Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ZAO Make-up Organic. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ZAO Make-up Organic. Pokaż wszystkie posty

ZAO MAKE-UP ORGANIC Róż do policzków Purpurowy 323




W połowie maja KLIK! Prezentowałam swoje zakupy oraz wrażenia związane z ZAO Make-up Organic. Niestety nie były to zachwyty, kosmetyki nie wpisały się w moje potrzeby oraz oczekiwania. Nie kryłam swojego rozczarowania, ale to był mój wybór i mogłam mieć jedynie do siebie pretensje. Tak bywa...

Spotkała mnie za to potem pewna niespodzianka. Mianowicie odezwała się do mnie firma Biolander, gdzie też robiłam wcześniej zakupy. Wiadomość utrzymana w przyjaznym tonie oraz pełne zrozumienie dla mojego rozczarowania była czymś nowym. Bo ile firm tak naprawdę interesuje się Naszymi odczuciami? W każdym razie została złożona mi propozycja wypróbowania różu, o którym wspominałam podczas rozważania ponownego zakupu z ZAO. Pomyślałam, że dlaczego nie;) I nie, nie było potraktowane to rzekomą łapczywością. Róż 323 interesował mnie ze względu na swój kolor. Rzadko spotykana kolorystyka, czyli chłodny róż z fioletowymi tonami stanowił potencjalnie udany strzał. Zbliżał się akurat czas mojego pobytu w Polsce, więc zgodziłam się. Po sprawnej wymianie e-maili przesyłka szybko znalazłam się w moim rodzinnym domu i już czekała na mnie.


Nie muszę mówić, że byłam bardzo ciekawa jak faktycznie będzie prezentować się odcień różu, nie zapominając, o jakości. Co prawda Biolander odpowiedział na moje wszystkie pytania oraz dostarczył „real foto”, ale zawsze to inaczej, kiedy możemy poczuć produkt w dłoni?)

Oto, co producent ma do powiedzenia w kwestii różu:

Wymodeluj swoją twarz i dodaj jej zdrowego blasku i naturalnych rumieńców za pomocą różu do policzków ZAO. Prawdziwe ostateczny szlif różem jest częścią podstawowego makijażu, który natychmiast poprawi wygląd twarzy, podkreśli urodę.

To, co mi się podoba w tym kolorze to fakt, że niesamowicie ożywia twarz. Sięgam po niego regularnie i używałam w różnych sytuacjach/kombinacjach gdzie finalnie uzyskałam efekt promiennej cery.

Czy jesteś zwolenniczką naturalnego makijażu, czy bardziej wyrafinowanego, róż ZAO zaspokoi wszystkie Twoje pragnienia!
Podobnie jak wszystkie nasze kosmetyki w pudrze, róż nie zawiera talku.

Nie należę do ortodoksów w tej kwestii, ale lubię kosmetyki bez talku i pomyślałam, że to będzie idealny produkt nie tylko w okresie, kiedy borykam się z moim wysypem związanym z trądzikiem różowatym, ale i na czas uśpionej, zaleczonej skóry.

Połączenie rzemiosła z nowoczesnością. Oryginalna obudowa Różu wykonana jest lakierowanego bambusa, dla udoskonalenia oferty, puder jest zapakowany w bawełniany woreczek, dla lepszej ochrony tego prawdziwego cudu. Dzięki swojej doskonałej prezentacji, gama produktów ZAO idealnie nadaje się na prezent.

Opakowanie dla mnie średnio praktyczne, tutaj zdania nie zmienię, ale paleta magnetyczna z Inglota rozwiązuje problem. Wkład można wyciągnąć. O ile w domu trzymam go w oryginalnym opakowaniu to tak na wyjazd, czy inne okazje wędruje do palety.

Biorąc pod uwagę opakowanie i woreczek, faktycznie nadaje się na prezent. Jednak czy chciałabym komuś zrobić tego typu niespodziankę? Sama nie wiem.... Musiałabym wiedzieć, że dana osoba bazuje na kosmetykach tego typu i lubi się z ZAO.

Ze strony sklepu pochodzi pełen skład i opis INCI.

Skład (INCI): MICA, ZEA MAYS STARCH (ZEA MAYS (CORN) STARCH), SQUALANE, SILICA, ZINC STEARATE, AQUA (WATER), LAUROYL LYSINE, THEOBROMA CACAO SEED BUTTER (THEOBROMA CACAO (COCOA) SEED BUTTER)*, BUTYROSPERMUM PARKII BUTTER (BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA) BUTTER)*, CI 77820 (SILVER), GINKGO BILOBA LEAF EXTRACT, HAEMATOCOCCUS PLUVIALIS EXTRACT, THEOBROMA CACAO SEED EXTRACT (THEOBROMA CACAO (COCOA) SEED EXTRACT), BAMBUSA ARUNDINACEA STEM POWDER, ALCOHOL, ILEX PARAGUARIENSIS LEAF EXTRACT*, MALTODEXTRIN.
MOŻE ZAWIERAĆ +/-: CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE), CI 77491 (IRON OXIDES), CI 77492 (IRON OXIDES), CI 77499 (IRON OXIDES), CI 77742 (MANGANESE VIOLET), CI 77007 (ULTRAMARINES).

* : Pochodzi z uprawy biologicznej.
Lista składników: Mika, Skrobia kukurydziane*, Stearynian cynku, Skwalan, Krzemionka, Woda, Lauroilo lizyna, Masło kakaowe*, Masło Shea ( Karite )*, CI 77820 Sproszkowane srebro, Ekstrakt z liści Gingko Biloba, Ekstrakt z alg Haematococcus pluvialis, Ekstrakt z nasion Kakao, Mikronizowany proszek bambusowy, alkohol, Wyciąg z liści herbaty paragwajskiej - Yerba Mate*, Maltodekstryna. 

Może zawierac + / - : CI 77891 [ dwutlenek tytanu ], CI 77491 [ tlenek żelaza ], CI 77492 [ tlenek żelaza ], CI 77499 [ tlenek żelaza ], CI 77742 [ mangan fioletowy], CI 77007 [ ultramaryna ].

Waga : 9 g/78zł
Wkład : Tak.

Składniki naturalne : 100% Składniki biologiczne : 10% minimum
Certyfikat : Kosmetyki ekologiczne i biologiczne certyfikowane przez ECOCERT : http://cosmetiques.ecocert.com.

Tyle słowem wstępu. Przechodzę do konkretów.

Pierwsza sprawa zapach. I tym razem jest on wyczuwalny, ale dużo mniej niż poprzednio. Taki już urok. Na szczęście formuła samego różu jest przyjemna. Dobrze sprasowany, lecz brak mu jedwabistości. Czuje się pewną toporność w konsystencji, kredowość. Dość trudne do opisania wrażenie. Jestem przyzwyczajona do jedwabistej konsystencji. Tym razem jest inaczej. Nie wiem, czy każdy będzie zadowolony z tego typu formuły, ponieważ aplikacja nie polega na muśnięciu pędzlem, lecz budowaniu koloru. I to właśnie ze względu na strukturę. Do tej pory matowe róże, które miałam w swoich zasobach nie posiadały tak mocno odczuwalnej „toporności” podczas nakładania. Chodzi oto, że łatwo o plamy jeżeli nie dobierzemy dobrego pędzla. Poza tym od pierwszego kontaktu ze skórą trudno o korektę, kosmetyk stapia się momentalnie ze skórą. Trwałość to jego atut!

Jest dobrze sprasowany i nie wpływa to na walory użytkowe. Jeden ruch pędzlem i mamy wymaganą ilość produktu. Nie jest twardy, ani zbity co czasami się zdarza i bardzo nie lubię takich konsystencji. Podczas użycia nie pyli co mile mnie zaskoczyło, wydaje się suchy ale subtelnie „rozsypuje drobinki pyłu”. Trudno to nazwać słowami, ale to moje wyobrażenie :)))
Do samego końca nie potrafię sprecyzować, czy to wada lub atut;) Początki były trudne z czasem nauczyłam się go obsługiwać;)

Za to kolor oraz poziom jego pigmentacji zasługuje na uwagę. Wystarczy jednorazowa aplikacja z pędzla i nabieramy odpowiednią ilość. Nasycenie łatwo stopniować, ale zalecam ostrożność. Pozornie kolor jest niewinny i przyjazny, tylko pozornie, ponieważ wszystko zależy od używanego pędzla. Nie traktuję tego, jako wady, lecz w pierwszym kontakcie kolor wydał mi się bardzo bezpieczny: D 


Dobranie pędzla nie jest problemem, idealne jest tutaj gęste i puchate włosie ewentualnie w pędzel w stylu duo-fiber.

Pokazana próbka koloru została przygotowana na potrzeby ukazania samego odcienia i nie sądzę aby ktoś nakładał róż w takiej ilości jak jest to pokazane w pierwszej kolejności. Tuż obok to już standardowa aplikacja plus roztarcie. Celowo o tym wspominam, bo czasami mam wrażenie, że nie do końca niektórzy rozumieją funkcję próbki koloru :P

Kolor. Był dla mnie magnesem. Dlaczego tak mało na rynku jest różowych odcieni w chłodnej tonacji z domieszką fioletu? Dla mnie, osoby, która boryka się z naczynkami i trądzikiem różowatym tego typu kolory są niczym zbawienie. Nie podkreślają zaczerwienienia na skórze i nawet w obliczu zmian trądzikowych mogę z powodzeniem po takowy sięgać. 



Jak widać na zdjęciach nie należę do grupy osób z nieskazitelnym licem :P Ale dlaczego problemy skórne mają mnie ograniczać w makijażu? Co prawda unikam pewnych dodatków, zostawiam je sobie na okresy kiedy moja cera ma dobre dni, choć takowych mało to już pogodziłam się z tym faktem.



Tutaj za to róż po ok. 10h i jak widać jest nadal na swoim miejscu pomimo, że czoło błyszczy mi się niesamowicie.... Musiałam użyć lampy, bo światło zanikało coraz bardziej.


Najważniejszy jest dystans do siebie :)



Kolejny atut. Róż jest matowy, pomimo zawartości miki na skórze nie uświadczymy widocznych drobinek. Dla mnie to ważne! Lubię róże z dodatkami, ale tak jak cenię sobie matowe bronzery, tak też lubię mieć matowe róże w swoich zasobach.

Najważniejsza cecha moim zdaniem, która wprawiła mnie w zdumienie to trwałość. Jest niesamowita! Róż na mojej skórze trwa nienaruszony przez cały dzień i nie ma znaczenia, czy skóra była dobrze przygotowana, czy też nie. Wiadomo, że w ciągu dnia gdzieś tam, jakoś dotykamy twarzy rękoma i w różnych okolicznościach produkty ścierają się. To normalne. Tutaj róż jest na miejscu, nie ciemnieje, nie zmienia swojego odcienia. Od początku do końca zachowuje się tak samo.

Z tego produktu jestem zadowolona, daje mi swobodę i posiadam kolor, który pasuje mi pod każdym kątem. Co prawda konsystencja nie jest do końca tym, czego oczekuję od kosmetyków kolorowych, ale przymykam oko. Raz, że do tej pory wymarzony odcień różu w takiej tonacji miałam tylko z firmy mineralnej Lumiere i jest on w sypkiej postaci a tutaj jest sprasowany. Dwa, że matowe wykończenie i trwałość są dla mnie ważniejsze niż detale opakowania i zapach.

Kiedyś myślałam, że jestem różo-maniaczką :P, ale po przejrzeniu własnego zbioru doszłam do jednej konkluzji- wybieram zbliżone kolory. Rzadko decyduję się na szaleństwo, stawiam na odcienie dopasowane do swojego typu urody. No i druga kwestia, przez ostatnie lata zdążyłam zużyć do końca raptem kilka sztuk.... A zbieractwa nie uprawiam: P

W obliczu wszystkich za i przeciw stwierdzam, że dobrze dobrany róż podobnie jak i bronzer potrafią czynić cuda z naszą twarzą. Warto próbować/starać się/uczyć nakładać róż i cieszyć się efektem końcowym. Sama cały czas ewoluuję w tym kierunku i nie zrażają mnie drobne niepowodzenia :P

Co więcej - dobrze dobrane kolory stają się naturalnym uzupełnieniem codziennego makijażu. Nie wyobrażam sobie tego zabiegu bez kapki różu a wybór odcienia czy formy należy wyłącznie od nas :)

Tak, róż sprawdził się, ale nie kupiłabym go sama. Wybrałabym wkład, który kosztuje 29, 50 zł i uważam, że tyle jest warty. Nie spodziewałam się, że Biolander przyśle mi pełnowartościowy produkt, więc to plus dla sklepu. Jednak rodzi się pytanie, czy gdybym nie prowadziła bloga i nie napisałabym o swoich wrażeniach, negatywnych swoją drogą po zakupach to czy mogłabym liczyć na takie samo podejście firmy? Tak wiem, to naiwne pytanie, ale chcę Wam pokazać, że doceniam gest, który przecież nie jest czysto bezinteresowny. Nie bardzo miałam ochotę wydać kolejne 100zł na zakup w ciemno. Tamte zakupy stały się totalnym niewypałem. Cień powędrował do pewnej osoby a puder leży gdzieś porzucony.... Dlatego też oferta była kusząca biorąc pod uwagę kolorystykę.

Jeżeli tylko kolor zostanie w sprzedaży, to na pewno do niego wrócę w postaci wkładu.
  
Natomiast nie zmienię zdania, co do wrażeń, które zostały po kontakcie z ZAO. Więcej poznawać nie chcę i nie zamierzam. Róż, był brany pod uwagę i wpasował się w moje potrzeby. Czy mogę go polecić? Jeżeli któraś z Was ma takie same wymagania/oczekiwania to jak najbardziej. Szczególnie, że wkład ma cenę w bardzo przyjaznej cenie:)

Czy któraś z Was zdecydowała się na zakupy z ZAO? Jestem ciekawa wrażeń innych osób, szczególnie nie związanych z tzw. współpracami.


Pozdrawiam :)


ZAO MAKE-UP ORGANIC – moje wrażenia




Kosmetyki ZAO ciekawiły mnie od jakiegoś czasu, jednak mała ilość informacji oraz zdjęć z realnymi kolorami skutecznie studziły mój zapał. W międzyczasie Fan Page Zao zaczął dość prężnie działać, pojawił się nabór chętnych do testów itd. Na testowanie się nie załapałam, ale to nie był problem, więc postanowiłam zrobić sama zakupy. Wybrałam dwa produkty na dobry początek a po długich debatach z obsługą ZAO uznałam, że mniej więcej wiem, w jakie kolory celować. To mniej więcej było bardziej mniej niż więcej, no, ale takie są wady i zalety zakupów via net.
 
Pominę estetykę opakowań, które do mnie zupełnie nie trafia i na dodatek zapach nie jest zbyt ładny- delikatnie mówiąc. Producent sobie żarty stroi z konsumenta –„Oryginalna obudowa cieni wykonana jest lakierowanego bambusa, dla udoskonalenia oferty, cień jest zapakowany w bawełniany woreczek, dla lepszej ochrony tego prawdziwego klejnotu. Dzięki swojej doskonałej prezentacji, gama produktów ZAO idealnie nadaje się na prezent.”

Jednym może się podobać, innym nie. Jestem w tej drugiej grupie. Woreczek może i jest fajnym detalem, lecz po takim spotkaniu jak moje na pewno nikomu nie kupiłabym tego na prezent.

Zacznę od prezentacji kremowego cienia w pięknym odcieniu na wzorniku! o nazwie Ametyst 253.



„Figlarny, wspaniały, doskonały produkt - kremowy cień do powiek ZAO! Ten cień jest prawdziwym produktem typu "wszystko w jednym". Jego intensywna barwa i delikatna tekstura sprawią, że Twój makijaż powiek stanie się łatwiejszy niż kiedykolwiek!
Dzięki kremowej, delikatnej teksturę i łatwemu rozprowadzeniu się, kremowy cień do powiek może być dodatkowo używany, jako korektor, a nawet, jako szminka! Doskonały na każdą okazję! Połączenie rzemiosła z nowoczesnością.”

Bardzo lubię kremowe cienie, w większości przypadków stanowią świetne uzupełnienie makijażu. Jednak tym razem nie ma ani intensywnej barwy, ani delikatnej tekstury. Cień jest bardzo twardy, z trudem nabiera się go palcem a co dopiero pędzelkiem: ( Nasycenie koloru pozostawia wiele do życzenia. W zasadzie to miałam problem, by zrobić nim jakikolwiek makijaż.


Doskonały na każdą okazję.... Taaaaa, ale na pewno nie dla mnie.
Aby pokazać próbkę koloru musiałam dość długo pocierać opuszkiem palca, by cokolwiek nabrać na niego.... Pędzelek także dość mocno był dociskany, co zresztą widać na zdjęciach.
Ktokolwiek nazywa ten cień kremowym to nie ma pojęcia o cieniach w kremie. Pełną informację znajdziecie tutaj


Dla mnie to totalna porażka... Próbowałam coś z niego wykrzesać od marca i za każdym razem poddawałam się. Nie mam już na niego pomysłu. Cień kosztował 59, 90zł i za przeproszeniem pluję sobie w brodę, bo mogłam dołożyć i kupić sprawdzone cienie Shiseido czy MUFE.

Nigdy więcej!

Kolejny produkt to Matujący Puder w kompakcie Cappuccino 304. Dobranie koloru było prawdziwym wyzwaniem, trudno było się porozumieć z obsługą ZAO, ale finalnie zostałam naprowadzona i wybór zapadł. Niestety kolor jest za ciepły z tendencją do ciemnienia w ciągu dnia.

Producent głosi, „W jaki sposób można zapobiec świeceniu się skóry na twarzy? W jaki sposób zapewnić idealny wygląd swojemu makijażowi?
Zdecyduj się na Matujący Puder w kompakcie! Doskonale matuje, ujednolica, wyrównuje koloryt skóry zapewniając jej jedwabistość i aksamitną miękkość. Podobnie jak wszystkie nasze kosmetyki w pudrze, kompakt nie zawiera talku.”

Nie oczekiwałam po nim super matu, lecz ten kosmetyk robi wszystko tylko nie matuje. Używałam go z puszka, pędzli różnego typu w różnych kombinacjach. NIC się nie działo. Jedyny plus, brak talku. Myślę, że dla wielu osób może to mieć znaczenie.



Nie odnotowałam żadnego matowienia, ujednolicenia czy choćby wyrównania kolorytu. W zasadzie to mogłabym sobie darować użycie pudru a nikt nie zauważyłby różnicy....
Dodatkowo zniechęcał mnie jego wątpliwy zapach i po kilkunastu razach pojawiły się takie oto grudki.

Miałam nadzieję, że kosmetyk tego puder będzie dobrą alternatywą dla tradycyjnej kolorówki. Pomyliłam się. Dla mnie to kolejny mało trafiony wybór.

Więcej możecie poczytać w tym miejscu, jest tam także pełen skład INCI.



Cena pudru 73zł i jak na chwilę obecną plasuje się na liście najgorszych pudrów, z jakimi miałam do czynienia.

Zakupy z ZAO to moja absolutna wpadka, mam ochotę na róż, który kusi mnie swoim odcieniem, bo akurat tego typu tonacji jest jak na lekarstwo, lecz chyba jednak dam sobie spokój i wybiorę coś sprawdzonego, coś, co zawsze spisywało się u mnie.
Szczerze mówiąc to mam problem, co zrobić z tymi kosmetykami, ponieważ z jednej strony z chęcią posłałabym je do kosza. Z drugiej strony może ktoś inny doceni w nich „to coś”, co dla mnie jest kompletnie bezużyteczne.
Dawno nie zaliczyłam tak nieudanych zakupów.... Ale jest to cenna nauczka na przyszłość.

A Wy znacie ZAO? Może macie odmienne zdanie i w Waszym przypadku sprawdziły się ich kosmetyki?
Pozdrawiam!