Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielkie powroty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielkie powroty. Pokaż wszystkie posty

Ulubieńców nie będzie!


Dzisiaj nieco przewrotnie i jednocześnie ten wpis stanowi wprowadzenie do nowego cyklu Sprawdzone, polubione, kupione ponownie! -nie wiem jak dla Was, ale dla mnie najlepszą rekomendacje stanowią powroty, ponowne zakupy. Jeżeli coś się sprawdza i z chęcią sięgamy po dany produkt, to z góry dostaje miano ulubieńca. W taki oto sposób chcę przypominać o preparatach do pielęgnacji, makijażu, które czasami tracimy z oczu goniąc za kosmetycznym króliczkiem ;) I nie ma w tym nic złego, ale czasami łatwo zagubić się pośród bogatej oferty na rynku i donośnych sloganów reklamowych.

Wielkie powroty? L’oreal Lash Architect 4D




Ostatnimi czasy przechodzę  CZAS POWROTÓW. Kiedyś pewne rzeczy zaszufladkowałam  może nie tyle, że buble, ale nie sprawdzały się u mnie tak jak powinny. Zaczęło się niewinnie od zakupu tuszu L’oreala Lash Architect 4D - recenzowałam go tutaj, KLIK!



Nie zrobił na mnie wrażenia, ale kiedy podczas szybkich zakupów wpadł mi w ręce w kolorze cudnego brązu i na dodatek był zafoliowany to stwierdziłam, że …dlaczego nie? Akurat kończył się mój brąz, z MF  FLE więc to była dobra okazja. Pomimo, że w pamięci nie miałam zbyt dobrych relacji z tym tuszem postanowiłam dać mu drugą szansę. Nie liczyłam, że moje rzęsy się zmieniły: -) ale byłam ciekawa czy warto wchodzić do tej samej rzeki dwa razy?

Zakup tego tuszu zapoczątkował serią powrotów. Zdecydowałam się na zakupy kilku produktów, które swojego czasu okazały się nie dla mnie. Nie nazwałabym ich bublami, nie, ale nie rozumiałam zachwytów. Aż do teraz. 

Czasami chyba dobrze jest się przełamać, jak myślicie? 
Macie u siebie takie perełki, które nie zachwyciły a później powróciły do łask?

Dla mnie na dobry początek jest to 
tusz L’orela Lash Architect 4D

Wcześniej to była czerń, która w ostatecznym rozrachunku została oceniona poprawnie w naciągany sposób. Przez chwilę myślałam, że może zakup sam w sobie nie był trafiony, ale źródło, z którego dostałam tusz nie wpływało na ocenę. Na dodatek dwie inne osoby go używały i miały zupełnie inne odczucia. Czary mary? Trudno to ocenić jednak tym razem tusz kupiłam zafoliowanego fabrycznie w cudnym kolorze brązu. Nie mogłam mu się oprzeć tym bardziej, że na testerze wyglądał zabójczo. W warunkach domowych zostało to tylko potwierdzone. Brąz jest brązem, który jest widoczny sam w sobie. Konsystencja tuszu nadal kremowa, ale gładko rozprowadza się na rzęsach. Tym razem nie mam problemu z nałożeniem odpowiedniej ilości, ponieważ na szczoteczce jest wystarczająca ilość tuszu. Mega podkręcenia nie widzę, ale dobrze profiluje rzęsy nie usztywniając ich. Najważniejsze jest to, że tusz nie osypuje się! Nic złego nie dzieje się przez cały czas używania. Mam już go ponad 3 miesiące i niebawem zaliczy kosz, bo przy zamiennym używaniu go z czernią dobijam do końca opakowania.

Jedyne, co mi się nie podoba to dziwne wykończenie, jakie zostawia na końcach rzęs, nie zawsze się to pojawia, ale akurat, kiedy były robione zdjęcia miałam z nim problemy….  Może po części, dlatego, że czekałam do samego końca;) aby przygotować notkę…



Dla porównania zdjęcie moich rzęs bez tuszu :- )



Nie do końca spełnia moje wymagania, ale był to na tyle mile wart uwagi powrót, że nie żałuję zakupu. Co prawda nie trafi do mojej tuszowej 10-tki, o której niebawem napiszę, ale dzięki niemu niebawem pojawią się następne notki z cyklu „ Wielkie powroty „ bo w ten sposób chcę pokazać, że czasami warto dać drugą szansę, bo być może nowe źródło zakupu będzie na tyle przekonujące bądź nowa forma opakowania? Ciekawa jestem, co Wy sądzicie na ten temat.

Pozdrawiam!