Pokazywanie postów oznaczonych etykietą L'oreal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą L'oreal. Pokaż wszystkie posty

Zmiana warty ;) L'Oreal Fine Flowers Gel-Cream Wash vs Skin Perfection Soothing Gel-cream wash /dry & sensitive skin/


Ponad roku temu opisywałam perełkę za grosze, która był kremowy żel Skin Perfection Soothing /recenzja/ po czym firma zdecydowała się go wycofać i zastąpić nową serią Fine Flowers Gel-Cream Wash. Dzisiaj będzie o nim oraz odniosę się do kilku zmian. Czy na lepsze?

Perełka za grosze: L'Oreal Skin Perfection Soothing Gel-Cream Wash (Ideal Soft Żel - krem oczyszczający)




Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią otwieram cykl "Perełka za grosze" i pierwszą rekomendacją z mojej strony stanie się żelowy krem do mycia twarzy L'Oreal Skin Perfection Soothing Gel-Cream Wash (polska wersja to Ideal Soft Żel - krem oczyszczający). Nie wiem w jakim celu firma wprowadza na rynek europejski dwie różne nazwy dla jednej serii, ale tak już jest.

L’Oreal La Palette Nude


Jak tylko zobaczyłam wzmiankę na temat tej palety z niecierpliwością wyczekiwałam chwili, gdy wejdzie do sprzedaży. Ostatnio przechodzę rewolucję w kwestii wybieranych cieni i coraz częściej stawiam na wersję nude. Pomyślałam też, że tego typu paleta będzie idealna na mobilne okazje, by wrzucić do kosmetyczki na szybko. Na spotach reklamowych jej wielkość nie rzucała się specjalnie w oczy i faktycznie jest niewielka. Do tego moje ostatnie spotkania z cieniami marki L’Oreal są bardzo na plus. Miałam też nadzieję, że cienie w tej palecie będą bliskie konsystencją serii Color Riche.

L’oreal La Laque & Le Matte Colour Riche Lip Color, pierwsze wrażenia


Całkiem niedawno wypatrzyłam na YT nowe mazidła do ust. Po obejrzeniu kilku filmików stwierdziłam, że Chcę To Mieć! LollyDolly128 przekonała mnie do zakupu :D (swoją drogą bardzo lubię do Niej zaglądać, polecam :))

Wiem, że ostatnio zarzucam Was postami odnośnie kolorówki do ust, lecz dziwnym trafem stał się to dla mnie temat wiodący od pewnego czasu ;)))



Formuła zapowiadała się ciekawie i dawno temu, w zamierzchłych czasach kiedy miałam naście lat podobne kredki do ust miało w ofercie Oriflame. Ich wykończenie było matowe i dość trwałe. Dlatego też wiele nie myśląc sprowadziłam dwa kolory. Wybrałam La Laque 411 Never Lacque-ing  i Le Matte 404 Matte-R of Fact!



Dwa zupełnie odmienne kolory oraz wykończenia. Muszę przyznać, że jestem mile zaskoczona i jak na początek dobrze rokują.
Sztyft przypomina kredkę świecową (takie moje skojarzenie;)) ale gładko sunie po ustach dając jednocześnie pełne krycie. To, co widać na zdjęciach to jedna warstwa.

411 Never Lacque-ing jest delikatny i dziewczęcy, bardzo mi się spodobał i jeszcze TO wykończenie! Dla mnie, fanki lakierów do ust wprost idealne Do tego nie czuć go na ustach, szybko stapia się ze skórą i zapominam, że malowałam usta. W dobrym słowa znaczeniu :) Poza walorami estetycznymi pozostawia uczucie nawilżonych ust. Bardzo trwały, a podczas jedzenia/picia znika równomiernie nie tworząc plam.





LeMatte 404 Matte-R of Fact! Wymaga konturówki, lecz akurat w tym przypadku jej nie użyłam. Kolor jest mocny, nasycony i bardzo w moim stylu :) Piękne matowe wykończenie było moim marzeniem od dawna i jak na razie tylko pomadka Sephory Maniac Mat zaspokoiła moją potrzebę ;) Liczę, że kredka L’oreala wpisze się na stałe w mój krajobraz kosmetyczny. Za wiele o nim nie napiszę, choć jest bardziej wymagający niż 411 Never Lacque-ing. Musimy bardziej przyłożyć się do aplikacji a choć trwałość jest niezła, to podczas jedzenia/picia lepiej skontrolowac usta w lusterku ;)




Sztyfty mają delikatny pudrowy zapach o neutralnym smaku w moim odczuciu. Kojarzy mi się z klasycznym kremem Nivea ;))

Mocne napigmentowane, wersja LaLaque wyraźnie nawilża usta a LeMatte nie serwuje efektu Sahary, ale zobaczymy jak będzie dalej. Nie ma potrzeby używania temperówki, kredki są wykręcane. Świetna trwałość, wygodne opakowanie. Czego chcieć więcej? Dostępności!

Nie wykluczam ponownego zakupu i myślę, że wersja LaLaque zagości u mnie jeszcze w innym kolorze.

A Wam jak się podobają te kredki? :)


Pozdrawiam :)




L’oreal Color Riche S3 Disco Smoking & E2 Nude Lingerie






Fala promocji w Rossmannie jak widzę okazuje się dość potężna i chcę Wam pokazać dzisiaj cienie L’oreala Color Riche, które warte są posiadania.
Kupiłam je jakiś czas temu i nie żałuję, że zapłaciłam pełnowymiarową cenę ale na pewno wrócę przy okazji tej obniżki po jeszcze jeden zestaw.

Cienie są fenomenalne. Jedwabiste o satynowym wykończeniu. Na bazie pod cienie Lumene noszę je cały dzień, przy czym nie blakną, nie rolują się, nie osypują. Podoba mi się nasycenie koloru, które jest dość dobre i mnie wystarcza na codzienne makijaże. Wypróbowałam także wersję wieczorową - nie mam zastrzeżeń.
Dobrze się nimi pracuje, nie ma problemu z budowaniem koloru.

E2 Nude Lingerie to typowy nudziak i mogłoby się wydawać, że jest to zestawienie, które niczym nie zaskoczy a jednak :D Wymieszane kolory pomiędzy sobą tworzą ciekawe odcienie. Nigdy nie byłam wielbicielką tego typu zestawień a tym razem nie rozstaję się z tą paletą!



S3 Disco Smoking to zestaw kolorów, który na początku mnie nie przekonywał. Nie sądziłam, że będę je nosić w wersji dziennej ale…. Nie mogłam się oprzeć! Nie żałuję.






Jeżeli jeszcze nie jesteście zdecydowane lub zastanawiacie się, to dodam, że jest to dobry wybór. Tego typu paleta zawsze znajdzie swoje zastosowanie w makijażu na każdą okazję. Polecam!

Pozdrawiam!


Wielkie powroty? L’oreal Lash Architect 4D




Ostatnimi czasy przechodzę  CZAS POWROTÓW. Kiedyś pewne rzeczy zaszufladkowałam  może nie tyle, że buble, ale nie sprawdzały się u mnie tak jak powinny. Zaczęło się niewinnie od zakupu tuszu L’oreala Lash Architect 4D - recenzowałam go tutaj, KLIK!



Nie zrobił na mnie wrażenia, ale kiedy podczas szybkich zakupów wpadł mi w ręce w kolorze cudnego brązu i na dodatek był zafoliowany to stwierdziłam, że …dlaczego nie? Akurat kończył się mój brąz, z MF  FLE więc to była dobra okazja. Pomimo, że w pamięci nie miałam zbyt dobrych relacji z tym tuszem postanowiłam dać mu drugą szansę. Nie liczyłam, że moje rzęsy się zmieniły: -) ale byłam ciekawa czy warto wchodzić do tej samej rzeki dwa razy?

Zakup tego tuszu zapoczątkował serią powrotów. Zdecydowałam się na zakupy kilku produktów, które swojego czasu okazały się nie dla mnie. Nie nazwałabym ich bublami, nie, ale nie rozumiałam zachwytów. Aż do teraz. 

Czasami chyba dobrze jest się przełamać, jak myślicie? 
Macie u siebie takie perełki, które nie zachwyciły a później powróciły do łask?

Dla mnie na dobry początek jest to 
tusz L’orela Lash Architect 4D

Wcześniej to była czerń, która w ostatecznym rozrachunku została oceniona poprawnie w naciągany sposób. Przez chwilę myślałam, że może zakup sam w sobie nie był trafiony, ale źródło, z którego dostałam tusz nie wpływało na ocenę. Na dodatek dwie inne osoby go używały i miały zupełnie inne odczucia. Czary mary? Trudno to ocenić jednak tym razem tusz kupiłam zafoliowanego fabrycznie w cudnym kolorze brązu. Nie mogłam mu się oprzeć tym bardziej, że na testerze wyglądał zabójczo. W warunkach domowych zostało to tylko potwierdzone. Brąz jest brązem, który jest widoczny sam w sobie. Konsystencja tuszu nadal kremowa, ale gładko rozprowadza się na rzęsach. Tym razem nie mam problemu z nałożeniem odpowiedniej ilości, ponieważ na szczoteczce jest wystarczająca ilość tuszu. Mega podkręcenia nie widzę, ale dobrze profiluje rzęsy nie usztywniając ich. Najważniejsze jest to, że tusz nie osypuje się! Nic złego nie dzieje się przez cały czas używania. Mam już go ponad 3 miesiące i niebawem zaliczy kosz, bo przy zamiennym używaniu go z czernią dobijam do końca opakowania.

Jedyne, co mi się nie podoba to dziwne wykończenie, jakie zostawia na końcach rzęs, nie zawsze się to pojawia, ale akurat, kiedy były robione zdjęcia miałam z nim problemy….  Może po części, dlatego, że czekałam do samego końca;) aby przygotować notkę…



Dla porównania zdjęcie moich rzęs bez tuszu :- )



Nie do końca spełnia moje wymagania, ale był to na tyle mile wart uwagi powrót, że nie żałuję zakupu. Co prawda nie trafi do mojej tuszowej 10-tki, o której niebawem napiszę, ale dzięki niemu niebawem pojawią się następne notki z cyklu „ Wielkie powroty „ bo w ten sposób chcę pokazać, że czasami warto dać drugą szansę, bo być może nowe źródło zakupu będzie na tyle przekonujące bądź nowa forma opakowania? Ciekawa jestem, co Wy sądzicie na ten temat.

Pozdrawiam!



Infallible Eye Shadow- moja nowa miłość:D




L'oreal Infallible Eye Shadow- do tych cieni robiłam podejście jak tylko pojawiły się na rynku. Kusiły kolorami i konsystencją jednak…po paru wpadkach z cieniami L’oreala, które mnie uczuliły nie miałam ochoty na taką powtórkę więc…oglądałam zdjęcia, czytałam recenzje i wzdychałam. TAK:- ) czasami tak mam, że lubię sobie pooglądać i zwizualizować efekt- byłam już bliska zakupu ale coś innego odciągnęło moją uwagę i tak w kółko. W pewnym momencie stwierdziłam, że dość oglądania przechodzę do fazy II czyli zakupu! Pomyślałam, że jeżeli zaliczę wpadkę to cienie znajdą szybko nowy dom.

Wybrałam cztery kolory i żałuję, że paleta nie jest bardziej bogata…021 Sahara Treasure, 005 Purple Obsession, 006 All Night Blue oraz 014 Eternal Black.

 

Konsystencja cieni jest niby kremowa ale nie do końca, łatwo aplikuje się za pomoca palca jak i pędzelka czy pacynki choć akurat kolor 021 Sahara Treasure jest idealny do nakładania właśnie za pomocą opuszków. Gładko rozprowadza się na skórze i stał się moim faworytem, idealny na dzień i na wieczór, do każdego makijażu! Genialny!

Pigmentacja- uważam, że jest naprawdę niezła, tak prezentują się bez bazy- zdjęcie robione w dziennym świetle –jedna warstwa



 w dziennym świetle z lampą



 z wykorzystaniem bazy Lumene, światło dzienne



Światło dzienne z lampą



Dla pełnego obrazu kilka makijaży: -) 



Jak oceniam Infallible Eye Shadow? Jestem z nich bardzo zadowolona, za niewielkie pieniądze dostajemy bardzo dobrą jakość cieni. Pojemność to 3,5 g więc dla osoby, która wykorzystuje dany kolor bardzo często to dobra inwestycja. Wiem, że czasami można mieć kilka innych za cenę jednego ALE czy zawsze warto?Uważam, że TAK.
Z użyciem bazy cienie dzielnie trzymają się na powiece przez cały dzień, nie zmieniają koloru, nie osypują się a tego akurat bałam się przy Eternal Black. Dobrze też współpracują z Duraline Inglota kiedy chcemy osiągnąć mocniejszy efekt. Nie sprawiają kłopotu przy rozcieraniu i łączeniu z innymi markami/kolorami. Oceniam, że to była bardzo dobra inwestycja:D Lepiej późno niż wcale; -)

Notka z dedykacją dla Lady In Purplee :*

Pozdrawiam!