Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Phenome. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Phenome. Pokaż wszystkie posty

Fenomenalny bohater :D Phenome Sustainable Science Purifying Hair Mask, maska oczyszczająca /recenzja/


Maska, którą miałam opisać tak dawno temu, że dotknął ją czas przemian ;) Phenome miało swoje problemy, z których wyszło na prostą i tym samym zmieniło się między innymi opakowanie. Gustowne szkło (aczkolwiek był to masywny słój) wymieniono na plastik... smuteczek. Po raz pierwszy przyznam się, że opakowanie odebrało połowę wrażenia jeżeli chodzi o ten produkt. Ale do rzeczy. Jest to JEDYNY kosmetyk Phenome, który kupuję regularnie i kupować będę (przynajmniej dopóki będzie na rynku ;))

Phenome-(nalne) zakończenie




Moja przygoda z ofertą Phenome zaczęła się ponad 1,5 roku temu. Przez ten czas kupiłam i wypróbowałam spory pakiet kosmetyków. Z różnym skutkiem. Dzisiaj przychodzę do Was z podsumowaniem i próbą odpowiedzi na pytanie, czy było warto? :)

Phenome(nalny) ideał ♥






Dzisiaj będą zachwyty, ochy i achy w najlepszym wydaniu. Przedstawiam Phenome Holistic Pleasure Rejuvenating Rose Invigorating Body Buff - Organiczny peeling z płatkami róż, który przyczynił się o ogromnego zadowolenia oraz zarzucenia dalszych poszukiwań w tej materii.

Znalezienie peelingu idealnego trwało długo, głównie dlatego że lubię określone formuły i mam bardzo wymagającą skórę. Borykam się ze zmianami atopowo-łuszczycowymi, okresową suchością skóry niczym Sahara, ogromną wrażliwością i skłonnością do podrażnień, alergii. Taki rodzaj skóry nie jest łatwy w pielęgnacji, często wiele produktów już na samym początku odpada.

Do tego bardzo nie lubię tłustej warstwy, którą fundują np. peelingi P&R. Dla mnie to wada, nie zaleta. Tłusta, oblepiająca warstwa to coś, czego nie można mylić z natłuszczeniem, nawilżeniem. Taki ulepek na skórze nie zastąpi w moim przypadku balsamu.

Celowo o tym piszę, bo nagminnie wiele firm łączy z uporem maniaka cukier z różnymi olejami i są szczęśliwi, bo to jest świetny produkt, więc ja mówię od razu: dla mnie to nie jest kosmetyk jakiego potrzebuje moja skóra.

Dlatego też scruby P&R to dla mnie rodzaj odżywki pod prysznic. Rozwinę ten wątek przy najbliższej okazji. 

W zeszłym roku miałam okazję kupić rewelacyjny scrub Phenome Pure Sugarcane – Nourishing Deeply Sweet Scrub, któremu poświęciłam pełną recenzję KLIK! Pewnie zakończyłabym na nim dalsze poszukiwania, lecz opakowanie oraz rodzaj zabezpieczenia sprawiły, że darowałam sobie kolejny zakup. I dopóki producent nie wymyśli czegoś nowego, zakupu nie ponowię. Za to dostałam kiedy próbkę Invigorating Body Buff i od pierwszej chwili wiedziałam, że to jest TO!

INCI
Sucrose**, Dicaprylyl Carbonate**, Polyglyceryl-4-Caprate**, Butyrospermum Parkii (Shea Butter) Extract*, Cocos Nucifera (Coconut) Oil*, Orbingnya Oleifera Seed Oil*, Trihydroxystearin**, Steralkonium Hectorite**, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Shell Powder**, Macadamia Ternifolia Seed Oil / Macadamia Integrifolia Seed Oil*, Hydrogenated Vegetable Oil*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Fragaria Vesca (Strawberry) Seed**, Shorea Stenoptera Seed Butter*, Euphorbia Cerifera (Candelilla) Wax**, Glyceryl Caprylate*, Tocopherols**, Parfum**, Propylene Carbonate, Dehydroacetic Acid, Glycerin**, Rosa Rugosa Flower**, Sodium Stearoyl Glutamate**, Aqua**, Mauritia Flexuosa (Buriti) Fruit Oil**, Rose Oil***, Citrus Paradisi (Grapefruit) Fruit Extract**, Ananas Sativus (Pineapple Plant) Fruit Extract**, Hibiscus Sabdariffa Flower Extract**, Iris Florentina Root Extract**, Panax Ginseng Root Extract**, Vitis Vinifera (Grape) Leaf Extract**, Benzyl Alcohol, Sodium Phytate**, Caramel**, Linalool***, Citronellol***, Geraniol***
*Certified Organic, **Natural Raw Materials, ***Components of Natural Essential Oils

Opakowanie. To nadal masywny słój z ciemnego szkła. Ciężki i mało poręczny, ale odkąd mój mąż zamontował funkcjonalną półkę w kabinie prysznicowej problem rozwiązany. Od razu uprzedzam, że nie polecam tego scrubu podczas kąpieli w wannie, jedynie prysznic.
Za to coraz bardziej przekonuję się do szklanych opakowań, aczkolwiek niektóre firmy jak np. Collistar potrafią połączyć przyjemne z pożytecznym więc liczę, że i może P&R podąży za tym trendem? :)

Brak porządnego zabezpieczenia to kolejny problem, ale inna formuła tego peelingu ratuje go na samym wstępie.



Zapach bardzo przyjemny, aczkolwiek to nie jest róża jakiej można się spodziewać. To nasycony i wytrawny aromat, w stylu konfitury na bazie róży pomarszczonej (Rosa rugosa). Komu zdarzyło się jeść świeże owoce ten będzie mniej więcej wiedział jakiego aromatu można się spodziewać :) Dlatego zwolenniczki słodkich i delikatnych różanych aromatów mogą poczuć się nieco zawiedzione.



Konsystencja. Zbita, gęsta mieszanka brązowego cukru, płatków róży, łupinek migdałów, pestek truskawek. Całość w olejowej zalewie składającej się z oleju kokosowego, jojoba, makadamia. W składzie znajdziemy masło shea, chorea z pestek indyjskiego drzewka.

Muszę przyznać, że całość robi wrażenie i po nałożeniu choćby na dłonie czujemy przyjemny i delikatny efekt złuszczania, który nie jest inwazyjny dla wrażliwej i problematycznej skóry a przynosi pożądany efekt.

Średnioziarnisty, co dość dobrze widać na poniższym zdjęciu :)


Działanie. Po zastosowaniu pozostawia skórę miękką i gładką bez widocznego i mocno odczuwalnego tłustego filtru. Niestety wymaga on wilgotnej skóry podczas aplikacji, dla mnie to nie jest problem ale jeżeli ktoś szuka zdzieraka na sucho, to nie ten kierunek. Wyłącznie na wilgotnej skórze scrub zyskuje dobrą przyczepność a dalsze zabiegi nie idą na marne. 

Z kolei na mokrej skórze w wannie produkt szybko się rozpuszcza i osiada na niej, co nie jest zbyt bezpieczne. Pod prysznicem tego problemu nie ma, co więcej nie zostawia tak tłustej warstwy jak np. P&R. Łatwo wtedy o poślizg.



Bardzo wydajny, już niewielka porcja gładko rozprowadza się na partiach skóry i działanie przynosi pożądany efekt. 

Gdybym miała wybrać tylko jeden scrub, który chciałabym kupować, to byłby na pewno Phenome Holistic Pleasure Rejuvenating Rose Invigorating Body Buff.

Cena może nie jest zbyt przyjazna, bo opakowanie o poj. 200ml kosztuje w cenie podstawowej 160zł, ale od czego są promocje i inne okazje? Do tego dodam, że jeżeli mam kupować kilka średnich lub przeciętnych produktów tego typu, to wybieram opcję, raz a konkretnie. Na dodatek moja skóra rządzi się swoimi prawami i nie lubię oszczędzać na tym poziomie.

Pewnie można pokusić się o peeling w stylu DIY, ale jak do tej pory nie spotkałam się z tak optymalnym produktem na tej bazie. Co więcej, zdecydowanie bardziej wolę kupić gotowca, który nie zafunduje mi podrażnienia, czy innej historii. Mam za sobą dużo „króliczenia” i coraz częściej dochodzę do wniosku, że cenię ochronę własnej skóry. Dosłownie :)

Jest to już drugie opakowanie tego peelingu i na pewno nie ostatnie. Zacieram ręce na kolejne :D

Znacie? Lubicie, a może macie inne typy? Dajcie znać :)

Pozdrawiam :)

Rozczarowanie na całej linii, Phenome Rejuvenating Rose Essential Body Cream




Wg producenta Odmładzający krem do ciała ma zapewnić skórze doskonałe nawilżenie, wzmocnienie, elastyczność i sprężystość. Dodatkowo zabezpieczyć przed negatywnym działaniem wolnych rodników i procesem starzenia. Ponownie poczułam się jakbym brała udział w historii rodem sci-fi, niczym jak przy kremie opisywanym tutaj.

Krem męczę, dosłownie bo inne określenie nie będzie wystarczającym sposobem wyrażenia się w pełni. Dlatego męczę go od listopada. Mamy marzec i... Coraz mniejsze nadzieje nie tylko na odmłodzenie ciała, ale przede wszystkim na zużycie do samego dna. W tym przypadku dna nie będzie... 

Jest to moja wielka zakupowa porażka roku 2013, która na szczęście nie zabolała jakoś szczególnie po kieszeni, bo krem kupiłam podczas akcji -40%. Jednak nadal to był mój zakup....


Opakowanie. Słój z masywnego szkła w ciemnym kolorze. To po części takie wprowadzenie, że produkt jest ekskluzywny. Jakby nie patrzeć marka do takiej aspiruje i nie powiem, szklane opakowania coraz bardziej mi się podobają. Co prawda nie do końca praktyczne, lecz to kwestia gustu oraz naszych przyzwyczajeń.

Jak zwykle brak zabezpieczenia i zostajemy obdarowani marnym kawałkiem wieczka...



Konsystencja. Gęsta, treściwa i bogata. Dziwna formuła, która już na samym początku pokazała, że będą z nim problemy.

O, tak wygląda tuż po nałożeniu. Wiem, że pokaz na dłoni nie do końca jest miarodajny, ale w tym konkretnym przypadku krem zachowuje się identycznie na każdej części mojego ciała.


Za chwilę trochę rozsmaruję.


A tutaj możecie zobaczyć jak cienka warstwa podczas aplikacji potrafi zakryć mój pieprzyk i to jest próba już wmasowania w skórę...


Podsumowując, jest topornie i opornie. Bielenie i gęsta konsystencja wcale nie umilają wieczornego rytuału.

Zapach. To kolejny przystanek w tej wyboistej drodze. Róża, w ciężkim buduarowym wydaniu mocno okraszona szafranem. Kto zna Dark Rose Czech & Speak ten wie czego można mniej więcej się spodziewać. Dlatego zachęcam, zanurzcie nos w testerze, weźcie próbkę.

Działanie. Phenome po raz kolejny zapewnia, że krem idealnie pielęgnuje skórę w szczególności suchą i pozbawioną jędrności. Na brak jędrności nie narzekam, ale suchość już tak. Dlatego pytam się, gdzie obiecane nawilżenie, zmiękczenie, odzyskanie elastyczności i sprężytosci? No gdzie?



Krem w moim odczuciu działa czysto powierzchniowo, czyli jak już uporamy się z aplikacją, wsmarowaniem gęstej mazi nie zapominając o tym, że trzeba dozować z głową bo skubaniec roluje się na skórze... To następuje coś takiego jak „efekt przyduszenia”. Produkt wchłaniając się na skórze jednocześnie sprawia, że staje się ona matowa i nieco lepka. Całość utrudnia zapach, który zaczyna mnie po prostu drażnić. Wieczorny rytuał relaksu diabli biorą.... Natomiast rano mam nieznośną potrzebę zanurzenia się pod strumieniem wody, by zmyć go z siebie jak najszybciej.

Skład INCI

Rosa Centifolia Flower Water**, Citrus Medica Limonum (Lemon) Peel Water**, Aloe Barbadensis Leaf Water**, Isopropyl Palmitate**, Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Shorea Stenoptera Seed Butter*, Glyceryl Stearate**, Cetearyl Glucoside**, Cetearyl Alcohol**, Dicaprylyl Ether**, Glycerin**, Orbingnya Oleifera Seed Oil*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Persea Gratissima (Avocado) Oil*, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Sodium Polyacrylate, Aqua**, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil*, Rosa Gallica Extract*, Rosa Damascena Oil*, Tocopherols**, Melissa Officinalis Extract*, Sodium Stearoyl Glutamate**, Iris Florentina Root Extract**, Panax Ginseng Root Extract**, Vitis Vinifera (Grape) Leaf Extract**, Sodium Stearoyl Lactylate**, Cetyl Alcohol**, Tocopheryl Acetate, Vegetable Oil**, Glycine Soja (Soybean) Sterols**, Sodium Carboxymethyl Betaglucan, Sodium Lactate**, Carnosine**, Lactic Acid**, Castanea Sativa (Chestnut Tree) Seed Extract**, Avena Sativa (Oats) Kernel Extract**, Triticum Vulgare (Wheat) Germ Extract**, Sodium Phytate**, Dehydroacetic Acid, Parfum**, Benzyl Alcohol, Citronellol***, Linalool***

*Certified Organic, **Natural Raw Materials, ***Components of Natural Essential Oils



Pojemność 200ml, cena podstawowa 158zł

Krem do ciała rozczarował mnie. Nie zostały spełnione obietnice producenta, pielęgnacja w zasadzie żadna, by nie powiedzieć dobitniej.  I jeżeli mam być szczera, to w kwestii eko mazideł do ciała przoduje P&R. To właśnie ta firma ma w swojej ofercie fenomenalne masła do ciała. Dlatego też nie sądzę abym dała się przekonać do kolejnego zakupu w takim wydaniu. 

Miało być przyjemnie i aromatycznie a w rezultacie jest męcząco i przeciętnie.... Tym razem Phenome nie podbiło mojej skóry.

A jakie są Wasze ulubione produkty do codziennej pielęgnacji ciała?

Pozdrawiam :)

Phenome-nalny system






Phenome Sustainable Science Moisturizing System 24-Hour (Krem intensywnie nawilżający)

Krem przeznaczony do codziennej pielęgnacji, dla skóry normalnej i wrażliwej na bazie ekologicznych wód roślinnych, olejów organicznych, naturalnych ekstraktów.
Doskonały system nawadniający, dopasowujący się do indywidualnych potrzeb skóry- stopniowo uwalnia substancje nawilżające, pomagając zachować optymalny poziom wilgotności przez 24 godziny oraz chroniąc naskórek przed utratą wody.
Poprawia kondycję i wygląd skóry, zabezpiecza ją przed procesem starzenia się. Drobne linie i nierówności zostają wygładzone, skóra zachwyca elastycznością, sprężystością oraz promiennym wyglądem.

Celowo pozwoliłam sobie zacytować opis ze strony Phenome KLIK! bo komuś udało się wpleść wątek sci-fi i jeszcze ten system nawadniający. Czy naprawdę ktoś w to uwierzy?
System zadziała, jeżeli pielęgnacja będzie kompleksowa i dopasowana pod odpowiednim kątem. Sam krem cudu nie wywoła, niestety....


Skład INCI

Aloe Barbadensis Leaf Water**, Rosa Centifolia Flower Water**, Dicaprylyl Carbonate**, Glycerin**, Zea Mays (Corn) Starch**, Caprylic/Capric Triglyceride**, Isopropyl Palmitate**, Cetearyl Alcohol**, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Glyceryl Stearate Citrate**, Glyceryl Stearate**, Betaine*, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Macadamia Ternifolia Seed Oil / Macadamia Integrifolia Seed Oil*, Squalane**, Trihydroxystearin**, Steralkonium Hectorite**, Sodium Stearoyl Lactylate**, Cetyl Alcohol**, Vegetable Oil**, Aqua**, Dehydroacetic Acid, Aloe Barbadensis Leaf Juice**, Tocopherols**, Tocopheryl Acetate, Glycine Soja (Soybean) Sterols**, Parfum**, Xanthan Gum**, Propylene Carbonate, Passiflora Incarnata Extract**, Rosa Gallica Extract*, Calendula Officinalis Flower Extract*, Lycium Barbarum Fruit Extract*, Sodium Carboxymethyl Betaglucan, Sodium Lactate**, Iris Florentina Root Extract**, Panax Ginseng Root Extract**, Vitis Vinifera (Grape) Leaf Extract**, Castanea Sativa (Chestnut Tree) Seed Extract**, Avena Sativa (Oats) Kernel Extract**, Triticum Vulgare (Wheat) Germ Extract**, Panthenol, Sodium Hyaluronate**, Benzyl Alcohol, Carnosine**, Lactic Acid**, Rosa Damascena Oil*, Sodium Phytate**, Citronellol***, Geraniol***, Limonene***, Linalool***
*Certified Organic, **Natural Raw Materials, ***Components of Natural Essential Oils


Patrząc na skład całości wydaje się równie zawiła jak firmowy opis ;) i zakładam, że większą część kobiet nie interesuje co tam jest w środku. Ma działać i tyle.

Moja relacja z tym kremem jest niczym status na Fejsbuku, skomplikowana ;) Z jednej strony mamy przyjazny skład, obietnice producenta i całą filozofię marki, bo przecież TO Phenome. Natomiast działanie jest.... Osobliwe. To będzie dobre określenie i zaraz wyjaśnię dlaczego.

Moje oczekiwania od kremu nawilżającego?

Ma spełniać główne zadanie, czyli nawilżać, nie tylko powierzchownie ale faktycznie działać, czyli ma być odczuwalne. Niech się stanie dobrą bazą pod makijaż, do wykorzystania na dzień i na noc. Ideałem jest taki nawilżacz, który wykorzystam przez cały rok.

Niby niewiele, prawda? W rezultacie okazuje się, że poprzeczka postawiona jest wysoko, ale w końcu to Phenome. 50ml za 129zł w cenie regularnej zobowiązuje moim zdaniem, nie tylko do tego by znaleźć poparcie w działaniu lecz i zastosowaniu.

Krem kupiłam w ciemno. Przyznaję się. Była obniżka -40% i połasiłam się, stwierdziłam, że to jest dobra okazja, by zgłębić zasoby tej marki. Dlatego wtedy też przy paru okazjach wymieniłam stare na nowe :D Wszak pieniądz zalegać nie może a natura pustki nie lubi :)

System nawadniający zagościł u mnie jesienią, pomyślałam że to idealna pora. „Pamiętasz, była jesień” ;)

Po kilku aplikacjach pomaszerował w kąt i nie miałam na niego ochoty. Było dla mnie na niego za ciepło, wróciłam do niego w połowie listopada i od tamtej pory nasz związek jeszcze kwitnie. Ale od początku :)


Opakowanie. Fikuśna buteleczka z ciemnego szkła z pompką, która „pluje” jak chce, raz mniej, raz więcej. Mam drugi egzemplarz i dzieje się z nim to samo. Poza tym przyzwyczaiłam się, że większość tego typu dozowników ofiaruje mi wystarczającą ilość na twarz i szyję. Tutaj muszę się namachać.


Tak wygląda rurka w całej okazałości, niby dotyka dna, lecz jeżeli zostaje ok. 1/3 kremu w opakowaniu to choćbym nie wiem jak się starała, nie wydobędę go z butelki. Chyba, że wniknę do środka....


Konsystencja. Rodzaj kremowej śmietanki, w pierwszej chwili wydaje się bardzo treściwa, ale jest lejąca. Mam nadzieję, że poniższe zdjęcia dobrze zilustrują mój opis.
Wchłania się bez problemu, czasami miałam wrażenie, że aż za szybko. W tym sensie, że jakby było go za mało? Wiem, dziwne.



Działanie. Dla mnie to produkt ewidentnie na okres jesienno-zimowy, nie widzę go przez pozostałe dwie pory roku u siebie. Nie jest też typowym kremem ochronnym, który mogłabym wykorzystać podczas np. polskiej zimy. Chyba, że potraktować go jako krem domowy. Za to wyjątkowo drogi krem domowy ;)

Na mojej mieszanej i kapryśnej cerze wchłaniał się jak chciał, raz lepiej, raz gorzej. Jeżeli tylko robiło się trochę cieplej np. 10 stopni na plusie, to czułam jak moja cera „się pociła”. 

Wykonanie na nim makijażu graniczyło z cudem, praktycznie każdy podkład się rolował, ścierał. Próbowałam różnych kombinacji, ostatecznie poległam. Zaczęłam używać go na noc i w takiej wersji został ze mną do dzisiaj. Wieczorem jest mi wszystko jedno, czy coś się roluje, nie tak wchłania. Nie idę na pokaz piękności tylko do łóżka :D W zależności od kondycji cery i jej potrzeb nakładam go na całą twarz i szyję lub tylko na obszary naczynkowe i szyję.

I tutaj muszę zwrócić uwagę, że w roli nocnego pomocnika krem spisuje się pierwsza klasa. Koi, goi, nawilża a rano cera promienna jak pupa niemowlaka :D Dosłownie!

Na początku pojawiła się przyjemna miękkość, skóra stała się aksamitna w dotyku.
Chwilami czułam jakby krem został podmieniony. Czary-mary :DDD
Jakkolwiek brzmi opis producenta, to nawilżenie staje się odczuwalne i widoczne, kondycja skóry ulega zmianie. Przywraca większą elastyczność a drobne zmarszczki mimiczne wygładzone. Najszybciej zobaczyłam to w okolicy ust, na bazie konturu podczas uśmiechu. 



Dostrajanie się trwało kilka tygodni i pewnie nie doceniłabym jego właściwości, bo krem nie należy od wydajnych. Szybko się kończy, albo raczej zbyt szybko. A ja miałam focha na Phenome i większą część pielęgnacji z tej firmy. Jednak w tym czasie pojawiłam się w Polsce a moja Mama z pewną nieśmiałością przyznała, że nie chce tego kremu. Trochę było Jej głupio, a mnie jeszcze bardziej. W końcu nikt nie lubi mało trafionych prezentów. Machnęłyśmy na to ręką ;) i stwierdziłam, że skoro zmęczyłam jedno opakowanie, to drugie nie będzie problemem zwłaszcza, że to była TA chwila, w której dostrzegłam iskierkę potencjału dla mojej cery.

I teraz tak, gdybym napisała recenzję po jednym opakowaniu, to nie byłoby w niej nic dobrego. Wyleczyłabym się z nowych zakupów, nie dała mu drugiej szansy. Kiedy przejęłam nowe opakowanie  pomaszerował od razu na półkę, by z każdym kolejnym dniem a raczej nocą czynić magię na mojej skórze :)
Cieszę się, że dostał drugą szansę na swój pokręcony sposób. Lecz po raz kolejny przekonałam się, próbki/testy to podstawa. Zwłaszcza jeżeli chodzi o Phenome. Już dawno z żadną firmą nie miałam tylu zawirowań, od miłości do nienawiści. Oczywiście z przymrużeniem oka, bo to tylko kosmetyki.

Minęły 2,5 miesiące z Sustainable Science Moisturizing System 24-Hour, a ja mam za sobą przygodę ze 100 ml nawadniania. Produkt jest ważny przez 6 miesięcy od chwili otwarcia więc spokojnie zdążymy go zużyć :)))

Średnia wydajność, problematyczne opakowanie i wydobycie kremu do końca, trudna relacja w dopasowaniu. A mimo wszystko przekonał mnie, że na kolejną jesień na pewno go zaproszę :)

Dla porównania mam w planach zakup Sustainable Science Luscious Hydrating Cream - Krem nawilżający do cery odwodnionej i suchej. To już nie będzie strzał w ciemno. Mamy za sobą bardzo owocne spotkanie i czekam tylko na dobrą okazję do zakupów. O dziwo, ten krem nie powinien mi pasować, a testowanie na bazie Phenomenalnych tubeczek pokazało coś innego :) Jest MOC.

Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali do końca ;) CMOK

Pozdrawiam :)