Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bobbi Brown. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bobbi Brown. Pokaż wszystkie posty

Bobbi Brown Extra Eye Repair Cream - krem pod oczy /recenzja/


Przygoda z tym kremem trwała ok. 3, 5 miesiąca - od września do mniej więcej połowy grudnia. Początkowo używałam go dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Potem miałam przerwę, po czym wróciłam do stosowania raz dziennie - w zależności od potrzeb, na noc bądź na dzień i końcówkę zużyłam na przemian z koncentratem NIOD FECC.

Bobbi Brown Conditioning Brush Cleanser /recenzja/


Do czyszczenia pędzli oraz gąbki Beauty Blender od długiego czasu używam tych samych produktów, ale jestem otwarta na nowe :) Do zakupu skłoniła mnie mini recenzja Justyny /klik!/ a dodatkowe uwagi wymienione w komentarzach przypieczętowały decyzję odnośnie zakupu. Dzisiaj pragnę podzielić się kilkoma uwagami na temat tego żelu, który niewątpliwie zasługuje na uwagę.

Bobbi Brown Natural Brow Shaper & Hair Touch Up Mahogany /recenzja/


Moje brwi, a właściwie ich podkreślanie/akcentowanie od jakiegoś czasu stanowi dla mnie pewne wyzwanie. Osoby, które mają identyczny „materiał” do mojego będą dobrze wiedziały dlaczego :) Po pierwsze jestem/byłam blondynką, ale od dawna farbuję włosy i nie wrócę do naturalnego koloru włosów (obecna ilość siwizny postawiła kropkę na „i”). Przy takiej kombinacji wypróbowałam wiele produktów do brwi. Zaczynałam od kredek, potem cienie, żele, woski, farbki. Co tylko pojawiło się na rynku. Przełomowym momentem stało się spotkanie z Aqua Brow /prezentacja/, którą do dzisiaj lubię i po uporaniu się z wyborem właściwego koloru nadal będę twierdzić, że to produkt prawie idealny. Dlaczego prawie? Nie bardzo nadaje się na tzw. szybkie poranki, wymaga dobrego światła, dopasowanego pędzelka i dłuższej chwili. Stąd też poszukiwania produktu, który idealnie wpisze się w takie okoliczności i jednocześnie będzie w pełni bezpieczny :) Postanowiłam kupić żel do brwi Bobbi Brown Natural Brow Shaper & Hair Touch Up w kolorze Mahogany. TO był strzał w 10-tkę! :D

#siedemszminekwsiedemdni


Gosia, znana jako Esy, autorka bloga Esy, floresy, fantasmagorie wymyśliła TAG „7 szminek w 7 dni” . Zabawa trwała siedem dni na Instagramie i wszystkie osoby, które brały udział możecie zobaczyć śledząc 

Przyznam, że idea zabawy bardzo mi się spodobała i jednocześnie zmobilizowała do tego, by pokazać ulubione kolorowe produkty do ust. Z racji, że mój telefon średnio współpracuje z oddaniem kolorów, a użyte filtry nadawały nienaturalny wygląd postanowiłam sięgnąć po aparat i jednocześnie pokazać z bliska to, co lubię i używam na co dzień (co prawda zabrakło paru innych, lecz myślę że na nie także przyjdzie pora). Stąd też pomysł, by tym wpisem podsumować zdarzenie :)

Rozczarowanie....Bobbi Brown Lip Balm SPF 15


Pielęgnacja ust stanowi dla mnie jeden z bardzo ważnych elementów, nie lubię odpuszczać w tym zakresie. Nie tylko dlatego, że posiadam delikatną i wymagającą skórę ust. Lubię czuć się komfortowo na co dzień, a nie ma nic gorszego niż spierzchnięte i popękane wargi, suche skórki które podkreśla każdy, nawet najlepszy produkt do ust.

Natłuszczanie, nawilżanie, delikatny peeling raz na jakiś czas i różnego rodzaju balsamy, sztyfty, kremy, maści o właściwościach ochronnych wypełniają moją kosmetyczkę ;) W kosmetykach kolorowych (pomadkach, błyszczykach) także szukam właściwości pielęgnacyjnych. Jeżeli dany produkt przyczynia się do przesuszania natychmiastowo znika z oferty. Nie ma zmiłuj.

Od jakiegoś czasu szukałam czegoś nowego, czegoś zachwycającego;) Ze względu na zastosowanie stacjonarne skupiłam swoją uwagę na produktach w pojemniczkach wszelkiej maści. Jedni lubią, inni nie. Dla mnie to nie ma znaczenia, ponieważ stosując tego typu kosmetyki w domu problem higienicznej aplikacji jest rozwiązany i oczywisty.
Krążyłam wokół wielu marek, tym razem była to seria #zachciewajki i koniecznie chciałam wypróbować coś z półki selektywnej. Czy dobrze zrobiłam?

Żelowe Linery cz.IV - Bobbi Brown - Long-Wear Gel Eyeliner Violet Ink 4

Trafił do mnie przypadkiem;)
głównie dlatego, ze spodobał mi się kolor. 

Violet Ink to atramentowa śliwka, w opakowaniu przypomina opalizujący fiolet zmieszany z burgundem-jednak po nałożeniu kolor pięknie stapia się ze skora i zmienia w atramentowy odcień śliwki węgierki. Miękka, budyniowa konsystencja daje możliwość wykorzystania go w dwojaki sposób-jako tradycyjnego linera bądź jako bazę dla podbicia koloru.
Bardzo dobrze spisuje się na powiekach-nie podrażnia, nie ściąga skory,
nie rozmazuje, nie utlenia. 

Jeden z moich ulubieńców -mam ochotę poznać
inne kolory z tej serii.