W zeszłym roku na moim kosmetycznym celowniku pojawiła się Kostka Mydła, młoda manufaktura która na obecną chwilę
rozwija coraz prężniej swoje skrzydła. I mnie to bardzo cieszy. Między innymi
dlatego, że trafiłam na kilka produktów, które oczarowały mnie od pierwszego
kontaktu i systematyczne stosowanie utrwaliło te wrażenia. Zapraszam :)
Zanim przejdę dalej, chciałabym na początku
nadmienić, że bardzo podoba mi się layout strony, obsługa, kontakt które mają znaczenie. Czytelnie opisana
dostawa, formy płatności. Nie ma także problemu z kontaktem (co niestety nie
zawsze jest takie oczywiste dla wielu firm, które odpowiadają wybiórczo bądź
wcale twierdząc, że wiadomość nie dotarła). Dbałość o szczegóły i opakowanie/sposób przygotowania zamówienia robią
wrażenie, można potraktować jako gotową oprawę na prezent (niestety nie
wykonałam zdjęć, ale jest to szary
karton wypełniony eko ścinkami z wełny drzewnej, szklane opakowania posiadają
osłonki z szarego kartonu, a mydła bądź sypkie kosmetyki znajdują się w
torebkach z szarego papieru. Ponadto do kartonu jest przyklejona ozdobna
kokardka i znajduje się pieczątka z logo Kostki Mydła. Tak przygotowana
zawartość została owinięta w szary papier i wysłana.) - paczka przebyła długą
drogę, i nic nie uległo zniszczeniu.
W skrócie omówię moje zakupy skupiając się nieco dłużej na kosmetykach, które je zainicjowały i
używam ich najdłużej.
Koniecznie chcę
zwrócić uwagę na mydło potasowe! Nie wiem, może słabo szukałam, ale od
dawna chciałam je kupić (wiem, że można przygotować samemu, lecz to nie moja
działka :P) a że szare mydło z Białego Jelenia daaawno temu zniknęło z rynku
tym bardziej byłam rozżalona (achhh te oszczędności firmo). Na początek wybrałam małe opakowanie,
co jest świetną opcją na początek (a ja też chciałam zobaczyć jaka będzie
różnica, ponieważ dodano do niego dużą ilość węgla aktywnego). Zostało nazwane zwyczajnie - Mydło w paście do
twarzy :) Napiszę tyle, że jest och i ach! Stosuję to cudo do mycia
ciała oraz do twarzy. Nie zostawia uczucia ściągniętej czy podrażnionej skóry,
nie przesusza (o ile nie przesadzimy z częstotliwością), nie ma efektu
skrzypiącej skóry. Jego zapach nie do końca mi się podoba, lecz bardziej liczą
się dla mnie jego właściwości. Po długim
czasie poszukiwań mam idealny kosmetyk do mycia skóry w okresie, gdy wymaga
dodatkowej troski (mam tutaj na uwadze przede wszystkim zmiany
atopowo-łuszczycowe, pojawiającą się egzemę). Jego atutem jest także to, że mimo dużej zawartości węgla aż tak bardzo
nie brudzi, łatwo się spłukuje, nie pozostawia osadu na umywalce czy w
brodziku.
Strzałem w 10-tkę stał się Szampon w pudrze, który można także kupić w wersji mini :)
Bazuje on na glince marokańskiej Ghassoul. Wybrałam go dlatego, że choć bardzo
lubię pastę Cleansing Volumizing Paste with Pure Rassoul Clay and Rose Extracts
(niebawem pojawi się wpis), to niestety nie mogę stosować jej regularnie. Z
kolei też coraz większe problemy mam z zakupem maski Phenome. Dlatego oferta Kostki Mydła wstrzeliła się
w moje potrzeby idealnie. Owszem, stosowanie takiej formy jest męczące i
upierdliwe, zwłaszcza gdy myje się głowę codziennie (nawet przy bardzo krótkich
włosach) - lecz zaczęłam eksperymentować (dodaję proszek do gotowego szamponu
bądź stosuję go jako maskę). Pierwsze
zastosowania to była loteria, pomimo że na stronie sklepu jest kilka
wskazówek, to jednak warto jak zawsze dopasować je pod siebie. No i pamiętajmy,
tutaj nie ma żadnych wypełniaczy/stabilizatorów itd.
Papka po rozrobieniu jest papką, która opornie rozprowadza się u nasady
włosów, brak poślizgu/gładkości itd. więc dobrze jest uzbroić się w
cierpliwość. Po zmyciu włosy także rozczesują się opornie, są sztywne (ale
nie szorstkie!). Co ciekawe, moje wysokoporowate włosy dość długo schną, nawet
gdy sięgam po suszarkę, to suszenie trwa dłużej niż zwykle. Podczas regularnego używania czynność
samego mycia, zachowania się włosów ulega przemianie. Tak, celowo użyłam
tego określenia. Ono najlepiej oddaje wpływ tego proszku nie tylko na włosy,
ale przede wszystkim na skórę głowy. Włosy
stają się uniesione od nasady (już po pierwszym myciu widać było różnicę, a
im dalej, tym lepiej), odstawiłam wszelkie produkty do stylingu (co prawda mam
już duży odrost i pora odwiedzić fryzjera, tak linia cięcia jest zachowana i
włosy układają się bez problemu), ponadto są gładkie i lśniące. Największe
zalety odczuła skóra głowy (nawilżenie, ukojenie, proszek świetnie łagodzi
podrażnienia i przyspiesza ich regenerację) - takiej mocy nie miała cała seria Tricho z Bandi, którą stosowałam przez
wiele miesięcy. Odnoszę także wrażenie, że przedłużona świeżość włosów nie
jest przereklamowaną obietnicą (ale do tego jeszcze się odniosę za jakiś czas)
.
Z mydeł naturalnych zrezygnowałam wiele miesięcy temu, lecz od czasu do
czasu ciągnie mnie w ich kierunku. Miałam też przeczucie, że być może tym razem
będzie inaczej. Na początek wybrałam dwie
kostki, Nagietkową i Kawową. Wersja Nagietkowa jest w użyciu od kilku
tygodni i jestem tym mydłem zauroczona! Okazuje się, że przy takim takim pH
można zaoferować dobrej klasy mydło naturalne. Jest ono niezwykle kremowe, nie ściąga i nie przesusza skóry. Co
więcej, brak uciążliwego osadu na umywalce. Podoba mi się delikatny zapach oraz
jego właściwości. Jedynym minusem jest skłonność do rozmiękania pomimo
przechowywania na żebrowanej mydelniczce z odpływem, ale dzieje się tak tylko,
gdy w krótkim czasie kostka zostanie użyta kilka razy z rzędu. Potem gdy mydło
ma czas na odsączenie i wyschnięcie nie dzieje się z nim nic złego, nie
ślimaczy się i podczas kolejnego mycia zmydla się tradycyjnie.
Moją uwagę przyciągnął Puder
oczyszczający różany
- mam cichą nadzieję, że stanie się godnym następcą uwielbianego przeze mnie
scrubu z angielskiej firmy Skin & Tonic London, o Gentle Scrub pisałam TUTAJ
Na razie użyłam go tylko kilka razy i mogę napisać, że jest to ciekawy produkt
(o ile lubicie zabawę z przygotowaniem papki ;)). Dzięki przemyślanemu składowi
faktycznie nadaje się do codziennego
stosowania, jest delikatny i pozostawia skórę miękką, odświeżoną bez
podrażnień. Podczas zmywania jest trochę bałaganu, więc chętniej robię to
pod prysznicem. Można stosować go codziennie lub jako maskę.
Całość zakupów zamykają hydrolaty: różany i
waniliowy, wybrałam je ze
względu na zapach :D Pewnie napiszę o każdym kilka słów za jakiś czas. Miałam
wielką ochotę na hydrolat malinowy, ale niestety producent zaprzestał produkcji
i nie wiadomo, czy wróci do sprzedaży.
Zdaję sobie
sprawę, że tego typu manufaktur na polskim rynku w ostatnim czasie pojawiło się
mnóstwo. Kolejne przybywają. Dlatego też wybór jest ogromny i łatwo się
pogubić. Niemniej wybór Kostki Mydła
uważam za bardzo udany, co więcej kosmetyki wywiązują się ze swoich obietnic i
kolejne zakupy przede mną.
Wiem, że moja
częstotliwość publikowania wpisów na blogu została zachwiana ;) Niemniej
pamiętajcie, ten blog to czyste hobby (jedno z wielu). Nie brakuje mi materiału
(wiele wpisów czeka na swoje 5 minut), jednak postanowiłam się wycofać z życia
blogosfery (z wielu powodów). Staram się regularnie zaglądać na Facebooka oraz
Instagram, tak by zachować ciągłość ;) i nie chcę rezygnować z prowadzenia
bloga, tylko szukam w tym wszystkim miejsca dla siebie.
Pozdrawiam serdecznie i
życzę wszystkim magicznego roku 2019!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.