Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inglot. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inglot. Pokaż wszystkie posty

Perełka za grosze? Bibułki matujące, super absorbujące Theatric Professional


Simply, to jedna z moich zaufanych blogerek :) której tropem rekomendacji podążam, zwłaszcza że ma nosa do dobrych rzeczy :D Kiedy w maju wybierałam się do Polski Kinga poleciła mi zakup różowych bibułek matujących z Theatric Professional (marka dostępna w Rossmannie i Hebe, Naturze chyba też, nie?), co od razu zanotowałam. Od lat jestem wielką fanką bibułek z Inglota - doceniam ich działanie oraz efekt bez naruszania makijażu.

LakieR-LOVE perełki


Dzisiaj postanowiłam podzielić się moimi ulubionymi kolorami. I jest to na tyle niezwykłe, że nie przepadam za lakierami z Kiko oraz Inglota. A o nich będzie mowa. Warto czasem przełamać swoja rogatą duszę :D

Osobliwi ulubieńcy cz. II Inglot – na życzenie




W pierwszej części KLIK! Pokazałam Wam część moich kosmetyków kolorowych z Inglota. Firma nie jest moim faworytem i nie będzie, jednak jest kilka produktów, po które sięgam ze względu na kolor/jakość itd. Moje wymagania nie muszą być waszymi, dlatego też wyjaśnię, na czym ta seria polega.

Jeżeli już coś znajdzie się w moim posiadaniu, a nie jestem do końca przekonana to puszczam w świat. Gdzieś po drodze trafiają się takie produkty, których używanie staje się przyjemnością dzięki małym odkryciom. Do takich niewątpliwie obok Pixie Epoxy należy baza Eye and lip Primer z firmy Grashka. Za sprawą tych dwóch produktów postanowiłam, że cienie Inglota zostaną ze mną a nawet pokusiłam się o kilka nowych kolorów

W tym miejscu też dziękuję Hedgehog girl: * za urodzinowy prezent, który był niezłym podstępem:)) W taki oto sposób moja kolekcja cieni powiększyła się o dwa kolory.
Nie sądziłam, że będziecie zainteresowane kolejną notką o Inglocie, ale wyraziłyście chęć w komentarzach, więc decyzja zapadła:)

Na wstępie też od razu powiem, że palety z systemu Freedom to świetna alternatywa. Nie brałam do nich wypełnień, bo dla mnie są one totalnie zbędne. Lubię mieć przestrzeń a do tego palety są w ciągłej rotacji i w nich mieszają także cienie MUG, o których opowiem przy następnej okazji.

Kasetka jest wykonana z masywnego tworzywa i posiada lusterko. Na początku nie myślałam, że to zbędny dodatek, który z czasem doceniłam. Tak: D okazuje się bardzo praktyczne, jest duże – wielkości całej palety. Myślę, że za jakiś czas dokupię jeszcze kilka palet, bo dzięki temu wszystkie wkłady oraz cienie z innych, np. Grashka, ArtDeco, MUG mogę sobie dowolnie łączyć.

Na Wasze życzenie odsłona moich zasobów:)))

452 Pearl Fioletowo brązowy albo raczej brązowo fioletowy odcień z różowymi przebłyskami
Bardzo go lubię, dobrze napigmentowane, nie ma problemu z rozcieraniem.

446 Pearl Powiedziałabym, że ciemny fiolet osadzony na czarnej bazie z różowym połyskiem. Trudna sztuka, lepiej wygląda solo i kiedy jest nałożony w obfity sposób lub podbity na ciemnej bazie. Podczas łączenia z innymi kolorami lubi zanikać lub wychodzi z niego czarna baza.
Nie przepadam za nim za bardzo. Słabe ogniwo.


439 Pearl Fiolet z odcieniem niebieskiego, taki zaczarowany kolor:)

W pierwszej chwili myślałam, że to udany klon cienia z MUA, który pokazywałam przy tej okazji KILK! Nr 9, ale im dłużej z nim po przebywałam i stwierdziłam, że różnią się. W tym przypadku atutem jest formuła cienia, z Inglota. Raz, że lepiej sprasowany i konsystencja pozwala na dużo wygodniejsze stopniowanie koloru a dwa, że jest dużo subtelniejszy.

434 Pearl Fioletowa szarość, która może zwieść swoim pierwszym wrażeniem. W zależności od światła pokazuje w sobie więcej szarości lub fioletu. Dobrze napigmentowany. Cień sam w sobie jest miękki, dobrze aplikuje się go przy pomocy dowolnego aplikatora a co więcej bardzo dobrze łączy się z innymi kolorami.

Warto go mieć:) Nie tylko na łatwą obsługę, ale na dowolność w łączeniach.

428 Pearl Granat osadzony na czarnej bazie podobnie jak w przypadku 446 plus do tego ma w sobie domieszkę błękitu, któremu zawdzięcza połysk.
Myślałam, że bardziej go polubię, ale najlepiej prezentuje się solo. Wtedy widać jego potencjał w pełni:)

423 Pearl Opalizująco brązowy fiolet, bardzo udany kolor. Dobrze prezentuje się solo jak i w połączeniach. Jeden z moich ulubieńców.

420 Pearl Piękna opalizująca szarość, bywają momenty, że widzę w niej różowe iskierki:) Udany egzemplarz i należy do moich ulubieńców.

407 Pearl Dorodna brzoskwinia opalizująca na złoto. Ten kolor jest fantastyczny, uwielbiam go:) A cień sam w sobie ma udaną formułę, pięknie wygląda sam lub w łączeniach.

402 Pearl Ciepły brąz z domieszką złota. Bardzo bezpieczny kolor oraz dobrze wygląda w różnych kombinacjach.

399 Pearl Delikatny melanż różu i bordo, bardzo mi się podoba i dobrze łączy się z innymi kolorami. Świetnie prezentuje się także solo.

392 Matte Matowy róż, którego konsystencja mile mnie zaskoczyła. Nie ginie ze skóry podczas rozcierania, budowanie koloru nie sprawia trudności. Bardzo fajnie wygląda w różnych kombinacjach. Pomimo intensywności łatwo stopniuje się nasycenie.


361 Matte Koral mocno rozbielony, w którym jest więcej brzoskwiniowego różu niż koralu. Bardzo mi się spodobał, jednak praca z nim jest wyzwaniem. Pomimo dobrej pigmentacji łączenie z innymi kolorami jest trudna.
Budowanie kolory wymaga cierpliwości i najlepiej wygląda na Pixie Epoxy, która wydobywa z niego całe piękno:) 

502 Double SP. Udany melanż szarości i brązu w stylu, taupe. Niestety nakładany na sucho nie zachwyca, dopiero baza pokazuje jego drugą twarz:)

487 Double SP. Wrzosowy fiolet ze złotymi drobinkami. Ten odcień zawojował mnie absolutnie i wybaczam formułę, jest genialny ♥

482 Double SP. Ciemny dżinsowy granat w zimnej tonacji:) Nie należy do najłatwiejszych w obsłudze, ale wyjątkowo pasuje mi kolorystycznie.

467 Double SP. Mocno rozbielona różo-brzoskwinia ze srebrnymi drobinkami, nakładany na sucho zanika skórze i zostawia tylko delikatny glow. Z tego względu bardzo lubię wykorzystywać go pod łuk brwiowy. Na bazie pod cienie praktycznie go nie widać i trudno budować nim w widoczny sposób nasycenie.

463 Double SP. Matowy rozbielony beż w zimnej tonacji ze złotymi drobinkami. Podobnie trudna sztuka jak 467 Double SP. Mimo wszystko w jakiś niewytłumaczalny sposób lubię ten kolor: D


459 Double SP. Brąz z domieszką fioletu lub jak kto woli brązowo-fioletowy:) Bardzo udany odcień.

  
142 AMC Shine bardzo jasny beżo-róż opalizujący na fioletowo



Próbki kolorów zrobiłam w dziennym świetle, w pełnym słońcu. Częściowo, tak jak widać jest nałożona baza Grashka dla pokazania nasycenia oraz pobicia kolorów :)






 Próbki kolorów od lewej 402, 142, 463, 467 
 
 Próbki kolorów od lewej 407, 361, 392, 487

 Próbki kolorów od lewej 420, 428, 482, 439 


 Próbki kolorów od lewej  423, 446, 452, 399


Teraz kolej na cienie do brwi :)

Wybierając je chciałam dobrać kolory dla siebie samej, które wykorzystam na co dzień do brwi, lecz nie tylko. W taki oto sposób powstała bardzo udana paleta, która z powodzeniem wystarcza na różne okazje. Do tego kupiłam kasetkę, by mieć je oddzielnie, a w razie potrzeby zawsze mogę dokonać dowolnych rotacji z kolorami.





Próbki kolorów cieni do brwi (w połowie na bazie Grshka) 
od lewej 390, 564, 560, 363, 569

390 Matte Typowy matowy beż w stylu mocno rozbielonej kawy z mlekiem. Opisany jak cień do powiek wykorzystuję go głównie, jako cień bazowy lub do zaznaczenia brwi.

363 Matte Ciemny zimny brąz opisany, jako cień do powiek, ale kupowałam go z myślą, że wykorzystam dwojako. Nie pomyliłam się. Bardzo lubię ten kolor.

569 Brow Powder Matowy, aksamitny zimny brąz z szarością, dobry do brwi a baza wydobywa z niego wszystko, co najlepsze. Bardzo dobrze buduje się kolor w zależności od efektu, jaki chcemy osiągnąć.

564 Cień do brwi, matowy średni beż w zimnej tonacji

560 Cień do brwi, matowy średni brąz w zimnej tonacji



Seria Noble Collection wyjątkowo mi się podoba, nie tylko dzięki formule, na której cienie zyskały, ale nasycenie, trwałość, aplikacja są fenomenalne. Na dodatek kolory wcale nie są takie jednoznaczne.... Żałuję, że wybór był mocno ograniczony, wybrałam tylko dwa i od razu dobrałam do nich kasetkę.



153 AMC Shine Noble 


154 AMC Shine Noble 





I tak oto zbliżamy się do końca:) Następnym razem opowiem o bazie Grashka oraz pokażę jak odmienia inne cienie.

Jak Wam podoba się obecna kolekcja? Czy macie jakieś sugestie odnośnie nowych kolorów? Polecacie jakieś szczególnie? Bo przyznam, że w obliczu takiego oswojenia, choć nadal będą osobliwymi ulubieńcami to nie wykluczam, że za jakiś czas zapragnę nowego koloru:)))

Pozdrawiam:)


Osobliwi ulubieńcy cz. I – Inglot


Osobliwi ulubieńcy to seria postów, która zrodziła się z potrzeby praktycznej. Dlaczego? Nie lubię jak kosmetyki się marnują, nie dla mnie podziwianie i oglądanie. Ja lubię używać, kocham makijaż i samo posiadanie nie przemawia do mnie. Tak już mam. Niestety w szaleństwie zakupów, chwilowych słabości czasami zdarza mi się iść w rejony firm, za którymi nie przepadam. I w taki oto sposób docieramy do Inglota. Z tej firmy zaledwie garstka produktów mi pasuje, lecz kupiłam pakiet cieni, do tego palety magnetyczne. W tym wszystkim potrzebowałam linera, najlepiej żelowego. Niestety nic innego nie było w moim zasięgu „na już, na teraz” i padło na Konturówkę w żelu opisaną przy okazji TEJ notki.

Zapragnęłam cieni, pomimo, że nie miałam o nich najlepszego zdania. Wybór padł na takie zestawienie. Postawiłam na pakiet kolorów, które wykorzystam na dzień/wieczór w różnych połączeniach. Do tego skompletowałam paletę z odcieniami do brwi. Jeżeli macie życzenie to poświęcę im osobną notkę z opisem i pełną prezentacją.



Mój zapał szybko opadł, ale w moje ręce trafiła baza Pixie Epoxy a potem Grashka. Te dwa małe cuda uratowały zakupy i sprawiły, że makijaż z cieniami Inglota staje się bardzo udany. Nie wykluczam, że pewnie jeszcze jakiś kolor dojdzie, ale wolałabym gdyby cienie miały formułę serii Noble, z której mam dwa kolory i są rewelacyjne. Czasami można zostać przyjemnie zaskoczoną.

Konturówki w żelu to produkt Inglota, z którym mam trudną relację. Z jednej strony doceniam, jakość/trwałość, lecz denerwuje mnie szybkie zasychanie i pomimo nasycenia koloru kreska wymaga poprawki. Zdarzają się prześwity. O ile na cieniach tego nie widać, to, gdy używam jej solo już tak. Jednak mam jedną ogromną słabość, kolory.... Kocham kolorowe kreski a kiedy liner ma świetną trwałość czyt. wytrzymuje ekstremalne warunki: D to musi być mój. Cenię sobie swobodę nie tylko w codziennym makijażu. Nie lubię być niewolnicą lusterka i poprawek w ciągu dnia. W taki sposób przez kilka tygodni krążyłam wokół tego produktu w Inglocie, po czym tuż przed wyjazdem stwierdziłam, że jeżeli nie kupię to będę żałować.
W taki oto sposób trafiła do mnie taka oto gromadka kolorów.


Czerwień # 79 zachwyciła od pierwszego spojrzenia: D Wiedziałam, że jest stworzona dla mnie! Jednak przestrzegam, akurat tej sztuki nie sprawdziłam w trakcie zakupów. Opakowanie okazało się mieć zerwaną folię zabezpieczającą i liner był podeschnięty: / Reaktywowałam go za pomocą, Duraline, ale mam nauczkę. Wszystko otwieram i sprawdzam na miejscu.

Brąz # 89 to bardzo ciekawy kolor, zimny brąz z domieszką fioletu. Trochę taki w stylu taupe, ale pozbawiony domieszki szarości. Przepadłam dla tego odcienia ♥


Niebieski # 82, która ma szalenie elektryzujący odcień. W zależności od światła mam wrażenie, że widzę w nim domieszkę fioletu.


Fiolet # 74 przywołuje skojarzenie z oberżyną, rozgniecionymi jeżynami. Szalenie mi się spodobał jak tylko wypróbowałam go na dłoni, ponieważ w opakowaniu nie zdradzał takiego potencjału.



Planuję przyjrzeć się jeszcze raz dostępnym kolorom i postawić na szaloną kreskę na oku:)
Większość z Was miała okazję oglądać na FB kilka moich makijaży. Była to pewna zapowiedź i moim zdaniem one najlepiej pokazują jak poszczególne kolory zachowuję się na oku.
Cienie to w głównej mierze Inglot, jedynie przy czerwonej i fioletowej kresce bazą był cień z Grashki 01 Tea Rose.

W każdym makijażu została wykorzystana baza pod cienie Grashka. Duża grupa osób miała okazję testować ją w ramach HexxBOX’a i trafiła także w moje ręce. Przyznam się, że opinie są zróżnicowane i byłam ciekawa jak się spisze. Wyciągnęłam ją i zaczęłam wykorzystywać, na co dzień, ponieważ pierwsze testy wypadły bardzo dobrze:) Jestem nią mile zaskoczona, świetny produkt, który potrafi utrzymać w ryzach moje powieki i dodatkowo pobić kolor cienia. Na pewno napiszę o niej więcej łącznie z prezentacją cieni.






Posiadacie w swoich zasobach kosmetyki, które nie do końca zachwyciły, lecz dziwnym sposobem wkradły się w łaski i stały się właśnie osobliwymi ulubieńcami? 

Dajcie znać:) z chęcią się dowiem jak to jest u Was, a być może przy okazji trafię na perełki kosmetyczne.

Pozdrawiam!