Ostatnie
miesiące były zdominowane poszukiwaniem idealnego podkładu. Ze
względu na problemy ze skórą, a przede wszystkim pojawiające się
zmiany łuszczycowe na twarzy zależało
mi na dobrym
kryciu, przedłużonej trwałości bez efektu maski oraz podkreślania
suchych partii, pozbawionego pudrowego wykończenia oraz koniecznie
lekkiej formule. Miał być
niczym druga skóra. Znaczenie
miało również, by kolor stanowił idealne dopasowanie bez względu
na porę roku. Nie brałam pod uwagę łączenia odcieni bądź
regulowania ich przy pomocy miksera bądź innego kosmetyku.
Z
jednej strony, to prawdziwe wyzwanie, ale z drugiej, patrząc na
dotychczasowych ulubieńców wiedziałam, że jest to możliwe.
Od razu wiedziałam, że będę celować w wykończenie matowe oraz
satynowe. Poza tym łatwo jest na nie wpłynąć, choćby przez samą
pielęgnację bądź dołożenie bazy pod makijaż.