Nic mnie tak nie cieszy jak zakup perfum,szczegolnie tych ukochanych,tych ktorych zapach przepieknie uklada sie na skorze i otula czarodziejska mgielka.Perfumy sa dla mnie niczym afrodyzjak :) i staja sie 100% moje gdy bedac nimi ubrana czuje sie kompletna.
Pizmo w perfumach dawno temu mnie uwiodlo i szukalam tego jedynego,idealnego-tym sposobem odnalazlam M.Micallef Royal Muska i Serge Lutens Clair de Musc.
Swojego czasu opisalam krotka notka moja milosc do Royal Muska i dzisiaj po ponad rocznym zwiazku musze powiedziec,ze jest to nadal moj zapach!
Klasyka zamknieta w masywnym flakonie,ktory oferuje nam dominujace pizmo,ktore nie meczy-jest uniwersalny ale w dobrym slowa znaczeniu.
Apetycznie intymny:)z lekka pudrowa nuta trzyma sie blisko skory.Drapieznie lakomy a z drugiej strony anielko kuszacy.
Royal Muska to czysta esencja erotyzmu:) w pieknym i subtelnym wydaniu.
Clair de Musc jest zupelnie inny niz Royal Muska-takze dominujace pizmo ale bardziej slodsze z wyrazna nuta bialego irysa przez co wydaja sie bardziej kremowe,cieple.
Trzyma sie blisko skory,jest jednostajny ale przez to jeszcze bardziej niepokojojacy.Prosta kombinacja,ktora za kazdym razem zachwyca mnie na nowo:)Jest w nim zmyslowosc zuplenie innego rodzaju niz w RM ale to nadal pizmo,ktorego sie pragnie:)
Jezeli mialabym dokonac wyboru po postawilabym pomiedzy nimi takie oznaczenie:)
Wiosna-lato Royal Muska
Jesien-Zima Clair de Musc
Polecam wszystkim wielbicielkom pizma,ktore pozbawione jest mydlanych i fizjologicznych nut poniewaz w ich przypadku dostajemy esencje pizmowego zatracenia!
