Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzja Gościnna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzja Gościnna. Pokaż wszystkie posty

Recenzja Gościnna - HexxBOX – Poznaj i testuj z 1001pasji! – Mythos Fluid nawilżający do twarzy – skóra mieszana i tłusta

Recenzja, która miała ukazać się dawno temu. Przepraszam Lenti za taki poślizg, "schowałam" folder i odkładałam ciągle na potem...






srebrnaLENTI recenzuje -HexxBOX – Poznaj i testuj z 1001pasji! – Mythos BIO tonik do twarzy




srebrnaLENTI, profil KLIK!


Profil mojej cery: tłusta, trądzikowa, wrażliwa, alergiczna, bardzo podatna na zapychanie, (stan skóry przed rozpoczęciem testów – dobry)

Produkty do twarzy używane podczas testu: krem nawilżający Cetaphil, sporadycznie krem Effaclar duo, oraz przez pewną część czasu żel do mycia twarzy z serii Mythos.


Dla tych, którzy przegapili poprzednią recenzję zapraszam - tutaj

Natomiast do zapoznania się z ofertą firmy Flax, która przeznaczyła produkty z serii Mythos do testów - tutaj


Witam wszystkich ponownie :)

Tym razem recenzuje kolejny produkt z gromadki Mythos. Słowem przypomnienia, produkty firmy Flax są naturalne, a te z serii Mythos powstają głównie przy wykorzystaniu olejku i ekstraktów z drzew oliwnych.


Recenzowany jest Mythos Bio - tonik do twarzy

srebnaLENTI recenzuje - HexxBOX – Poznaj i testuj z 1001pasji! – Mythos BIO żel do mycia twarzy






Jestem srebrnaLENTI lub po prostu LENTI a to mój profil

Profil mojej cery: tłusta, trądzikowa, wrażliwa, alergiczna, bardzo podatna na zapychanie, (stan skóry przed rozpoczęciem testów – dobry)

Produkty do twarzy używane podczas testu: krem nawilżający Cetaphil, sporadycznie krem Effaclar duo i płyn micelarny BeBeauty, oraz przez pewną część czasu tonik z serii Mythos.

Witam wszystkich :)
 
Mam znów przyjemność bycia recenzentką w ramach HexxBOXu z czego się bardzo ucieszyłam, bo to znak dla mnie, że nie tylko moje recenzje da się jakoś przeczytać oraz przez nie przebrnąć, ale także się podobają :) Dziękuję Asiu za miłe słowa :) Mam nadzieję, że moja recenzja zaspokoi waszą ciekawość i będzie odpowiedzią na każde latające po głowie pytanie, a jak nie to śmiało pytajcie.
Zatem do rzeczy. Do testów otrzymałam produkty do pielęgnacji twarzy, dzięki uprzejmości firmy Flax, a pełną ofertę możecie zobaczyć tutaj

Kilka słów o firmie Flax i serii Mythos.

Firma Flax cosmetics jest grecką firmą oferującą produkty naturalne. W asortymencie są trzy linie a mianowicie Mythos, Drops, LifoPlus. Produkty kosmetyczne Mythos powstają w oparciu o drzewa oliwne (czyli olejek, ekstrakt, liście, nasiona), ale również przy wykorzystaniu innych ziołowych składników greckiej i śródziemnomorskiej przyrody. Produkty są testowane dermatologicznie. Brzmi zachęcająco prawda?

Do testów otrzymałam trzy produkty do pielęgnacji twarzy Mythos: żel do mycia twarzy, tonik, krem nawilżający do twarzy (skóra tłusta i mieszana). 
Jednak firma Flax zrobiła mi niespodziankę, bo w paczce znalazłam także miniaturki szamponu i odżywki do włosów, żelu pod prysznic, mleczka do ciała. Każda miniaturka ma aż 50ml a do tego mydełko ;) Duży plus dla firmy.

Przedstawiam Wam zawartość paczki z produktami Mythos



Do testów jako  pierwszy poleciał Mythos BIO żel do mycia twarzy



Do jakiego typu cery jest przeznaczony

Żel jest przeznaczony do wszystkich typów cery, myślę że rzeczywiście mógłby się spisać i spełnić swoje zadanie przy każdym rodzaju cery. Mam nadzieję, że dalsza część recenzji was do tego przekona.

Opakowanie i strona wizualna

Opakowanie: Żel znajduje się w plastikowej butelce z pompką, co jest bardzo wygodne w użytkowaniu. Niestety butelka nie jest przeźroczysta, więc trudno ocenić ile produktu zostało. Trochę szkoda, bo było by to ułatwienie, ja oceniałam to na wyczucie ciężaru. Pompka działała prawie cały czas dobrze, prawie….. ponieważ gdy została mi resztka żelu pompka nie była wstanie podać zawartości, na szczęście bardzo łatwo można ją okręcić. Ostatnie 4 użycia były możliwe dzięki odkręceniu pompki i wylaniu żelu na dłoń.

Na prawie całej powierzchni opakowania znajduje się etykieta, z charakterystycznym dla serii Mythos drzewkiem oliwnym oraz dużą ilością informacji.  Napisy są w języku angielskim, oczywiście greckim, kilku innych językach,  ale bez obawy również jest naklejka w języku polskim. Jakoś etykiety jak i tuszu napisów jest bardzo dobra, bo okazały się odporne na wodę i inne czynniki, dzięki czemu wszystko przetrwało w stanie nienaruszonym do samego końca. Na etykiecie znajdują się takie informacje jak:

ü  Skład, którego interpretacji niestety się nie podejmę, bo jeszcze sporo się muszę nauczyć w tym temacie



Podane są składniki aktywne- oliwa, rumianek, aloes, naturalna gliceryna. Składniki są BIO ponieważ pochodzą z certyfikowanej organicznej uprawy.

Zaznaczone jest, że w produkcie nie ma- parabenów, oleju mienarlnego, BHT(czyli butylohydroksytoluen-syntetyczny przeciwutleniacz), GMO, EDTA, syntetycznych barwników, propylene glycol.

Nr lot i data ważności (po otwarciu produkt jest ważny 12 miesięcy)

Symbole- recyklingu opakowania, materiału z jakiego zrobiono opakowanie, symbol gosstandart  wymagany na rynku rosyjskim

Dane kontaktowe dystrybutora oraz siedziby w Grecji.


Na opakowaniu brak informacji jak użyć żelu. Tak wiem, że to dosyć oczywiste w jaki sposób używa się żelu do mycia twarzy, jednak dla wielu firm jest standardem pisanie takiej instrukcji, bo ktoś może mieć wątpliwości.

Wizualne opakowanie wygląda estetycznie, napisy są czytelne i można znaleźć wiele przydatnych informacji. Całość jest w kolorystyce, zielonej, białej i żółtej. 

W skrócie:

PLUSY: estetycznie opakowanie, wytrzymała i czytelna etykieta, pompka dozująca produkt, przydatne informacje w tym podany skład. 
MINUSY: brak opisu jak używać produktu.

Strona użytkowa

Konsystencja i zapach: konsystencja jest typowo żelowa i przeźroczysta, produkt  bardzo dobrze się pieni.  Zapach to coś pięknego. Żaden sztuczny chemiczny kwiatowy zapach, który często jest w kosmetykach.  Już sam zapach sugeruje, że produkty Mythos są naturalne i aż zachęca do używania. Dominuje głównie zapach oliwy, ale wyczuwalna jest też nuta rumianku. Ogromnie spodobał mi się ten zapach, a jaka przyjemność podczas mycia :) Zakochałam się w nim.

Wydajność: Mamy 200 ml produktu. Wydajność moim zdaniem jest średnia w kierunku dobra, ale to już jest zależne od tego jak często używacie żelu, ja 2 razy dziennie a nawet 3. Do umycia twarzy używałam kilu pompek, bo produkt jest dozowany w małej ilości, a ja lubię jak się dużo pieni.

Działanie: Żel stosowałam do mycia twarzy zarówno rano jak i wieczorem. Czasem nawet w ciągu dnia. Świetnie sobie radził z umyciem twarzy o poranku i po zmyciu makijażu. By sprawdzić skuteczność, po umyciu przetarłam twarz czystym wacikiem nasączonym micelem, efekt - czysty. 

Wspomniany już wcześniej zapach czynił mycie bardzo przyjemnym a w dodatku świetnie się pienił. Po umyciu czułam delikatny zapach oliwy, świeżość i odczuwalną czystość co pewne jest m.in. zasługą SLS na początku składu. Przyznam, że się go nieco obawiałam, iż skończy się przesuszeniem cery, jednak o dziwo niczego takiego nie było. Skóra po umyciu była delikatnie napięta, bardzo miękka jakbym przejeżdżała dłonią po materiale welurowym (wiecie o co mi chodzi :) ). Mimo, że moja cera jest tłusta to bardzo łatwo o jej przesuszenie, a także często borykam się z suchymi skórkami. Podczas używania żelu Mythos skóra nie była ani przesuszona a problem suchych skórek był znikomy. Żel robił to co powinien, czyli dokładnie mył zarazem będąc delikatny. Natomiast naturalne składniki musiały mieć wpływ na to, że w tym czasie praktycznie nie miałam suchych skórek, a tuż po umyciu nie czułam przesuszenia czy nieprzyjemnego ściągnięcia.  Zazwyczaj miałam problem jednym z dwojga przy używaniu żeli do mycia twarzy innych marek. 

Uczulenie, zapychanie, podrażnienie

Mimo iż jestem alergiczką, a w produkcie znajdują się naturalne składniki, nie miałam żadnego uczulenia, podrażnienia. Produkt jest bardzo delikatny dla skóry. Żadnego zapychania.

W skrócie:
 
PLUSY: dokładnie myje, pozostawia skórę świeżą i czystą, delikatny, nie odnotowałam żadnego negatywnego działania, pozostawia skórę bardzo przyjemną w dotyku, nie wysusza, cudnie pachnie. Uważam, że spełnia swoje zadanie w 100%.  
MINUSY:  pompka, która nie dała rady z końcówką produktu.

Dostępność:
Sklep internetowy firmy Flax cosmetics oraz niektóre apteki i sklepy, których adresy znaleźć można na stronie Flax Cosmetics.

Cena:
ok 34 zł

Podsumowanie:

     Używałam już wielu żeli do mycia twarzy, ale żaden nie był na tyle dobry bym miała ochotę do niego powrócić, jednak do żelu Mythos wrócę na pewno. Jestem z niego bardzo zadowolona, zresztą czułam w kościach że się polubię z produktami Mythos po recenzjach Hexxany :)  Żel spełnia swoje zadanie, dokładnie myje a zarazem jest bardzo delikatny, czyli robi to czego wymagam. Po jego użyciu nie czułam potrzeby sięgnięcia jeszcze po płyn micelarny.

    Pomijając problem z pompką jestem bardzo zadowolona a wręcz zachwycona tym żelem.  Jedynie cena mogłaby być niższa, bo żel do mycia twarzy jest produktem, który każdy używa w większej ilości, przez częstość używania. Myślę że mimo tego warto się na niego skusić.

    Następna recenzja będzie o:



Herbaciana Panna - Recenzja Gościnna - produkty Grashka


Herbaciana Panna recenzuje:





Eyeliner


To kosmetyk z którego jestem bardzo zadowolona. Precyzyjnie potrafię narysować nim kreskę, choć nie jestem mistrzem w robieniu „kociego oka”.  Warto wspomnieć, że ten eyeliner przybrał formę flamastra. Podoba mi się fakt, że rysująca końcówka jest twarda i nie rozwarstwia się. Ślad jest czarny, odporny na rozmazywanie i przez kilka godzin utrzymuje się na moich skłonnych do przetłuszczania się powiekach, bez konieczności poprawek. 


Wcześniej miałam eyeliner Miss Sporty i niestety jego trwałość wypadła bardzo blado, w porównaniu z Grashką. Wydajność kosmetyku mnie zadawala, mam już go od dłuższego czasu, a nie leży bezczynnie. Dokładniej trudno wypowiedzieć się  o wydajności bo nie sposób zobaczyć ile kosmetyku znika i w jakim tempie. Zauważyłam natomiast, że zaczyna wysychać, kreski nie są już tak „mokre” jak na samym początku, mimo, że zawsze zakładam skuwkę. Ważnym minusem jest słaba dostępność marki, osobiście spotkałam ją tylko w sklepie internetowym. Cena jest adekwatna do jakości, ponieważ uważam, że taki mały kosmetyk nie powinien kosztować więcej.

Cena: ok. 14,90 za 0,8 ml.

Skład niezadowalający ze względu na parabeny.

INGREDIENTS: AQUA, GLYCERIN, PVP/VA COPOLYMER, ISOPROPYL ALCOHOL, CI 77266, PVP, BUTYLENE GLYCOL, POLYSORBATE 60, SODIUM EDTA, COCAMIDPROPYL BETAINE, PHENOXYETHANOL, METHYLPARABEN, SODIUM CARBONATE, BUTYLPARABEN, PROPYLPARABEN, ETHYLPARABEN.


Baza


Bazy tej można używać pod mazidła zarówno do oczu jak i ust. Spodziewałam się, że ten produkt będzie podbijał kolor cieni i tak też się dzieje. Wszelkie kolory zyskują na swojej intensywności, co bardzo mi się podoba. Ponadto baza ułatwia rozcieranie kosmetyku, pędzelek łatwiej dzięki niej sunie po skórze.


Niestety rozsmarowanie bazy wymaga mocniejszego potarcia powieki, bo konsystencja jest dość tempa, przynajmniej dla mnie, posiadaczki skóry skłonnej do przetłuszczania się. Natomiast trwałość pozostawia nieco do życzenia. Fakt cienie czy szminki utrzymują się dłużej kiedy użyjemy pod nie bazy, ale niestety nie jest to wygórowana liczba czasu. Myślę, że taki kosmetyk powinien zapewnić możliwość przetańczenia całej nocy w idealnym makijażu. U mnie cienie giną stopniowo, a po pięciu godzinach pozostają brzydkie resztki makijażu. Jestem zawiedziona tym produktem. Dodam jeszcze, że opakowanie bazy jest poręczne i trwałe, a także pozwala dogłębnie wybrać kosmetyk. Wydajność tego produktu jest dobra. Tego typu produkty przyzwyczaiły mnie, że wystarczą na długi czas więc pod tym względem Grashka się nie wyróżnia.

Cena: ok. 11,90 za 1,2 ml.

Skład zawiera składnik z którym nie chciałabym mieć styczności.

INGREDIENTS: HYDROGENATED POLYISOBUTENE, POLYETHYLENE, HDI/TRIMETHYLOL HEXYLLACTONE CROSSPOLYMER, ETHYLHEXYL PALMITATE, MICA, BIS-DIGLYCERYL POLYACYLADIPATE-2, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, ALUMINIUM STARCH OCTENYLSUCCINATE, VP/HEXADECENE COPOLYMER, SILICA, STEARALKONIUM HECTORITE, ORYZANOL, TOCOPHERYL ACETATE, PROPYLENE CARBONATE, CI 77007, CI 77491, CI 77492, CI77891.

Szary cień do powiek


Jest to produkt, który najmniej spodobał mi się z całej trójki. Odcień w opakowaniu prezentował się bardzo ładnie, ale już na skórze stracił cały swój urok. Producent określił go mianem perłowy, ale moim zdaniem, jest pod tym względem bardzo delikatny. Bez bazy nakładał się nierównomiernie i osadzał w załamaniach skóry, ewidentnie je podkreślając. Nie nadaje się do cieniowania, znika kiedy połączymy go z innym cieniem, o dobrej konsystencji i pigmencie. Dany kosmetyk niezbyt dobrze nabiera się na pędzel, trzeba mocniej potrzeć żeby znalazł się na włosiu. Trwałość również mi się nie podoba, tylko baza sprawiała, że trzymał się na moich oczach jako tako i przez dłuższy czas. Aplikowany na mokro jest wyraźniejszy, ale maluje się nim jak akwarelkami, czyli trudno i blado. Plusem jest wydajność, produkt znika  bardzo wolno. O opakowaniu nie mogę się wypowiedzieć, ponieważ otrzymałam go w pojemniczku zastępczym. Trudno go dostać. Nie jest wart swojej ceny, choć nie jest ona wygórowana. Nie polecam.

Cena: ok. 12,90 za 2 gramy.

Skład jest przyzwoity, zawiera nawet składnik chroniący przed UVA/UVB.


INGREDIENTS: TALC, MICA, TRIETHYLHEXANOIN, DIMETHICONE, ZINC STEARATE, MAGNESIUM MYRISTATE, SILICA, POLYMETHYL METHACRYLATE, TRIMETHYLSILOXYSILICATE, CAPRYL GLYCOL, TIN OXIDE, DISODIUM EDTA, PHENOCYETHANOL, SORBIC ACID.
[+/-]: CI 15850, CI 19140, CI 42090, CI 75470, CI 77007, CI 77163, CI 77288, CI 77289, CI 77491, CI 77492, CI 77499, CI 77510, CI 77742, CI 77891.

Recenzja Gościnna - HexxBOX Poznaj i testuj z 1001pasji! -Flos-Lek Natural Body



Witajcie, dawno, dawno temu zostałam wybrana przez Hexxanę na recenzentkę gościnną i chciałabym (w końcu!) podzielić się z Wami opinią na temat trzech poniższych produktów Flosleku, tj. tropikalnego żelu pod prysznic Noni & Black Currant oraz dwóch maseł do ciała z serii Natural Body –Acerola & Cherry Berry, a także Karite & Olej Babassu. Hexxana wybrała mnie na podstawie formularza, w którym napisałam, że ta recenzja byłaby dla mnie świetnym testem przed tym jak założę własnego bloga – tak, takie myśli chodzą mi po głowie od dłuższego czasu… Jaki wpływ na moje plany z tym związane miała ta recenzja? O tym dowiecie się na koniec notki, o ile dotrwacie i nie zaśniecie w trakcie czytania (gdyby tak było to polecam osobom, które cierpią na bezsenność) :)




Zanim przejdę do właściwej recenzji chciałabym trochę ponarzekać na to, co na pierwszy rzut oka mi się nie spodobało, nie będą to jednak „żale” odnośnie produktów samych w sobie… Floslek to nasza rodzima firma, dlatego tym bardziej trudno mi zrozumieć stosowanie anglojęzycznych nazw na opakowaniach produktów – np. otrzymany do recenzji tropikalny żel pod prysznic Noni & Black Currant – rozumiem, że nazwy Noni nie można zastąpić niczym innym (morwa indyjska nie brzmi już tak dobrze, prawda? Hawajska nazwa „Noni” jest jednak bliższa tropikom…), ale Black Currant czyli Czarna Porzeczka, byłaby już bardziej zrozumiała dla klientów, ale zapewne polska nazwa psuje efekt i wydźwięk jaki tworzy nazwa „tropikalny żel pod prysznic”, no bo pierwsza myśl jaka nam się pojawia w głowie to myśl „gdzie czarna porzeczka, a gdzie tropiki?!?!”. Tutaj muszę przyznać, że poczułam się delikatnie oszukana… Podobnie jest jeśli chodzi o Karite. Tutaj chyba chodziło o zaskoczenie klienta czymś nowym… założę się, że mniej osób słyszało o Maśle Karite niż o Maśle Shea, które jest obecnie dodawane dosłownie do co do drugiego produktu pielęgnacyjnego… Tak więc ponarzekałam, teraz czas na recenzję!





TROPIKALNY ŻEL POD PRYSZNIC 
NONI & BLACK CURRANT




(zdj. ze strony producenta)



Parę słów od producenta:
Delikatnie oczyszcza skórę, odświeża i pielęgnuje. Nie powoduje nadmiernego wysuszania i złuszczania naskórka.  Gładka, pięknie pachnąca, odpowiednio nawilżona skóra.
Łagodny żel do mycia ciała wzbogacony ekstraktem z noni, który działa wzmacniająco i kojąco oraz intensywnym zapachu czarnej porzeczki. Polecany do każdego rodzaju skóry.”

Moje wrażenia…

Jeśli chodzi o opakowanie żelu to mieści ono 250 ml zielonego, dość gęstego produktu, jest wykonane z przezroczystego plastiku, dzięki czemu dokładnie widać bieżące zużycie produktu. Bardzo ciekawym rozwiązaniem było zabezpieczenie wieczka przed otwarciem produktu przez tzw. „sklepowych macaczy” – nie dość, że wieczko zabezpieczała naklejka z certyfikatem natury Floslek, to dodatkowo był zamocowany plastik, który przed pierwszym użyciem należy usunąć. Lubię takie rozwiązania, bo wtedy mam pewność, że nikt nie otwierał produktu, który chcę kupić, mam pewność, że kosmetyk jest świeży, a jego zapach nie jest zwietrzały. Z drugiej jednak strony może być to problem dla osób, które takie produkty kupują przede wszystkim z powodu walorów zapachowych, a jak wszyscy wiemy testerów żeli nie ma (a przynajmniej ja się z tym nie spotkałam). Opakowanie pod względem estetycznym nie rzuca na kolana, ale moim zdaniem jest wystarczające, jednak gdybym zobaczyła ten żel na półce w drogerii pewnie bym po niego nie sięgnęła, a skupiłabym się zapewne na kolorowych żelach np. Original Source.

Zapach, tak jak w przypadku innych zapachowych kosmetyków, jest kwestią indywidualną. W tym przypadku bardzo przypadł mi do gustu, chociaż nie wiem jak pachnie owoc noni więc nie mogę stwierdzić, czy został dobrze odzwierciedlony. Nie czuję natomiast ani krzty czarnej porzeczki. Żel ma specyficzny zapach, trudno go dobrze określić, nie pachnie niczym co znam, nie mam się do czego odnieść opisując go. Jest słodkawy, ale nie przesłodzony, jak dla mnie pachnie identycznie jak masło tej firmy, które również dostałam do oceny – Karite & Olej Babassu, tylko coś mi się nie zgadza – żel ma być tropikalny z noni i czarną porzeczką, a pachnie jak karite i olej babassu. A może to karite i olej babassu pachnie jak noni i czarna porzeczka?! Już sama nie wiem! Co do samej nazwy „tropikalny”, nie czuję w nim tropików, nie kojarzy mi się także z żadnym produktem innej firmy ani owocem, który określa się mianem „tropikalny”. Musicie same/sami go powąchać żeby to ocenić :)
 .
Na opakowaniu można znaleźć informację, że żel nie zawiera parabenów, posiada certyfikat natury Floslek. Odnosząc się do opisu producenta, że żel ma pobudzać i orzeźwiać to nic takiego nie zauważyłam. Owszem, jest przyjemny w użyciu, spełnia swoją rolę oczyszczającą ciało, nie wysusza, odświeża. Skóra po użyciu żelu jest pachnąca, ale zapach pozostaje wyczuwalny na ciele przez nie więcej niż 10 minut. Nie zauważyłam także długotrwałego nawilżenia, owszem jest uczucie gładkiej i nawilżonej skóry, ale po wytarciu skóry ręcznikiem trzeba zastosować jakiś balsam, albo tak jak w moim przypadku masło tej samej firmy. Rzeczywiście, żel jest łagodny, przyjemny, ale fajerwerków nie ma... W sklepie internetowym producenta zapłacimy za niego 13,80 zł, co uważam, za wygórowaną cenę w stosunku do pojemności 250 ml żelu (swoją drogą dosyć wydajnego, na pewno zdecydowanie bardziej niż żele Original Source). Produkt pochodzi z serii Natural Body – program naturalnej pielęgnacji ciała. Co do tej „naturalnej pielęgnacji” to poniżej przedstawiam Wam skład, same/sami oceńcie czy nazwa serii jest zgodna z rzeczywistością. Ja na analizie składów się nie znam, więc do oceny pozostawiam to Wam :)




Podsumowując, żel jest dość przyjemny, nie zrobi nikomu krzywdy, ale myślę, że konkurencja na tym polu jest tak duża, że za niższą cenę spokojnie możemy znaleźć dużo lepszy produkt.

MASŁA DO CIAŁA ACEROLA & CHERRY BERRY
ORAZ KARITE & OLEJ BABASSU




Ze względu na to, że masła nie różnią się wg mnie praktycznie niczym poza zapachem postanowiłam, że opiszę je razem, uwzględniając różnice i podobieństwa między nimi.

Opis producenta: 

Oba masła mają taki sam opis co do zastosowania oraz co do wyników badań:
Owocowa rozkosz dla zmysłów i ciała. Idealna pielęgnacja skóry przesuszonej, odwodnionej, normalnej oraz skłonnej do okresowego spadku nawilżenia. Masło doskonale nadaje się do masażu ciała”.
„Latem masło doskonale regeneruje skórę przesuszoną i odwodnioną wskutek intensywnego opalania, a zimą wygładza, uelastycznia, nawilża i natłuszcza skórę, która jest poddana działaniu centralnego ogrzewania.”
„- intensywna regeneracja skóry (97% badanych) - zmniejszenie uczucia napięcia i szorstkości (97% badanych) - bardzo dobre nawilżenie skóry (po 5h nawilżenie jest o 60% większe od początkowego) Skóra sprężysta i aksamitna w dotyku, odpowiednio nawilżona i natłuszczona.”

Karite & Olej Babassu:
„Masło Karite, naturalne oleje roślinne: babassu, słonecznikowy i oliwa z oliwek rewitalizują, natłuszczają i zmiękczają skórę. Ekstrakt z noni łagodzi, wzmacnia i uelastycznia skórę suchą, wrażliwą i alergiczną. 

 Acerola & Cherry Berry:
„Ekstrakt z aceroli ma silne działanie przeciwstarzeniowe, a także nawilża i ujędrnia suchą, wrażliwą i alergiczną skórę. Naturalne oleje roślinne słonecznikowy, babassu, masło Shea i oliwa z oliwek natłuszczają i zmiękczają skórę.”

Moje wrażenia…

Oba masła zawierają olej słonecznikowy, babassu i oliwę z oliwek – wydaje się więc, że wersja z Acerolą i Cherry Berry została wzbogacona jedynie zapachem i ekstraktem z Aceroli, czyli po prostu to „stuningowana” wersja Karite i Olej Babassu… 

Opakowania obu maseł są wykonane z porządnego, grubego plastiku, kształt opakowania jest tradycyjny jeśli chodzi o tego typu produkty. Całość zapakowana jest w dodatkowy zafoliowany kartonik więc widać, że producent dba o to, by klient otrzymywał świeży, nie otwierany przez nikogo produkt. Kształtne pudełeczko mieści 240 ml produktu – w przypadku aceroli & cherry berry – różowego, a karite & olej babassu – jasno zielonego. Fajnym rozwiązaniem jest umieszczenie pod pokrywką dodatkowego „ochraniacza” dla masełek, tj. dodatkowej, płaskiej pokrywki z wypustką, aby można było ją wygodnie podnieść nie upuszczając i nie mażąc wszystkiego wokół masłem. Nie ma co tu się dłużej rozwodzić – opakowanie porządne, praktyczne, jak dla mnie bez wad. Pod względem estetycznym wygląda nieźle, na pewno nie obrzydzi wyglądem łazienki :)

Zapach w obu przypadkach jest obłędny. Tak jak pisałam wyżej o żelu Noni i Black Currant pachnie on praktycznie identycznie jak masło Karite & Olej Babassu, być może dlatego, że w maśle tym zastosowano wyciąg z noni, o czym dowiadujemy się dopiero z opisu producenta z tyłu opakowania… Oba zapachy wydają się słodkawe, o ile w przypadku Karite & Olej Babassu jest bardziej mdły (ale nadal ciekawy, specyficzny, trudny do opisania, nieznany, oryginalny), o tyle Acerola & Cherry Berry jest bardziej orzeźwiający, świeży. Myślę, że latem bardziej sprawdziłoby się to drugie, a jesień/zima to świetny okres na wypróbowanie słodkawego, przywodzącego na myśl wakacje zapachu Karite & Olej Babassu. Jeśli teraz, po wypróbowaniu obu tych maseł, musiałabym zdecydować się na jedno to nie potrafiłabym podjąć decyzji, oba mnie urzekły, tym bardziej, że zapach przez jakiś czas utrzymywał się na skórze, ale nie był to nachalny efekt, tylko bardzo subtelny, który osobiście bardzo mi odpowiadał.

Konsystencja idealnie oddaje nazwę produktów – jest właśnie taka maślana, kremowa, ale gęsta, zbita, nie twarda i nie tłusta


Przyznam Wam się, że mam problem z używaniem wszelkich mazideł do ciała, zawsze używałam balsamów, które po tygodniu odstawiałam, bo „nie mam czasu”, „nie chce mi się”, „jak raz nie użyję to nic się nie stanie” – stawało się, skóra stawała się szybko przesuszona. W przypadku tych maseł zmobilizowałam się, aby moja PIERWSZA W ŻYCIU recenzja była jak najbardziej profesjonalna, dokładna i „prawdziwa”. Nie był to jednak jedyny powód codziennego stosowania masełek! Po prostu tak świetnie się sprawdzały, że nie sposób mi było odmówić sobie używania ich i dawania owocowej rozkoszy mojemu ciału, o której pisał producent. 


Oba masła naprawdę są świetnymi produktami, bardzo dobrze się rozprowadzają, można je stosować na całe ciało. W mojej ocenie spełniają obietnice producenta praktycznie w 100%! Ciało po ich użyciu było przez długi czas nawilżone, sprężyste, ukojone (świetnie sprawdzały się po depilacji!), podczas sezonu grzewczego rzeczywiście świetnie się sprawdziły – przez całą zimę nie zauważyłam ani skrawka przesuszonej skóry. Używałam maseł po wieczornej kąpieli, nie pozostawiały tłustej warstewki, która przy masłach jest często spotykana (np. Eveline)… Kiedy używałam masła wieczorem, rano następnego dnia nie musiałam już tego robić, bo ciało nadal było nawilżone, i nawilżenie to trwało aż do wieczornej kąpieli. Mimo to, warstewki tej nie odczuwało się na skórze, bo masełka są niezwykle lekkie. Muszę przyznać, że sprawdziły się także podczas jednego z niewielu wiosennych, ciepłych dni kiedy założyłam krótkie spodenki. Przed wyjściem z domu nałożyłam niewielką ilość masła na nogi – mój chłopak od razu zauważył, że mam pięknie lśniące, nawilżone nogi. Nie było to spowodowane tłustą warstwą, która wyglądałaby nieciekawie, tylko był to wygląd „zdrowych”, zadbanych nóg. Masło szybko się wchłania, więc nawet w zimowe poranki sprawdzało się świetnie kiedy trzeba było szybko wyjść, nie tłuściło mi też obcisłych jeansów zaraz po użyciu. 

Poniżej wklejam Wam składy, nie biorę się za ich analizowanie, bo się na tym nie znam. Jedyne co mogę powiedzieć, to to, że choćby miały najbardziej szkodliwe substancje w sobie, to nie zrobiły mi one żadnej krzywdy :P



Jeśli chodzi o wydajność, to dwa opakowania po 240 ml starczyły mi na ponad pół roku (a Karite & Olej Babassu jeszcze nie sięgnął dna), co myślę, że przy prawie codziennym używaniu (i podkradaniu mi maseł przez mamę i siostrę) jest bardzo dobrym wynikiem. Cenowo myślę, że także wygląda to nieźle – 22,60 zł/240 ml

Podsumowując, masła Flosleku to naprawdę świetne produkty, godne uwagi, w rozsądnej cenie, ciało po użyciu jest gładkie i nawilżone, nie lepi się, ja na pewno skuszę się na kolejne wersje zapachowe!

Hexxanie bardzo dziękuję za stworzenie okazji do sprawdzenia się w roli recenzentki, a Wam dziękuję za dotrwanie do końca (jeśli to czytacie to zakładam, że dotrwaliście:)). Obiecałam, że odpowiem na pytanie z początku notki, tak więc… wiem już, że praca blogerki to naprawdę nie przelewki, tylko ciężka i pracochłonna praca. Do napisania tej recenzji zbierałam się bardzo długi czas, aż się bałam, że Hexxana mnie wyklnie w kolejnych mailach, ale na szczęście nic takiego się nie stało ;) Teraz wiem, że bycie blogerką to nie tylko fajny efekt końcowy, a trudna praca, której (już to wiem) na tą chwilę nie mogłabym się poświęcić w 100%, tak więc nie, nie założę swojego bloga z wypocinami kosmetycznymi, ale będę czytać, czytać i czytać! Hexxano, jeszcze raz dziękuję Ci za to doświadczenie! 

                                                    Beata (Trouble Maker)