Mam spore zaległości na blogu, więc postanowiłam
że niektóre kosmetyki opiszę "ku pamięci" w zbiorczym zestawieniu. Do niektórych wracam i wracać będę, lecz
większość z nich to typowe "jednorazówki", których ponownie nie
zaproszę na półkę z różnych względów. Powstał ciekawy materiał i zapraszam do
lektury :)
Josh Rosebrook Hydrating Accelerator, mgiełka którą dostałam w prezencie urodzinowym
od Martyny była na mojej zakupowej liście od dawna. Wiele osób się nią zachwyca, chwali i
rekomenduje. Było we mnie sporo dystansu i jakoś długo wstrzymywałam się z
zakupami, ale kiedy do mnie trafiła nie protestowałam. Skład mgiełki jest
długi i bogaty, w sumie to takie coś pomiędzy mgiełką a esencją i serum.
Sięgnęłam po nią w okresie ekstremalnych upałów i specjalnie dużego wrażenia
nie wywarła, miałam w tamtym czasie dużo lepiej działające produkty. Starałam
się z niej wycisnąć maksimum możliwości, co szło bardzo opornie. Odniosłam
także wrażenie, że właściwości HA były mocniej odczuwalne gdy połączyłam go z
wybranym tonikiem/esencją/mgiełką. Stanowi
udany odświeżacz w ciągu dnia. Plus
za świetny atomizer, który rozpyla M G I E Ł K Ę! (Resibo ucz się! że można
przy bardzo bogatym składzie zapewnić idealnie dopasowany atomizer, który nie
wydobywa z siebie skoncentrowanej dawki a'la strumień płynu --- /recenzja/
Toniku nazywanego mgiełką). Ładnie pachnie :) Największą różnicę podczas stosowania zauważyłam, gdy sięgałam po HA
podczas aplikacji maski The Bean Mahalo. Ona nie zasycha aż tak szybko,
lecz lubię sobie wydłużyć czas użycia i zwilżam przy pomocy różnych "psikadeł".
No i padło akurat na Josha. Sprej
wspaniale podkręca właściwości maski i takie połączenie odkryło dodatkowe
walory. Jak można się domyślić, planuję wrócić do niego, by dalej czynił
magię w połączeniu z Mahalo. Jednak
oceniając kosmetyk samodzielnie, to wypada przeciętnie. Coś w nim jest, lecz
moja skóra nie do końca była w stanie to rozpoznać/docenić ;)
Hydrating
Accelerator dostępny jest w dwóch pojemnościach 60ml/£22.00 oraz 120ml/£35.00 -
można kupić na Cult Beauty, Reina Organics i co tam jeszcze Google podpowie :D
Stratia Liquid Gold, kolejny hit z Internetów. Sięgnęłam po tę
emulsję/lotion/serum (bardzo ciekawa konsystencja, którą trudno jednoznacznie
nazwać. No i nazwa, w punkt.) kiedy podczas pierwszej serii z retinolem moja
skóra przeszła niezły Armagedon (na własne życzenie ;) o czym pisałam TUTAJ). To jest
bardzo dobry preparat odbudowujący, naprawiający barierę naskórkową, wspomagający
nawilżenie/odżywienie i przywracający równowagę skórze jednak z racji, że od
ręki mogę kupić wiele podobnych kosmetyków nie zamierzam już do niej wracać.
Zamówienie z USA z firmowej strony nie jest kłopotliwe, ale coraz bardziej
cenię sobie dostęp "na już", bez dłuższego czekania. Jeżeli Stratia
zyskałaby oficjalnego dystrybutora w Europie, robiłabym zakupy. Wracając do emulsji (tak mi się kojarzy z
konsystencji oraz zachowania na skórze) w składzie znajdują się trzy rodzaje
ceramidów, kwasy tłuszczowe, cholesterol, niacynamid. Nasycony żółty kolor
wynika z zawartości oleju z rokitnika (tak, to jeden z kwasów tłuszczowych),
jest to dość treściwa formuła. Niezbyt lekka, ale też nie do końca
zawiesista bądź tłusta. Lubiłam używać
jej pod filtr w okresie jesienno-zimowym bądź też solo pod makijaż, a z kolei
latem stanowiła produkt zamykający schemat pielęgnacji. Gotowe zestawy
pokazywałam na Instagramie KLIK! Chętnie sięgałam
po LG podczas kuracji retinolem Liq CR, sprawdzała się pod jak i na retinol.
Przygodę z Liquid Gold uważam za bardzo udaną, jednak nie ukrywam, że mam
innych faworytów z tego przedziału.
Aesop Parsley Seed Anti-oxidant Facial Toner, kiedyś tak bardzo go chciałam :) Zużyłam
trochę sampli, po których nabrałam ochoty i w prezencie urodzinowym Martyna
sprezentowała mi butlę o pojemności 200 ml/PAO 9 miesięcy. Początek był OK,
jednak im częściej po niego sięgałam czułam się przytłoczona...zapachem.
Wpakowano do niego TYLE lawendy, że nawet ja, fanka takich aromatów
stwierdziłam, że to nie dla mnie. Od czasu do czasu tuż po aplikacji zaczęło
się także pojawiać zaczerwienienie i tym samym pożegnałam się z tonikiem. Przy
tej okazji też na dłużej pochyliłam się nad ofertą Aesop przeglądając składy,
po czym stwierdziłam "nigdy więcej".
su:m37 Secret Essence, skuszona do zakupu przez Illusionofyouth pomyślałam, że dlaczego nie :) poza tym ciekawy skład INCI i zamiłowanie do esencji
doprowadziły do szybkiego zakupu. Esencja ma konsystencję jakby mocno
rozwodnionego żelu (trudno to opisać), bo nie jest to typowo wodna formuła, pod
palcami czuć delikatny poślizg aczkolwiek na mojej skórze nie pozostawiała
lepkiego czy też tłustego wykończenia. Skóra
była zmiękczona, nawilżona, ukojona. Najchętniej używałam jej wieczorem
łącząc z ELAN z NIOD. Eleganckie szklane opakowanie, butelka jest naprawdę
masywna. Raczej już ponownie nie kupię, ponieważ identyczne efekty uzyskuję
dzięki innym produktom jak np. esencja SK-II, Balancing Toner Leahlani, lotion
Kuramoto, czy też SK-II Cellumination Mask In Lotion oraz odkrytej kilka
miesięcy temu Snow Fungus Mask z Arkany. Jak
widać wybór jest duży :)
Alkemie no 5 Rise and Shine Nourishing Body and
Face Cleansing Gel - Dość
rzadka konsystencja, która nie przekłada sie na wydajność a pompka niewiele
pomaga. Największym minusem jest dla
mnie zapach, żel w kontakcie z woda przypomina mi opary benzyny wymieszanej z
cytrusami... Jest łagodny, świetnie spisuje sie przy wymagającej skórze,
jednak jego aromat sprawia, ze był to pierwszy i ostatni zakup. Wątpię czy
zdecyduje sie na inne produkty, zwłaszcza ze wybór na rynku ogromny. Test pH /KLIK/
Taaa, taki był
zamiar po czym w grudniu kupiłam piankę do mycia twarzy z Alkemie LOL Mimo
wszystko więcej zakupów z tej firmy nie przewiduję, w prezencie też nic nie
chcę.
Anwen Mint It Up szampon peelingujący, Sądziłam że zastąpi maskę oczyszczającą Phenome (marzenie! nie ma mowy) szybko okazało się to nierealne. Zużyłam ok. polowy opakowania i dałam spokój. Dobrze oczyszcza, włosy po nim są odbite od nasady, nieco szorstkie (gdyby były dłuższe potrzebowałabym odżywki do rozczesania) i na tym koniec. Najbardziej irytującym elementem są zatopione drobinki. Pomimo bardzo krótkich włosów nie jestem w stanie dotrzeć nimi do skóry głowy, a jeszcze gorszą cześć stanowi wypłukanie ich. Dziady jakby przyklejają się do włosów i etap spłukiwania stanowi wyzwanie. Ostatecznie korzystałam z niego wyłącznie pod prysznicem, bo wiszenie nad wanna przez ok.5 -10 minut przestało mnie bawić. Zalecają by użyć maski lub odzywki w celu łatwiejszego wyplukania, tylko że wtedy moje włosy staja sie obciążone (tracą odbicie od nasady, które zyskują po samym szamponie, są po prostu oklapnięte. Co dziwne, ta sama maska/odżywka w innej kombinacji nie daje takiego efektu). Szampon nie wpłynął w żaden sposób na ograniczenie swędzenia (jeżeli występowało), o efekcie złuszczania się nie wypowiem (tutaj przydałaby sie sesja u trychologa przed/w trakcie i po). Za to przez cały dzień włosy były świeże, aczkolwiek następnego dnia musiałam juz je umyć (rano były przetłuszczone, co rzadko mi sie zdarza). Maskę do włosów wysokoporowatych lubię, sprawdza się choć póki noszę bardzo krótkie/krótkie włosy kupować ponownie nie zamierzam. Nowości pośród odzywek tez odpuszczam. Dostałam za to olej do włosów średnioporowatych, który używam do ciała ze względu na fantastyczny zapach *_*
Miya mySUPERskin Lekki olejek do demakijażu i
oczyszczania twarzy,
dostałam go od Simply i bardzo się ucieszyłam. Po pierwsze producent obiecuje wiele, a on średnio sobie radzi z
demakijażem i choć powinien emulgować, bo zawiera emulgatory, to nic takiego
nie ma miejsca. Wybaczyłabym stosowanie płatka, jednak sam w sobie niezbyt
dobrze rozpuszcza kolorowe kosmetyki. Z demakijażem twarzy, takim bardzo
podstawowym także sobie nie radzi. Do
oczu nie używałam, nie mam zaufania do niczego, co jest tak mocno perfumowane.
Owszem, zapach bardzo przyjemny, tylko co z tego... Zaskoczyła mnie cena -
34,99 PLN/140ml, to dość sporo jak na TAK BARDZO niedopracowany kosmetyk! Dziękuje,
wolę dołożyć drugie tyle i mięć produkt który działa zgodnie z przeznaczeniem i
nie sprawia problemów. Nakładałam "na sucho" i do idealnego
demakijażu potrzebne są dwie tury, a potem micel bądź mleczko, by mieć pewność
że nie mam już żadnych resztek makijażu. Wtedy dopiero mogę przejść do mycia
twarzy :) To trochę za dużo jak dla mnie :D Przyzwyczajona jestem do działania na innym poziomie, no i niestety,
ale obietnice producenta nijak się mają do faktycznego zachowania kosmetyku.
Zanim się za niego zabrałam miałam okazję przeczytać kilka recenzji i myślałam
sobie "ej nie może być tak problematycznie", ale jednak ;) Sama mieszanka jest przyjemna, podoba mi
się zapach i lubię darczyńcę :D to są moje plusy :))) Odnoszę wrażenie, że
ktoś nie do końca dopracował formulację i stąd taka niespodzianka. Może zostało
to poprawione, nie wiem, nie przewiduję tego sprawdzać.
Filorga Optim-Eyes Patch, żelowe płatki od oczy redukujące opuchliznę i
cienie pod oczami, wygładzają zmarszczki. Kupuję je od dawna, z biegiem czasu
firma zastosowała nowe rozwiązanie dla samych płatków, które są pakowane w
osobne blistry po dwie sztuki i uważam to za bardzo dobre posunięcie. Lubię po
nie sięgać w razie potrzeby, zostawiam nieco dłużej niż sugerowane 15 minut.
Najczęściej w tym samym czasie sięgam po maskę lub podczas makijażu oczu. Dla
mnie to udany produkt pomocniczy, który sprawdza się i mogę liczyć na jego
działanie. Trzymam je w lodówce, więc dodatkowo dochodzi element
chodząco-kojący :)
La Roche Posay Toleriane Ultra Night Soothing
Intense, kupiłam ten krem
z myślą o pielęgnacji nocnej ze względu na zawartość Neurosensyny, która ma
silne działanie kojące, ponadto kompleks (Karnozyny/witaminy E) zmniejszający
zaczerwienienie stanowił dodatkowy wabik. Krem przeznaczono do pielęgnacji
twarzy oraz okolic oczu.
Lekka, żelowa konsystencja sprawia przyjemność podczas aplikacji, dobrze się
rozsmarowuje na skórze szybko w nią wnikając pozostawiając uczucie ukojenia bez
lepkiej warstwy. Działanie oceniam na dobre, chyba spodziewałam się czegoś
więcej, bo np. serum-maska Liq Ce daje w
moim przypadku lepsze efekty. No i jest dużo tańsza. Niemniej krem jest
dobrą opcja dla cer tłustych, mieszanych zwłaszcza na wiosnę i lato. W okresie
zimowo-jesiennym przy retinolu czułam potrzebę łączenia z czymś bardziej
treściwym, był bardziej jak serum niż krem. Atutem jest próżniowe opakowanie
oraz pompka w roli aplikatora.
Lilla Mai dwufazowy płyn do demakijażu, 100 ml płynu na bazie hydrolatu z melisy
i rumianku rzymskiego oraz oleju z pestek moreli i ze słodkich migdałów, do
tego gliceryna, glukonolakton i olejek eukaliptusa cytrynowego.
Demakijaż twarzy przy pomocy płynu, to
prawdziwa przyjemność. Skuteczny. Radzi sobie z filtrami oraz "pełną
szpachlą" przy czym wystarczy kilka porcji i jeden duży płatek, lekko tłustą
powłoczkę usunie pianka/żel lub płyn micelarny. Sprawdziłam tez jak radzi
sobie z demakijażem oczu i tutaj choć działa równie szybko, tak pozostawia na
oczach mgłę i nieprzyjemne uczucie ciężkości. Unikam takich kosmetyków, ale dla mnie to przede wszystkim płyn do demakijażu
twarzy i z tej części wywiązuje się bez zarzutu. Fazy łączą się szybko i na
dość długą chwilę.
Największym problemem jest dla mnie
opakowanie/dozownik. Szkło
OK, ale ze względu na dozownik na szyjce butelki osadzają się resztki płynu, który
spływa na zewnątrz i jest mało poręczne/bezpieczne. Aplikatorem jest pipeta (beznadziejny pomysł) która zastąpiła pompkę
(w poprzedniej wersji były kiepskiej jakości i przeciekały, takie info
otrzymałam od właścicielki firmy), była też zupełnie inna niż ta na zdjęciu z
opakowania zastępczego. Tak naprawdę przez 3/4 opakowania męczyłam się z pipeta
i zastanawiałam się nad lepszym rozwiązaniem. I tadam! Tego typu pompka działa prawidłowo,
nasączenie płatka czy tez aplikacja na dłoń nie stanowi już wyzwania. Może firma pomyśli nad zmianą? Sama z pewnością
kupie kolejne opakowanie i przeleje zawartość do takiego pojemnika (przyjazne
nie tylko ze względu na podróże). Podoba mi się, ze płyn nie tylko wywiązuje
się ze swojego zadania ale przede wszystkim jest przyjazny dla mojej skory. Nie
podrażnia, nie wywołuje zaczerwienienia i zapach trafia w gusta.
Jest to mój jedyny ulubiony kosmetyk z Lilla Mai, co prawda poznałam tylko szampon
rozmarynowy oraz wygładzający balsam do ciała na bazie masła kakaowego, lecz
żaden z nich nie zachęcił mnie do powtórki bądź ponownych zakupów.
ESPA Pink Hair and Scald Mud, fantastyczna formuła, łatwy i przyjazny
sposób aplikacji a do tego pięknie pachnie. I na tym koniec, ponieważ w moim
przypadku nie sprawdziła się tak jakbym mogła na to liczyć w oparciu o
zapewnienia producenta. O ile na skórę
głowy faktycznie zadziałała, tak włosy po jej użyciu były mocno przyklapnięte i
nadawały się do kolejnego mycia. Wyglądało to fatalnie... Szkoda, bardzo
żałuję, bo podobała mi się budyniowa konsystencja, która była gładką różową
masą i nie brudziła podczas użycia, ani też nie zmuszała do żadnych dodatkowych
czynności. Nieskomplikowane stosowanie
oraz fajna formuła sprawiły, że miałam nadzieję na dłuższą znajomość. Nie
udało się.
Na zakończenie po jednym zdaniu: Biotherm
Lait Corporel Anti-drying body milk (na zdjęciu zabrakło mleczka pod
prysznic z tej samej serii), ale chcę
podsumować całość - R E W E LA C J A - mleczko do ciała chwaliłam nie raz /recenzja/
Z przyjemnością wracam i dziękuję Simply
za super prezent! Zestaw Clochee seria
Sensitive Delikatny szampon do wrażliwej skóry głowy & Delikatna odżywka do
włosów wrażliwych dostałam od Moniki (Leśne Runo) - odżywka jest udana,
lecz moim faworytem został szampon.
Opakowanie tylko mało trafione (utrudnia dozowanie), jest on bardzo rzadki/wodnisty,
ale zdecydowanie sięgnę po niego w najbliższych miesiącach. Wtedy też pojawi
się pełna recenzja :) Victoria's Secret
Minty Shine Refreshing Lip Gloss, zniewalająca opcja dla miłośniczek
prawdziwej mięty (tej mocno aromatycznej, lekko słodkiej z efektem chłodzenia)
w składzie Mentha Piperita (Peppermint Oil). Na lato C U D O, uwielbiam takie
błyszczyki. Konsystencja jest gęsta, ale dobrze trzyma się na ustach i zanika
bez uczucia ściągnięcia. Transparentny a wykończenie typowe dla efektu tafli. Oskia Citylife I-zone Balm, nie
kupujcie tego... coś tragicznego, bardzo tłusta konsystencja z perłowo-różowym
połyskiem i na dodatek za żadne skarby nie chce się wchłaniać. Uwielbiam ofertę
Oskia, lecz tym razem wypuścili mega gniota za ogromną ilość monet (którego
chyba mało kto chciał kupować, bo ten balsam przewijał się przez n-tą ilość
darmowych giftów w UK LOL). Moja Farma
Urody, oleje do skory wokół oczu, do
cery delikatnej i wrażliwej oraz do cery naczynkowej.. Hmmmmm żaden nie trafił
jakoś specjalnie w moje potrzeby i zużyłam do ciała. W tym pakiecie prezentowym
od Martyny były także sample kremów do
cery naczynkowej i do cery wrażliwej, które dużo bardziej mi się spodobały
aczkolwiek określenie "krem" to za dużo powiedziane ;) To raczej
sprasowane oleje, w każdym razie do nich mogłabym wrócić zimą. BELIF – The True Cream – Moisturizing Bomb (duże
miniatury dostałam od Martyny :* dziękuję bardzo!) gdzie wciąż próbuję się
przekonać do tego kremu (zaczęłam ten proces latem i dobrnęłam do zimy :D).
Jakoś tak bez szału ;) Polny Warkocz
Rumiankowa esencja micelarna, naturalny płyn do demakijażu - (nie wiem/nie
znam się :D) firmy zwariowały na punkcie (nad)używania nazwy
"esencja". Rozumiem, że to przyciąga klienta, do tego fala
popularności japońskich/koreańskich esencji robi swoje, ale... PO CO?! Polny Warkocz sam się obroni. Mnie się
spodobał ten płyn micelarny, co prawda używam miceli wyłącznie do twarzy, lecz
robi to, co do niego należało. Szkoda tylko, że mała pojemność. Hasiaczku :* dziękuję za prezent!!! Spodobał
mi się na tyle, że kupiłam inne warianty i za jakiś czas podzielę się nią z
wami. A co :)
Dziękuję za uwagę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.