Dzisiaj będzie trochę o bublach, czyli zakupach
udanych mniej lub bardziej, ale finalnie niezdających egzaminu. To oczywiście
wyłącznie moje odczucie i opinia. Nie jestem żadną wyrocznią: D Jednak chyba
każda z Nas trafia na takie „kwiatki”
i pojawia się pytanie, co dalej?
Nie chcę tego
wyrzucać a znalezienie nowego domu odrobinę budzi moje obawy, bo nie chcę,
by osoba obdarowana myślała, że wciskam jej coś, co nie zadziała w ogóle.
Jakie Wy macie
odczucia w tym temacie?
Mnie z jednej strony szkoda wyrzucić do kosza nowy produkt,
na nowe zastosowanie nie mam ochoty i jedynie w przypadku, kiedy pojawi się
uczulenie/podrażnienie to nie ma zmiłuj-
kosz!
Niektóre produkty
pozostają w użyciu ze względu na ich postać jak np. mydło. Ostatecznie
wykorzystam do wymoczenia stóp z dodatkiem soli.
W taki oto sposób
zapoczątkuję nową serię – Recenzje w
pigułce, tutaj trafią kosmetyki, które jakoś specjalnie wg mnie nie
zasługują na większą uwagę/prezentację. Pamiętam, że przy którejś okazji duża
część czytelników wyraziła zainteresowanie taką formą, więc postanowiłam, aby
wpisała się na stałe w zawartość bloga.
Zaprezentuję Wam moje ostanie zakupy zaczynając od:
Joko Marrakesch Dream
For Blonde J261
matowy puder brązujący
O tym bronzerze
naczytałam się wiele. Niektóre zdjęcia były bardzo sugestywne. Przyznaję
się bez bicia, że ogromnie podoba mi się tłoczenie. Jest piękne/ a raczej było:
D, bo nie sposób tylko podziwiać. Trzeba użyć. Kiedyś.
Pierwszy kontakt
i… co to ma być?- Przemknęło mi przez
głowę nerwowe pytanie. Puder jest grubo zmielony, tępy i kredowy. Nie tego się
spodziewałam. Lubię, kiedy aksamitna struktura tego typu kosmetyku sama nakłada
się na pędzel. Tutaj tego brak!
Jest topornie, tworzy plamy, pyli niemiłosiernie. Można się
załamać.
Wiedziałam, że nie powinnam kupować tego bronzera, bo ogólnie z
Joko mam na pieńku i mało, który ich kosmetyk spełnia moje oczekiwania, ale
pomyślałam sobie, dam szansę.
Przyszły nowe pędzle, rozpoczęłam oswajanie od początku.
Niestety.
Kolor - piękny
herbatnikowy odcień, niestety jego magia zanika w kontakcie z moją skórą.
Zaczyna ciemnieć na skórze i wybijają wściekłe pomarańczowe tony.
Plus- faktycznie
jest matowy i NIC poza tym.
Przyznam się, że
gdybym podczas zakupu obejrzała skład to zostawiłabym go na półce, by kurzył
się tam na dobre. To jego jedyne przeznaczenie.
Manhattan Top Coat
Speed dry & extreme shine
Po raz pierwszy
od dawna “zdradziłam” Seche Vite, bo najzwyczajniej w świecie nie uzupełniłam
buteleczki a ilość, jaką przywiozłam ze sobą szybko się skończyła przy
malowaniu paznokci swoich oraz Mamy. Podczas szybkich zakupów wpadły mi w oczy
produkty Manhattan. Gdzieś w głowie kołatała mi się dobra recenzja no i….
Postanowiłam kupić.
Cóż…. Speed dry, to chyba kpina. Nie wiem, na
jakich lakierach i w jakich okolicznościach, Kończyło się tym, że zmywałam
lakier i na nowo malowałam, by wydobyć resztki SV:/
Extreme shine, to
też niezła bajka.
Powiem tak, nie
polecam! Po prostu. Najgorszy top, z jakim zetknęłam się od bardzo długiego
czasu. Szybko zamówiłam, Seche Vite i wybrałam opcję tzw. refila.
Już nigdy więcej przypadkowych zakupów a na pewno nie odejdę od stosowania SV.
BingoSpa
Maska do
włosów z proteinami kaszmiru i kolagenu
Przeglądając półki w
Tesco trafiłam na regał, gdzie dojrzałam bogatą ofertę firmy, BingoSpa.
Trochę recenzji było jakiś czas temu i kojarzyłam, że były to dobre noty. Może
nie wszystkie, ale większość.
W ręce wpadła mi ta oto maska, zerknęłam na skład - zapowiadał
się ciekawie.
Niestety moje włosy
uznały inaczej. Nie chcą współpracować z tą maską, zapach jest okropny i sama
też nie palę się do kolejnych testów. Użyłam kilka razy, podziękowałam.
Maska obciąża moje
włosy, przyspiesza przetłuszczanie, kiedy nie miałam wcześniej takich
problemów i już w połowie dnia na moje głowie pojawiają się smętnie wiszące
strąki. Wygląda to okropnie. Pytam się,
gdzie efekt błyszczących, sprężystych i miękkich włosów?
Miałam już produkty do włosów z keratyną i niestety BingoSpa
nie spełniło określonego zadania. Jedyny
plus, po użyciu maski - włosy rozczesywałam bez problemu. Ułatwiała ten
zabieg szczególnie po szamponach, które plątały włosy.
Alterra
Mydło z
olejami roślinnymi Nagietek
z kojącym ekstraktem nagietka
Każda skóra zasługuje
na indywidualną pielęgnację. Mydło z olejami roślinnymi Alterra z kojącym
ekstraktem z nagietka. Łagodnie myje skórę i pomaga jednocześnie zachować jej
odpowiednie nawilżenie. Subtelny zapach rozpieści Twoje zmysły.
Tyle bajecznego opisu
producenta i jeżeli ktokolwiek pomyśli, że to mydło może pieścić zmysły to
niestety na pewno nie moje!
Ta kostka po prostu śmierdzi, nie ma NIC wspólnego z
nagietkiem, ekstrakt jest w składzie, ale na tym koniec.
Jakie nawilżenie i jaka łagodność?
Mydło – porażka!, Nikomu
nie polecam.
Sylveco
Rokitnikowa
pomadka ochronna o zapachu cynamonu
Następny kosmetyk, który przetoczył się przez blogi. Firma
obszernie opisywana w każdy możliwy sposób w superlatywach.
Niestety u mnie nie
będzie hymnów pochwalnych.
Pomadka ochronna-hmmmm…..
Do tej części trudno jest mi się odnieść, bo pielęgnacji nie odnotowałam. Natłuszczenie i paskudny smak/zapach jak
najbardziej. Gdzie cynamon – się
pytam, no gdzie? Na pewno nie w moim egzemplarzu. Może wyparował?
Szkoda, bo być może gdyby był, to zabiłby ten paskudny posmak,
jaki pomadka zostawia.
Do zestawu dorzucę
tandetne opakowanie, które popękało, choć ona głównie urzędowała w domu i
wędrowała z kuchni do pokoju. Długa to droga…
U mnie ona się nie sprawdziła a w okresie, kiedy jej
używałam nie miałam specjalnych wymagań. Wystarczyło,
aby nawilżała. Nic więcej….
Oeparol
Pomadka
ochronna do ust Owoce Leśne
Lubię firmę Oeparol
jednak tym razem dostałam najszybciej zużywającą się pomadkę ochronną na świecie:
D
Wyobraźcie sobie, że 2,
5 tygodnia i KONIEC.
Nie wyczuwałam
smaku/zapachu owoców leśnych. W zasadzie była neutralna. Dobrze nawilżała i
natłuszczała skórę ust, ale dość miękki sztyft bardzo szybko ubywał.
Nie oczekuję, że
pomadka ochronna będzie mi służyła przez wieki, ale 2, 5 tygodnia? To trochę
mało, za mało…
Opakowanie lepsze niż w przypadku Sylveco, producent nie
oszczędzał na plastiku: P
Isana
Pomadka
pielęgnacyjna do ust Soft Rose
Nie wyczuwam
specjalnego zapachu, ale za to ogromnie gorzki posmak! Sztyft ma różowy kolor,
ale nie barwi on ust a jedynie subtelnie podkreśla naturalny kolor warg.
Natłuszcza, bardzo…. Nie lubię takiego uczucia smalcu na
ustach. Efekt zbliżony do felernego sztyftu z Sylveco, ale w jeszcze gorszym
wydaniu.
Przyznam się, że wpadła mi do koszyka spontanicznie. To jest
chyba pewien syndrom Rossmanna…. Mam nauczkę, że powinnam trzymać się
sprawdzonych rzeczy, ale od czasu do czasu ciągnie mnie w nowe rejony.
Pomyślałam sobie, że może, …bo przecież,
…ale chyba…
Mam nauczkę. Na
drugi raz pójdę na zakupy z kartką i koniec włóczenia się po Rossmannie jak po
muzeum. Wiem, że brakuje mi polskich drogerii i teraz wszystko jest takie NOWE:
D, ale taki zestaw tylko coraz boleśniej mi uświadamia, że nie wszystko jest
dobre. Potrzebuję planu, planu na zakupy. Koniec z oglądaniem półek w niemym zachwycie:
D
Tyle na dzisiaj: D A
może znacie któryś z powyższych kosmetyków i macie zupełnie inne wrażenia?
Miłego weekendu!
Pozdrawiam!