W moje ręce wpadły
dwa cienie Lovely Matte Make Up w
kolorach 04 – brudny lila i ciemny grafit oraz 07 – kremowa wanilia z
ciemnym brązem z domieszką khaki, gdzie w opakowaniu widać złote drobinki,
ale znikają one po nałożeniu na powiekę.
Przyznam się od razu,
że to był zakup poza kontrolą. Potrzebowałam czegoś na szybko i byłam w
pobliżu Rossmanna, więc pomyślałam, że może akurat…. Niestety, gorszych bubli dawno już nie miałam w rękach.
Plusem jest dobry mat,
który dość dobrze się aplikuje, lecz po nałożeniu struktura cieni jest toporna,
kredowa i mnie osobiście nie podoba się takie wykończenie. Kolory są ze sobą połączone w opakowaniu,
co nie ułatwia nakładania i w trakcie kolory lubią się mieszać. Nie lubię tego.
Z trudem się je rozciera i niestety potrafią się osypywać :/
Nasycenie koloru nie
jest złe, baza dość ładnie podbija i wydobywa kolor, który okazuje się na
skórze zupełnie inny niż w kasetce.
Konsystencja cieni
jest bardzo twarda i zbita, po kilku użyciach stają się tępe i pokryte
woskowym nalotem, co uniemożliwia dalsze wykorzystanie.
Jednorazowa przygoda,
która nie będzie miała szczęśliwego zakończenia. Cienie idą do kosza ale zostawię
kasetki, które wykorzystam podczas sprasowywania minerałów oraz pigmentów.
Poniższe zdjęcia najlepiej obrazują ile można wyciągnąć z tych cieni: D
Mam nauczkę, aby
trzymać się z daleka od pewnych produktów i choć drogie nie zawsze znaczy
lepsze to tanie tym bardziej….. Może jestem nieco rozpuszczona kosmetycznie i stąd
takie wnioski, ale coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że wyrosłam z pewnych
spraw. Lubię postawić, na jakość, markę
i cenę, która niestety w większości przypadków idzie w parze, z jakością.
Tak sobie myślę, że nawet gdybym była nastolatką, to wolałabym wybrać coś
innego. Postawić na sprawdzone produkty, by mieć satysfakcję, że przeznaczone
pieniądze na takie zakupy zostały dobrze wydane.
A jak to jest w
Waszym przypadku? Marka, cena czy może jeszcze coś innego?
Pozdrawiam!
