Pielęgnację zawsze mi jest łatwiej opisywać głównie dlatego,
że na bieżąco coś się zmienia, zużywa i siłą rzeczy pojawiają się nowości. Z
kolorówką jest już inaczej. Nie wiem jak dla Was ale w moim przypadku jedynie
tusz/podkład czy kremy tonujące/błyszczyki bądź balsamy do ust są w ciągłym
ruchu natomiast jeżeli chodzi o resztę to jest już zupełnie inaczej.
W każdym razie postanowiłam zebrać to, co w ostatnich
miesiącach sprawiło, że sięgam chętniej niż po coś innego lub polubiłam na
tyle, że nie wyobrażam sobie codziennego rytuału bez danego produktu.
Brytyjskie lato jest umiarkowane. Mnie to bardzo odpowiada
:) Lubię ciepło ale bez przesady i zawsze polska aurą o tej porze była dla mnie
najbardziej męcząca... Jednak i w UK zdarzają się na tyle ciepłe dni, że nie
mam ochoty na makijaż i stawiam na minimalizm.
Prezentację faworytów z kolorówki podzielę na dwie części,
dzisiaj będzie o kilku różnych kosmetykach a następnym razem pokaże tzw.
żelazny zestaw jaki towarzyszy mi od kilku tygodni.
Zainteresowane? :)
Zacznę od słynnego
BB
kremu - Lioele Dollish Veil Vita # 1 Gorgeous Purple – z moją recenzją
możecie zapoznać się
TUTAJ
– nadal uważam, że jest on fenomenalny i warty wypróbowania. Zachwycam się nim
ale nie zmieniłam zdania co do BB kremów. Moim zdaniem każdy sam musi
zadecydować czy chce, czy warto itd. Nie ma jedynej i słusznej drogi, która
mówi, że właśnie TO będzie dla Ciebie dobre ;)
U mnie się sprawdza i zaopatrzyłam się w zapas.
Oriflame Beauty
Eyebrow kit – wykończyłam moją ulubioną paletę z Alterry,
prezentowałam ją
TUTAJ i
szkoda, że zniknęła z oferty bo uważam, że to był świetny produkt. Od jakiegoś
czasu uzależniłam się od palet i wśród ulubieńców jest także ELF, pokazywałam
ją
TUTAJ.
Oriflame kupiłam w okresie kiedy była produktem widmo ale spotkałam się z
informacją, że pokazała się na nowo. Nie wie czy to ta sama wersja ale ta,
która posiadam jest niezła. Jedynie wosk od samego początku był dziwny ale nie
sięgam po niego więc nie napiszę więcej.
Opakowanie to praktyczna kasetka z mini szufladką na
aplikatory, przyznam się, że to fajny pomysł szczególnie dla wersji mobilnej
bez dodatkowego balastu w kosmetyczce.
Burberry Lip Cover,
za jej sprawą na nowo polubiłam pomadki :) i sprawiła, że nabrałam ochotę na
poznanie kolorówki Burberry. Miniaturka jest świetna ale myślę o
pełnowymiarowym opakowaniu.
Przy okazji odkryłam fantastyczne szminki z Rimmela – pewnie
wszyscy je dobrze znają ale uważam, że warte ponownej prezentacji.
Rimmel Lasting Finish
070 Airy fairy oraz Rimmel Lasting
Finish 077 Asia – ogromnie je polubiłam za kremową konsystencję, dobrą
trwałość a przede wszystkim za to, że nie wysuszają moich ust. Kolory bardzo
udane, idealne do szybkiego oraz estetyczne opakowanie.
P2 mission summer
look 010 Rich Rose to moje ostatnie odkrycie oraz Alverde 52 Primrose.
Pomadka P2 jest
niesamowicie trwała i świetnie napigmentowana. W pierwszym kontakcie wydaje się
nieco sucha i twarda ale to złudzenie ponieważ świetnie rozprowadza się na
ustach. Nie zauważyłam aby wysuszała skórę moich ust a podczas jedzenia czy
picia równomiernie znika.
Alverde zaskoczyło
mnie tym, że nie jest to tylko pomadka ;) Mam wrażenie, że zachowuje się jak
koloryzujący balsam do ust. Jest świetna i mam ochotę na spróbowanie innego
koloru. Może akurat pojawi się okazja.
Jeżeli chodzi o walory pielęgnacyjne pod kątem ust to
stawiam na Mac’a oraz A-dermę, lubię tego typu balsamy pielęgnacyjne.
MAC Lip Conditioner został już przeze mnie
szczegółowo opisany. Pełna recenzja znajduje się TUTAJ
A-Derma Regenerujący balsam do ust na bazie
mleczka z owsa Rhealba. Mam
ogromną słabość do tej firmy ponieważ w okresie dużych problemów ze skórą
okazała się mieć w swojej ofercie naprawdę skuteczne dermo kosmetyki. Uratowały
mi skórę. Dosłownie.
Wg producenta balsam
do ust głęboko nawilży i wygładzi skórę ust pozostawiając na nich długotrwały
film ochronny do 6h, nie pozostawia widocznego wykończenia.
Kosmetyk jest
zamknięty w praktycznej tubeczce ze ściętym dziubkiem o poj.15 ml, tworzywo z
którego wykonano opakowanie jest na tyle miękkie, że bez problemu zużyjemy
balsam do końca.
Faktycznie świetnie
nawilża i regeneruje skórę ust, dodatkowo łagodzi drobne podrażnienia. Świetnie
sobie radzi z suchymi skórkami, wygładzając skórę warg. Po nałożeniu nie widać,
że zastosowaliśmy jakikolwiek kosmetyk. Smak i zapach wg mnie neutralny.
Delikatna formuła pozwala na zastosowanie w każdych warunkach bez potrzeby
użycia lusterka ;)
Jest tylko jeden
minus, nie nadaje się do używania podczas bardzo niskich temperatur. Miałam
wrażenie, że był za lekki na duże mrozy. No i te 6 godzin ochrony to też
odrobinę przesadzone ;) Działa i to dobrze ale aplikacje warto powtarzać co
jakiś czas.
Tusze. W tej
kwestii nastąpił wielki powrót do Max Factor 2000 Calorie i okazało się, że
kupiłam odnowioną wersję - trudno jest mi oceni różnice ale ta jest moim
faworytem i zdeklasowała wyższą półkę ;) Na równi z MF stawiam
Maybelline One by one Satin Black, której pełną recenzję możecie
TUTAJ zobaczyć.
Na koniec zostawiłam kosmetyki firmy
MeMeMe, brązująco - rozświetlające kamyki pokazywałam
TUTAJ i nadal uważam, że
Goddess Rocks to był świetny zakup!
Bardzo je lubię i wykorzystuję z powodzeniem na co dzień. Ich uniwersalność
pozwala także na szybki makijaż oka a efekt końcowy podoba mi się.
W moim posiadaniu znalazły się również kremowe cienie Dew pots w kolorach Deadly berry oraz Autumn Smoulder. Jako cienie są takie sobie. Mam szybko
przetłuszczające się powieki i nie zdają egzaminu ale w roli linera są
genialne! Nałożone na cień w postaci kreski zmieniają konsystencję na pudrową i
kolor świetnie trwa cały dzień n powiece. Łatwo też stopniuje się poziom
nasycenia i bardzo podobają mi się w tej roli. Bardzo mi przypadły do gustu i
są w codziennym użyciu od kliku dobrych tygodni.
Znacie coś z moich ulubieńców a może
macie inne odczucia,
którymi chcecie się podzielić?
Pozdrawiam!