiłam chwalony na niemieckich blogach/forach Cat Eye Pen marki Zoeva. Zobaczymy co z tego wyniknie :)

Reasumując, kosmetyki Rimmela nadal jest dla mnie zagadką. Zdarzają się produkty bardzo fajne, warte uwagi, z których jestem zadowolona jak np. lakiery, kredki do oczu, pomadki (słynna Airy Fairy), to rzadko zaglądam lub sporadycznie interesuję się nowościami. Oferta współpracy ma na celu przybliżenie marki, ale póki co nie zachęciła mnie do pogłębienia tej znajomości. Dziwne, prawda? :) 

Pozdrawiam :)




RimmeLOVE z przymrużeniem oka ;)


Z lakierami firmy Rimmel mam skomplikowaną relację ;) Niektóre kolory/formuły pasują mi bardziej inne mniej. Jednak kiedy w ręce dostałam serię Salon Pro moją uwagę absolutnie przykuł piękny blady róż 227 New Romantic oraz 397 Beige Babe. Przy czym sytuacja ma się podobnie jak w przypadku Sun Downer, Beige Babe nie kupiłabym sama. Wychodziłabym z założenia, że takich kolorów mam kilka i niczym mnie nie zaskoczy. I tutaj spotkała mnie niespodzianka.

Oba lakiery mają żelowo-kremową formułę. Niestety w zależności od koloru poziom krycia pozostawia wiele do życzenia, czas schnięcia to kolejny minus. Nawet przy pomocy mojego ulubionego Seche Vite potrzebuję ok. pół godziny by poradzić sobie z 227 New Romantic. Róż jest cudny, taki jak lubię! Szkoda tylko, że widoczny na pędzelku shimmer znika tuż po tym jak nałożymy emalię na paznokcie.


Do pełnego krycia potrzebuję 3 warstw pomiędzy którymi muszę odpowiednio odczekać, by zakryć mocno widoczne smugi. Sądziłam, że może jedna warstwa da efekt paznokci w stylu nude, lecz zwyczajnie nie podoba mi się to co zobaczyłam po takiej aplikacji. Dlatego też wybieram pełne krycie i odrobinę zabawy przy malowaniu tym kolorem.

Pędzelek jest wygodny, nakładanie kolejnych warstw nie sprawia problemu. Poza schnięciem. I muszę odczekać parę chwil zanim nałożę SV, ponieważ w przeciwnym wypadku lakier zostanie mocno ściągnięty na końcówkach i powstają widoczne prześwity... Nie muszę mówić, że wygląda to wtedy mało estetycznie.

Jeżeli macie dużo cierpliwości i lubicie takie kolory to zapewniam Was, że warto się pomęczyć. Mnie się podoba i choć nie jest to odcień baz wad, to nie spotkałam nic lepszego na tej półce cenowej.

Niestety bez użycia top coatu ten lakier nie miałby u mnie miejsca...


397 Beige Babe, to zupełne przeciwieństwo 227 New Romantic. Bajeczny kolor mlecznej czekolady kryje w pełni przy jednej warstwie i bardzo szybko schnie. Z przyzwyczajenia dokładam drugą warstwę, ale bardzo cienką. W zasadzie użycie przy nim SV to moja czysta fanaberia. Lubię ten specyficzny rodzaj szklanego wykończenia, które on zapewnia.

Jeżeli chodzi o trwałość nie wypowiem się, w duecie z SV lakier ma się dobrze przez kilka dni. Jakby to było bez niego? Nie wiem :)

Czy planuję jeszcze jakiś inny kolor z serii Salon Pro? Trudno powiedzieć, przyglądałam się poszczególnym odcieniom, ale nie ma tam koloru, który wołałby do mnie „Kup mnie!”

Co więcej, gdyby nie oferta współpracy ze strony firmy Rimmel, to nie poczułabym się skuszona do zakupu. Pewnie gdybym miała mniej lakierów i nie przejawiała zaawansowanego lakieroholizmu sytuacja przedstawiałaby się inaczej.

A jak jest w Waszym przypadku? :)




Król sezonów :)))


Sun Downer zagościł u mnie od kiedy tylko dostałam przesyłkę z kosmetykami firmy Rimmel, pokazywałam go w krótkiej prezentacji w czerwcu KLIK!

Nie kupiłabym tego koloru z własnej woli, oj nie! Staram się unikać odcieni w których dominują pomarańczowe tony. Dlatego też ten kolor był dla mnie niesamowitym zaskoczeniem, co więcej sama seria 60 seconds nie spotykała się z moją aprobatą :))) Jednak za sprawą TEGO koloru zmieniłam zdanie.

Sięgam po niego stosunkowo często, aż za często rzekłabym w porównaniu do innych kolorów. Przez całe lato aż do dzisiaj gości na moich stopach. Na dłoniach noszę go sporadycznie, ale stopy zdobi non stop. Już dawno żaden kolor tak bardzo nie przypadł mi do gustu, a co więcej poprawia mi humor :)))


Sun Downer jest wyjątkowo mało fotogeniczny, mam wrażenie że uchwycenie jego barwy okiem obiektywu jest wręcz niemożliwe. Jednak cały czas czułam mały niedosyt i postanowiłam pokazać Wam go raz jeszcze. Przyczynił się także do kolejnych zakupów z tej serii. Wybrałam 405 Rose Libertine, za sprawą Iwetto :* oraz 430 Coralicious.


Jedyny mankament jaki zaobserwowałam, to gęstnienie. I to naprawdę mocne.... W szczególności przy kremowej formule jaką posiada Sun Downer oraz Rose Libertine, bo Coralicious jest bardziej żelowo-kremowy i z nim problemy nie występują. Zaczęłam dolewać rozcieńczalnika do lakierów i porównałam, że rozcieńczalnik z Inglota oraz Seche działa na mniej więcej podobnej zasadzie, lecz Seche radzi sobie dużo skuteczniej i długodystansowo. Przy Inglocie trzeba tę czynność powtarzać co jakiś czas.



Myślę, że te kolory zagoszczą na moich paznokciach jeszcze nie jeden raz i śmiem twierdzić, że dla mnie to idealne barwy całoroczne. Wiem, że wiele z Was dzieli kolory na pory roku. Ja tego nie robię, nie czuję takiej potrzeby bo wiele zależy od kondycji paznokci, okazji, humoru oraz tego, co wpadnie w oko :))) Poza tym wychodzę z założenia, że trzeba sobie jakoś urozmaicić jesienną porę.

Dla odmiany następnym razem pokażę moje ulubione odcienie w stylu vamp :) bez których jak w przypadku czerwieni, nie wyobrażam sobie swojego lakierowego „koszyczka”.

A Wy na jakie kolory najczęściej stawiacie? Pytam nie bez powodu. Kiedy ostatnio robiłam porządki i przejrzałam swoje lakierowe zasoby, to okazuje się, że jestem monotematyczna :P

U mnie dominują ciemne i nasycone kolory, wybieram wszelkiego rodzaju czerwienie, fiolety, niebieskości. Obowiązkowo czerń. Z dodatków to nude, róz i zdarzają się pojedyncze kolory, które w żaden sposób nie są moje :))) Lubię eksperymentować.


Pozdrawiam :)

Rimmel w moich oczach, wyrażam siebie:)



Jakiś czas temu KLIK! Pokazałam Wam odsłonę przesyłki związanej z Rimmelem i nie, nie będę Was męczyć recenzjami/opisami, bo jak się okazało grupa, która dostała mniej więcej te same zestawy jest duża. Mam nauczkę na przyszłość oraz kolejny kamyczek do koszyczka pt. Współpraca. Jednak nie dzisiaj o tym.



Tak jak wspominałam marka jest mi bardziej obca niż znana, a po zestawie, który dostałam do testów wiem, że nadal tak pozostanie. Dlaczego?

Rimmel nie trafia w moje potrzeby w sposób, jaki bym sobie życzyła, jednak to moje zdanie, moja opinia i w Waszym przypadku może być zupełnie inaczej. Pamiętajcie o tym:) Nie ma reguły.
W skrócie omówię każdy kosmetyk skupiając się na plusach i minusach, po czym przejdę do ogólnego podsumowania.

Zapraszam:) 

Maskara Scandaleyes Lycra Flex 001 Black


W pierwszej chwili szczoteczka mnie przeraziła:) Dawno już nie miałam do czynienia z tego typu rozmiarem, przyzwyczaiłam się do mniejszych, silikonowych i bardziej dopasowanych do kształtu mojego oka.
Producent zapewnia o skandalicznej objętości i elastyczności rzęs- bez grudek i kruszenia się w ciągu dnia. 


Trochę jest to na wyrost, ale mój materiał w postaci rzęs nie zafundował skandalicznej objętości. Jest zwyczajnie, rzęsy podkreślone, ale czasami sprawiały wrażenie jeszcze bardziej wiotkich niż w rzeczywistości. Operowanie tego typu szczoteczką nie należało do przyjemnych, na dodatek okolice oczu wymagały potem korekty. Nie podobało mi się to.

Co prawda tusz się nie kruszył w ciągu dnia, ale ostatecznie nie sięgałam po niego z przyjemnością. Raczej z przymusu, z ulgą pożegnaliśmy się niedawno.
Rzęsy pozostają elastyczne przez cały dzień, bez względu na to, iloma warstwami tuszu zostaną pokryte.


Niestety dołożenie kolejnych warstw doprowadza do tego, że po kilku godzinach tusz się kruszy. Widoczne obciążenie wpływa na brak elastyczności. Także w moim przypadku to nie zdaje egzaminu.



Pomadka Lasting Finish Matte by Kate Moss


Z serią tych pomadek zaliczyłam spotkanie tuż po premierze. Wybrałam ponętną czerwień, która z biegiem czasu pokazała, że atutem jest kolor i nic poza tym.
Wg producenta Kremowa formuła zapewnia łatwą aplikację oraz doskonałe nawilżone usta przez cały dzień.

Kremowa formuła tak, ale nawilżenie to nieporozumienie. Pomadka sprawia, że mam Saharę na ustach, przy czym mam tutaj określone wymagania i nie mogę dopuścić, by skóra ust została przesuszona/podrażniona. A to niestety dzieje się podczas używania, Lasting Finish Matte by Kate Moss. 

Jeden dzień z tą pomadką oznacza kolejny z mocno nawilżająco-odżywczym balsamem do ust. Szkoda: ( Sięgam po nią od czasu do czasu oraz zauważyłam, że o wiele lepiej mi się ją nosi, kiedy jest wklepana palcem na usta wcześniej zabezpieczone balsamem. Efekt pokazałam na ostatnim zdjęciu podczas prezentacji linera.

Odcień 104 szalenie mi się podoba, jest idealny, na co dzień, ale nie sięgam po niego tak często jak chciałabym. Mam wymagające usta a sam kolor to nie wszystko, tutaj musi być przede wszystkim działanie pielęgnacyjne.
Na plus zaliczam trwałość oraz znikanie pomadki z ust, która schodzi równomiernie nie tworząc plam. Lubię tę serię, ale bardzo żałuję, że walory pielęgnacyjne zostawiają wiele do życzenia.

Pomadka jednak na pewno nie przetrwa bardzo namiętniej sesji pocałunków: P w tej kwestii wygrywa bezapelacyjnie Sephora Maniac Mat, o której niebawem napiszę więcej.



Lakier do paznokci 60 seconds 440 Sun Downer



Innowacyjny pędzelek Xpress Flat Brush jest moim ulubieńcem a to za sprawą dobrego przycięcia, sprężystości. Dopasowuje się do kształtu płytki paznokcia i malowanie jest przyjemnością. Lubię szerokie pędzelki, bo dają mi niesamowity komfort podczas tej czynności.



Formuła Sun Downer jest kremowa, bardzo dobrze kryje a czas schnięcia ekspresowy. Co więcej sama nie wybrałabym dla siebie takiego koloru, unikam pomarańczy, chyba, że do łączeń to jak najbardziej tak, solo nie. Jednak Sun Downer nie jest czystą pomarańczą, podszyty koralową czerwienią kojarzy mi się z czerwonym grejpfrutem:) bardzo trudno jest oddać jego właściwy odcień i dopiero użycie lampy pierścieniowej pomogło przybliżyć realny wygląd.


Bardzo polubiłam się z tym lakierem, który wpisuje się idealnie w letnie potrzeby a co więcej dokupiłam 430 Coralicious i na pewno nie będzie to ostatni wybór.


Cienie do oczu Glam’Eyes Quad 002 Smoky Brun



Jedwabiście gładka formuła o nasyconym kolorze, odporne na ścieranie i osypywania, pozwolą Ci wykonać niesamowity i wyjątkowo trwały makijaż, który przetrwa nawet całonocną imprezę.

No cóż..... W moim przypadku ta paleta średnio się sprawdza, ratuje ją jeden kolor, ten najciemniejszy. To on jest najbardziej nasycony i trwały, choć też nie bez wad....
To, co mnie przeszkadza to ich twardość, lubię, kiedy konsystencja cieni od pierwszej aplikacji przywiera do pędzelka/pacynki a tutaj muszę się namęczyć. Poza tym trudno się z nimi pracuje, rozcieranie sprawia, że bardzo szybko zanikają a budowanie koloru jest męczarnią. O ile w przypadku jasnych odcieni można „oszukać”, to podczas mocniejszego makijażu oka ukazują się plamy...

W moim przypadku bez bazy pod cienie ani rusz, co świetnie widać na poniższym zdjęciu. Baza wydobywa i podkreśla kolor, który bez niej nie istnieje....

Dołączony aplikator staje się średnio przydatny, kasetka przeciętna. Ot, zwykłe cienie, które może zadowolą nastolatkę;) Miałam ochotę na inny wariant kolorystyczny, lecz po tej przygodzie wiem, że odpuszczę.



Kredka Scandal’eyes Waterproof Kohl Kajal 001 Black


Ta kredki to moje osobiste odkrycie:) Tak! Nie sądziłam, że na drogeryjnej i ogólnodostępnej półce można znaleźć taką perełkę, a jednak: D

Uwielbiam wodoodporne produkty do makijażu oczu, ponieważ mam mocno przetłuszczające się powieki i taki rodzaj kosmetyków daje mi swobodę. Nie muszę martwić się poprawkami. Dla mnie to ważne. Dodatkowo borykam się z łzawieniem oczu i nie zawsze przewidzę, kiedy TO nastąpi, więc wodoodporna formuła to jest coś, co lubię.
Przez moje ręce przewinęło się wiele kredek, eyelinerów w różnym wydaniu, ale dopiero, Scandal’eyes Waterproof Kohl Kajal pokazał MOC. Co więcej pośród kolorów, każdy znajdzie coś dla siebie KLIK!


Czerń nie jest moim ulubionym odcieniem, ale nie można odmówić jej nasycenia. Jest to klasyczna smolista czerń ♥

Miękki grafit kojarzy się z żelową formułą, gładko sunie po skórze, nie ma problemów podczas malowania. Jednym pociągnięciem uzyskujemy idealną kreskę. W ciągu dnia nic się nie rozmazuje, nie kseruje. Makijaż jest idealny.
Bardzo mile mnie zaskoczyła trwałość na linii wodnej. Tutaj akurat mam problem z większością produktów i nie spotkałam kredki, która wytrzymałaby u mnie na linii wodnej dłużej niż godzinę.... Rimmel sprawił niespodziankę:)


Kredka idealnie nadaje się do stosowania solo jak i łączenia z cieniami, świetnie podbija kolor. Dość szybko zastyga tuż po aplikacji, ale nie na tyle, by utrudniać nałożenie np. cienia czy pigmentu.
Demakijaż nie sprawia problemów, dobry płyn micelarny lub dwufaza i całość zmywamy bez większego wysiłku.

Mam upatrzone trzy kolory Nude, Purple i Bright Blue, które muszą być moje.

To jest mój ulubiony produkt z tego zestawu: D

Waterproof Gel liner 002 Brown



Kremowa konsystencja linera nie należy do moich ulubieńców, ale to głównie za sprawą koloru. Niby brąz, ale taki błotny z oliwkowymi tonami. Niestety to nie jest mój odcień. W opakowaniu prezentuje się nieco inaczej, a na skórze pokazuje drugie oblicze. I teraz wyjaśnię, dlaczego konsystencja nie wpasowała się w moje potrzeby. Tak jak widać na próbce koloru pojawiają się prześwity, niestety liner bardzo długo schnie i niemożliwym staje się naniesienie korekty. To, co poprawiłam na nowo odkrywało prześwit.



Dołączony pędzelek niestety nie jest ani precyzyjny, ani wygodny. Nie było mowy abym przy jego pomocy namalowała cienką kreskę.... Po kilku razach dałam sobie z nim spokój i wykorzystywałam go nałożenia linera na całą powiekę, by przy jego pomocy podbić kolor cieni.
Następna sprawa, rekomendowana wodoodporność –wysoko skoncentrowana wodoodporna formuła czystych pigmentów zapewnia intensywny kolor i nie pozostawia smug utrzymując się aż do 25 godzin.

AŻ tyle godzin, wow! Ale nie w moim przypadku: P Przy każdym użyciu miałam wrażenie, że producent się pomylił z opisem. Liner nie jest wodoodporny, szybko odbija się na górnej powiece jak już wyzwolimy w sobie niesamowite pokłady cierpliwości. Dlaczego? Mam wrażenie, że liner wygrałby zawody w stylu- a teraz zaprezentuję jak długo mogę schnąć, bo... Mogę w nieskończoność.



Wybierając taki produkt do makijażu oczekuję łatwej aplikacji, dobrego koloru oraz trwałości. Tym razem niestety nie sprawdził się z żadnej strony.

Na poszczególnych makijażach możecie zobaczyć go solo, na cieniach oraz w roli bazy. Z tym, że zastosowanie w ostatnim przypadku przyniosło najlepszy efekt;)


I to już koniec:) Z całego zestawu oczarowana jestem kolorem oraz jakością lakieru 60 seconds Sun Downer, który sprawił, że na pewno z chęcią zapoznam się z pozostałymi odcieniami. Natomiast kredka Scandal’eyes Waterproof Kohl Kajal stała się moim nr 1, posiada wszystkie atrybuty, których oczekuję od kosmetyków kolorowych do makijażu oczu.

Znacie coś z tego zestawu, a może macie odmienne zdanie na temat tych produktów?

Porozmawiajmy:)