Pozycja, która nie miała prawa się u mnie znaleźć. Dlaczego?
Pamiętam jak pojawiły się polecenia na jej temat podczas szybkiego posta na FP 1001 Pasji, po czym zajrzałam w
kilka miejsc odnośnie zgłębienia tematu. Nie byłam do końca przekonana do
zakupu.
Poruszana tematyka oraz zaprezentowany obraz nie wpisywał się w moje
potrzeby czytelnicze. Mimo wszystko sam tytuł stał się niczym zasiane ziarno,
które czekało na plon....
Podczas swobodnej wycieczki po księgarni Złodziejka
książek sama wpadła w moje ręce. To był
znak, że musiałam sama przekonać się o jej zawartości. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię przeczytać kilka luźnych kartek przed
zakupem bądź przystąpieniem do czytania. W żaden sposób nie pozbawia mnie
przyjemności poznawania historii. Bywa też, że wybieram samo zakończenie.
Jest to pewnego rodzaju test, czy dana
pozycja mnie zachęci, czy tez nie bardzo lub pojawi się impuls do wybrania
innego, lepszego momentu.
Wracając do tematu, przeczytałam kilka stron w księgarni po
czym zadecydowałam, kupuję. Już
wiedziałam, że to specyficzna lektura i wzbudzi we mnie mieszankę emocji.
Złodziejka książek nie jest tzw. czytadłem, czymś dla zabicia czasu. W moim odczuciu potrzeba odpowiedniego
nastroju i czystego umysłu.
Przeleżała kilka tygodni na półce. W międzyczasie brałam ją
do ręki i chłonęłam zapach nowości. Uwielbiam ten moment z książką. Dla mnie to chwila pełna intymności,
zapach farby drukarskiej, papieru i wyobrażenie tego, co zdarzy się podczas
czytania, które przenosi mnie zawsze w inny świat a wyobraźnia kreuje obrazy
według własnych praw. Nic nie jest oczywiste, nic nie jest narzucone. Jest
wolny wybór :)
Kiedy już pojawiła
się ta chwila, w której podjęłam się zapoznania z pełną historią nie sądziłam,
że narodzi się tyle emocji.
Był środek nocy, nie mogłam usnąć a ogólny spokój i padający
z impetem deszcz wprawił mnie w dobry nastrój. Postanowiłam sięgnąć po
Złodziejkę książek i... Przepadłam prawie do rana. W taki oto sposób pochłonęła
mnie ponad połowa książki.
Muszę Wam zdradzić,
że tym razem jest to inny rodzaj
czytelniczej pogoni. Po raz pierwszy poczułam ogromną chęć sfinalizowania
lektury i nie dlatego, by poznać zakończenie! Nie! Z każdym kolejnym wersem
pojawia się uczucie, które wyzwala emocje nasączone pragnieniem przejścia przez
kolejne poziomy wraz z bohaterami, by na koniec odłożyć książkę na półkę i być
może wrócić do niej jeszcze raz. Za jakiś czas. Albo i nie.
Wachlarz odczuć jest
niesamowity, jego nasycenie nie jest równomierne. I tak sobie myślę, że za
to odpowiedzialne jest w pewnej części osadzenie historii w takim a nie innym
czasie i tytułowa złodziejka książek zmusza czytelnika do wejścia w Jej świat,
na Jej własnych zasadach.
Powstał film oparty
na Złodziejce książek i początkowo chciałam go obejrzeć, ale dzisiaj wiem,
że tego nie zrobię.
Słowo pisane ma
niesamowitą MOC, wykreowało pewien obraz w mojej głowie i nie chcę go
zburzyć. A wiem, że kiedy obejrzę film, to do książki na pewno nie wrócę. Póki
co zostawiłam uchyloną furtkę, choć nie sądzę aby przełom nastąpił zbyt szybko.
Czasami są takie pozycje do których już nigdy nie wracamy, mamy tylko nadzieję
że być może nadarzy się ku temu okazja. Okazja
do jakiej nie dążymy zdając się na dowolność ścieżki życia.
Gdybym po nią
sięgnęła dużo wcześniej skupiłabym się najbardziej na przekazie
emocjonalnym, a dzisiaj został on
uzupełniony przez dalszą część, czyli okresie w jakim historia została
osadzona. Czas wojny, dominacja Hitlera, obraz Niemiec, pomoc w ukrywaniu Żyda,
śmierć, miłość. Kolejne wydarzenia przeplatają się ze sobą i tworzą harmonijny
obraz. Z perspektywy czasu oraz kiedy coś przeżyjemy, coś się w Nas zmieni
odbieramy wiele spraw inaczej.
Do pewnej literatury
trzeba dojrzeć, postrzeganie ulega zmianie w miarę tego jak rozwija się w nas
(lub nie) wewnętrzna wrażliwość. To ona
określa na ile ulegniemy pewnym sugestiom i wielka będzie siła rażenia w sensie
przekazu. Nie ma tutaj miejsca na zachwyt, za to pojawia się dużo smutku,
refleksji i pytań. We mnie.
Nie jest to pozycja, którą kupiłabym komuś w prezencie. Nie
należy ona do tzw. „lekkich, łatwych i przyjemnych”. Czasami miałam wrażenie,
że nie dotrę do końca, odłożę na potem ale pojawiało się TO dziwne
przeświadczenie, że muszę poznać historię w całości. Pojawia się sprzeczność i
ona we mnie nadal trwa.
Dawno nie spotkałam się z tak absorbującą książką, która
pochłania, nie daje spokoju aż do ostatniego słowa. W tym wypadku nawet kropka
na końcu zdania ma sens i stawia Czytelnika w zupełnie innym położeniu.
Nie będę tutaj
przytaczać powodów za lub przeciw, nie jest to także próba recenzji.
Starałam się podzielić własnymi odczuciami i spostrzeżeniami, poczułam taką
potrzebę za sprawą Złodziejki książek. Wyzwala pewne nieznośne uczucie.
Czytając, chciałam ją już zakończyć. Zamknąć okładkę i odłożyć z ulgą. Kiedy
już dotarłam do tego momentu czuję pewne rozczarowanie....Rozczarowanie, że to
już koniec historii. Opowieść, która pozostawia po sobie ogromny ślad...
Pozdrawiam :)