W połowie maja KLIK! Prezentowałam swoje zakupy oraz wrażenia związane z ZAO Make-up Organic. Niestety nie były to zachwyty, kosmetyki nie
wpisały się w moje potrzeby oraz oczekiwania. Nie kryłam swojego rozczarowania,
ale to był mój wybór i mogłam mieć jedynie do siebie pretensje. Tak bywa...
Spotkała mnie za to potem pewna niespodzianka. Mianowicie odezwała się do mnie firma
Biolander, gdzie też robiłam wcześniej zakupy. Wiadomość utrzymana w przyjaznym
tonie oraz pełne zrozumienie dla mojego rozczarowania była czymś nowym. Bo ile
firm tak naprawdę interesuje się Naszymi odczuciami? W każdym razie została
złożona mi propozycja wypróbowania różu, o którym wspominałam podczas
rozważania ponownego zakupu z ZAO. Pomyślałam, że dlaczego nie;) I nie, nie
było potraktowane to rzekomą łapczywością. Róż
323 interesował mnie ze względu na swój kolor. Rzadko spotykana kolorystyka, czyli chłodny róż z fioletowymi tonami stanowił
potencjalnie udany strzał. Zbliżał się akurat czas mojego pobytu w Polsce,
więc zgodziłam się. Po sprawnej wymianie e-maili przesyłka szybko znalazłam się
w moim rodzinnym domu i już czekała na mnie.
Nie muszę mówić, że byłam bardzo ciekawa jak faktycznie będzie prezentować się odcień
różu, nie zapominając, o jakości. Co prawda Biolander odpowiedział na moje
wszystkie pytania oraz dostarczył „real foto”, ale zawsze to inaczej, kiedy
możemy poczuć produkt w dłoni?)
Oto, co producent ma
do powiedzenia w kwestii różu:
Wymodeluj swoją twarz i dodaj jej zdrowego blasku i
naturalnych rumieńców za pomocą różu do policzków ZAO. Prawdziwe ostateczny
szlif różem jest częścią podstawowego
makijażu, który natychmiast poprawi wygląd twarzy, podkreśli urodę.
To, co mi się podoba w tym kolorze to fakt, że niesamowicie
ożywia twarz. Sięgam po niego regularnie i używałam w różnych
sytuacjach/kombinacjach gdzie finalnie uzyskałam efekt promiennej cery.
Czy jesteś zwolenniczką naturalnego makijażu, czy
bardziej wyrafinowanego, róż ZAO zaspokoi wszystkie Twoje pragnienia!
Podobnie jak wszystkie nasze kosmetyki w pudrze, róż nie
zawiera talku.
Nie należę do ortodoksów w tej kwestii, ale lubię kosmetyki
bez talku i pomyślałam, że to będzie idealny produkt nie tylko w okresie, kiedy
borykam się z moim wysypem związanym z trądzikiem różowatym, ale i na czas
uśpionej, zaleczonej skóry.
Połączenie rzemiosła z nowoczesnością. Oryginalna obudowa
Różu wykonana jest lakierowanego bambusa, dla udoskonalenia oferty, puder jest
zapakowany w bawełniany woreczek, dla lepszej ochrony tego prawdziwego cudu.
Dzięki swojej doskonałej prezentacji, gama produktów ZAO idealnie nadaje się na
prezent.
Opakowanie dla mnie średnio praktyczne, tutaj zdania nie zmienię, ale paleta
magnetyczna z Inglota rozwiązuje problem. Wkład można wyciągnąć. O ile w domu
trzymam go w oryginalnym opakowaniu to tak na wyjazd, czy inne okazje wędruje
do palety.
Biorąc pod uwagę opakowanie i woreczek, faktycznie nadaje się na prezent. Jednak czy
chciałabym komuś zrobić tego typu niespodziankę? Sama nie wiem.... Musiałabym
wiedzieć, że dana osoba bazuje na kosmetykach tego typu i lubi się z ZAO.
Ze strony sklepu
pochodzi pełen skład i opis INCI.
Skład (INCI): MICA, ZEA MAYS
STARCH (ZEA MAYS (CORN) STARCH), SQUALANE, SILICA, ZINC STEARATE, AQUA (WATER),
LAUROYL LYSINE, THEOBROMA CACAO SEED BUTTER (THEOBROMA CACAO (COCOA) SEED
BUTTER)*, BUTYROSPERMUM PARKII BUTTER (BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA) BUTTER)*, CI
77820 (SILVER), GINKGO BILOBA LEAF EXTRACT, HAEMATOCOCCUS PLUVIALIS EXTRACT,
THEOBROMA CACAO SEED EXTRACT (THEOBROMA CACAO (COCOA) SEED EXTRACT), BAMBUSA
ARUNDINACEA STEM POWDER, ALCOHOL, ILEX PARAGUARIENSIS LEAF EXTRACT*,
MALTODEXTRIN.
MOŻE ZAWIERAĆ +/-: CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE), CI 77491
(IRON OXIDES), CI 77492 (IRON OXIDES), CI 77499 (IRON OXIDES), CI 77742
(MANGANESE VIOLET), CI 77007 (ULTRAMARINES).
* : Pochodzi z uprawy biologicznej.
Lista składników: Mika, Skrobia kukurydziane*, Stearynian
cynku, Skwalan, Krzemionka, Woda, Lauroilo lizyna, Masło kakaowe*, Masło Shea (
Karite )*, CI 77820 Sproszkowane srebro, Ekstrakt z liści Gingko Biloba,
Ekstrakt z alg Haematococcus pluvialis, Ekstrakt z nasion Kakao, Mikronizowany
proszek bambusowy, alkohol, Wyciąg z liści herbaty paragwajskiej - Yerba Mate*,
Maltodekstryna.
Może zawierac + / - : CI 77891 [ dwutlenek tytanu ], CI
77491 [ tlenek żelaza ], CI 77492 [ tlenek żelaza ], CI 77499 [ tlenek żelaza
], CI 77742 [ mangan fioletowy], CI 77007 [ ultramaryna ].
Waga : 9 g/78zł
Wkład : Tak.
Składniki naturalne : 100% Składniki biologiczne : 10%
minimum
Certyfikat : Kosmetyki ekologiczne i biologiczne
certyfikowane przez ECOCERT : http://cosmetiques.ecocert.com.
Tyle słowem wstępu. Przechodzę do konkretów.
Pierwsza sprawa
zapach. I tym razem jest on wyczuwalny, ale dużo mniej niż poprzednio. Taki
już urok. Na szczęście formuła samego różu jest przyjemna. Dobrze sprasowany,
lecz brak mu jedwabistości. Czuje się pewną toporność w konsystencji,
kredowość. Dość trudne do opisania wrażenie. Jestem przyzwyczajona do
jedwabistej konsystencji. Tym razem jest inaczej. Nie wiem, czy każdy będzie
zadowolony z tego typu formuły, ponieważ aplikacja nie polega na muśnięciu
pędzlem, lecz budowaniu koloru. I to właśnie ze względu na strukturę. Do tej pory matowe róże, które miałam w
swoich zasobach nie posiadały tak mocno odczuwalnej „toporności” podczas
nakładania. Chodzi oto, że łatwo o plamy jeżeli nie dobierzemy dobrego
pędzla. Poza tym od pierwszego kontaktu ze skórą trudno o korektę, kosmetyk
stapia się momentalnie ze skórą. Trwałość to jego atut!
Jest dobrze
sprasowany i nie wpływa to na walory użytkowe. Jeden ruch pędzlem i mamy
wymaganą ilość produktu. Nie jest twardy, ani zbity co czasami się zdarza i bardzo
nie lubię takich konsystencji. Podczas użycia nie pyli co mile mnie zaskoczyło,
wydaje się suchy ale subtelnie „rozsypuje drobinki pyłu”. Trudno to nazwać
słowami, ale to moje wyobrażenie :)))
Do samego końca nie
potrafię sprecyzować, czy to wada lub atut;) Początki były trudne z czasem
nauczyłam się go obsługiwać;)
Za to kolor oraz
poziom jego pigmentacji zasługuje na uwagę. Wystarczy jednorazowa aplikacja
z pędzla i nabieramy odpowiednią ilość. Nasycenie łatwo stopniować, ale zalecam
ostrożność. Pozornie kolor jest niewinny
i przyjazny, tylko pozornie, ponieważ wszystko zależy od używanego pędzla.
Nie traktuję tego, jako wady, lecz w pierwszym kontakcie kolor wydał mi się
bardzo bezpieczny: D
Dobranie pędzla nie jest problemem, idealne jest tutaj gęste
i puchate włosie ewentualnie w pędzel w stylu duo-fiber.
Pokazana próbka
koloru została przygotowana na potrzeby ukazania samego odcienia i nie
sądzę aby ktoś nakładał róż w takiej ilości jak jest to pokazane w pierwszej
kolejności. Tuż obok to już standardowa
aplikacja plus roztarcie. Celowo o tym wspominam, bo czasami mam wrażenie,
że nie do końca niektórzy rozumieją funkcję próbki koloru :P
Kolor. Był dla
mnie magnesem. Dlaczego tak mało na
rynku jest różowych odcieni w chłodnej tonacji z domieszką fioletu? Dla
mnie, osoby, która boryka się z naczynkami i trądzikiem różowatym tego typu
kolory są niczym zbawienie. Nie podkreślają zaczerwienienia na skórze i nawet w
obliczu zmian trądzikowych mogę z powodzeniem po takowy sięgać.
Jak widać na
zdjęciach nie należę do grupy osób z nieskazitelnym licem :P Ale dlaczego
problemy skórne mają mnie ograniczać w makijażu? Co prawda unikam pewnych
dodatków, zostawiam je sobie na okresy kiedy moja cera ma dobre dni, choć
takowych mało to już pogodziłam się z tym faktem.
Tutaj za to róż po
ok. 10h i jak widać jest nadal na swoim miejscu pomimo, że czoło błyszczy
mi się niesamowicie.... Musiałam użyć lampy, bo światło zanikało coraz
bardziej.
Najważniejszy jest dystans do siebie :)
Kolejny atut. Róż
jest matowy, pomimo zawartości miki na skórze nie uświadczymy widocznych drobinek. Dla mnie to ważne! Lubię róże
z dodatkami, ale tak jak cenię sobie matowe bronzery, tak też lubię mieć matowe
róże w swoich zasobach.
Najważniejsza cecha
moim zdaniem, która wprawiła mnie w zdumienie to trwałość. Jest niesamowita! Róż
na mojej skórze trwa nienaruszony przez cały dzień i nie ma znaczenia, czy
skóra była dobrze przygotowana, czy też nie. Wiadomo, że w ciągu dnia
gdzieś tam, jakoś dotykamy twarzy rękoma i w różnych okolicznościach produkty
ścierają się. To normalne. Tutaj róż jest na miejscu, nie ciemnieje, nie
zmienia swojego odcienia. Od początku do końca zachowuje się tak samo.
Z tego produktu
jestem zadowolona, daje mi swobodę i posiadam kolor, który pasuje mi pod
każdym kątem. Co prawda konsystencja nie jest do końca tym, czego oczekuję od
kosmetyków kolorowych, ale przymykam oko. Raz, że do tej pory wymarzony odcień
różu w takiej tonacji miałam tylko z firmy mineralnej Lumiere i jest on w
sypkiej postaci a tutaj jest sprasowany. Dwa, że matowe wykończenie i trwałość
są dla mnie ważniejsze niż detale opakowania i zapach.
Kiedyś myślałam, że
jestem różo-maniaczką :P, ale po przejrzeniu własnego zbioru doszłam do
jednej konkluzji- wybieram zbliżone
kolory. Rzadko decyduję się na szaleństwo, stawiam na odcienie dopasowane do swojego typu urody. No i druga
kwestia, przez ostatnie lata zdążyłam
zużyć do końca raptem kilka sztuk.... A zbieractwa nie uprawiam: P
W obliczu wszystkich
za i przeciw stwierdzam, że dobrze dobrany róż podobnie jak i bronzer
potrafią czynić cuda z naszą twarzą. Warto próbować/starać się/uczyć nakładać
róż i cieszyć się efektem końcowym. Sama cały czas ewoluuję w tym kierunku i
nie zrażają mnie drobne niepowodzenia :P
Co więcej - dobrze
dobrane kolory stają się naturalnym uzupełnieniem codziennego makijażu. Nie
wyobrażam sobie tego zabiegu bez kapki różu a wybór odcienia czy formy należy
wyłącznie od nas :)
Tak, róż sprawdził się,
ale nie kupiłabym go sama. Wybrałabym wkład, który kosztuje 29, 50
zł i uważam, że tyle jest warty. Nie spodziewałam się, że Biolander przyśle mi
pełnowartościowy produkt, więc to plus dla sklepu. Jednak rodzi się pytanie,
czy gdybym nie prowadziła bloga i nie napisałabym o swoich wrażeniach,
negatywnych swoją drogą po zakupach to czy mogłabym liczyć na takie samo
podejście firmy? Tak wiem, to naiwne pytanie, ale chcę Wam pokazać, że doceniam
gest, który przecież nie jest czysto bezinteresowny. Nie bardzo miałam ochotę
wydać kolejne 100zł na zakup w ciemno. Tamte zakupy stały się totalnym
niewypałem. Cień powędrował do pewnej osoby a puder leży gdzieś porzucony....
Dlatego też oferta była kusząca biorąc pod uwagę kolorystykę.
Jeżeli tylko kolor
zostanie w sprzedaży, to na pewno do niego wrócę w postaci wkładu.
Natomiast nie zmienię zdania, co do
wrażeń, które zostały po kontakcie z ZAO. Więcej poznawać nie chcę i nie
zamierzam. Róż, był brany pod uwagę i wpasował się w moje potrzeby. Czy mogę go polecić? Jeżeli któraś z
Was ma takie same wymagania/oczekiwania to jak najbardziej. Szczególnie, że
wkład ma cenę w bardzo przyjaznej cenie:)
Czy któraś z Was
zdecydowała się na zakupy z ZAO? Jestem ciekawa wrażeń innych osób,
szczególnie nie związanych z tzw. współpracami.
Pozdrawiam :)
