Omówię trzy kosmetyki do pielęgnacji twarzy, których używałam w zeszłym roku i jakoś
naiwnie wierzyłam, że zbliżą się do Indigo z Mahalo /recenzja/. Taaaak marzenia dobra rzecz, ale nie tym razem
:D Dwa z nich dostałam (Leahlani i African Botanics) a jeden kupiłam sama
(REN).
Patrząc na składy INCI oraz obietnice producentów
miałam nadzieję, że faktycznie mogą stać się dobrym uzupełnieniem dla Mahalo bądź alternatywą. Indigo używam
opakowanie za opakowaniem, w zasadzie kupuję po 2 sztuki żeby mieć zawsze w
zapasie. Stał się moim bazowym produktem w pielęgnacji, do twarzy i ciała.
Sprawdza się w każdych warunkach i co więcej D Z I A Ł A. To jest taki produkt,
który okazał się niezastąpiony. Rzadko tak się zdarza, by firma oferująca kosmetyki
eko/naturalne itd. zaczarowała mnie do tego stopnia. Mahalo się to udało,
zwłaszcza że poza tym cudem szaleję na punkcie maski The Bean i coraz bardziej
chwalę sobie ich nowe serum. No ale nie o tym dzisiaj, jednak jak widać
poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko. Dlaczego się nie udało?
