Lanolips Tinted Balm SPF30 Rhubarb/koloryzujący balsam do ust





Na fali uwielbienia do lanoliny ponad 1,5 roku temu kupiłam koloryzujący balsam do ust z Lanolips. Tak naprawdę do zakupu popchnęła mnie zawartość filtrów, pomyślałam że będzie to idealna opcja na lato zamiast klasycznego sztyftu z LRP (który swoją drogą nie do końca jest tym, co lubię ;) bo pozostawia białe obwódki). Klasyczne balsamy Lanolips uwielbiam, moim faworytem stał się wariant jabłkowy (aczkolwiek smak oraz aromat jabłka nie jest specjalnie intensywny).



Producent kieruje balsam do suchych ust, które dzięki niemu zostaną nawilżone, odżywione i jednocześnie podkreśli/pogłębi naturalny kolor ust dzięki delikatnej zawartości pigmentu. Kolor jest subtelny, i choć w opakowaniu wydaje się intensywny, to przypomina większość błyszczyków z transparentnym wykończeniem. Jedyna różnica polega na tym, że efekt można stopniować aczkolwiek nadal będzie to wyłącznie poświata koloru, która jest uzależniona od odcienia naszych warg.


Klasyczne opakowanie, tubka ze sztucznego tworzywa ze ściętym dzióbkiem w roli aplikatora o pojemności 12,5 g w cenie ok. 9 funtów. Całość zapakowana w kartonik, na którym dodatkowo znajdują się wszystkie informacje. Balsam posiada przyjemnie słodki zapach oraz dziwny posmak, nie trafia za bardzo w moje preferencje. Wyczuwam dziwną syntetyczną nutę i szczerze mówiąc podczas używania starałam się nie nakładać go pomiędzy spożywaniem czegokolwiek. A jeżeli już, to wolałam usunąć balsam przed piciem oraz jedzeniem. Pomijam, że pozostawia ślady na szklance/kubku itd. co przy takiej formule jest oczywiste. Jeżeli chodzi o walory pielęgnacyjne, to tak średnio sobie radzi - nie odczułam niczego nadzwyczajnego (może dlatego, że dbam o tę strefę i unikam czynników podrażniających), jednak po kilku dniach z rzędu gdy sięgałam po niego regularnie czułam, że wieczorem nie obędzie się bez porządnej dawki pielęgnacji. W przeciwnym razie usta byłyby przesuszone. Posiada przyjemną żelową konsystencję, jednak z uwagi na zabarwienie nie polecam nakładać go bez lusterka. Dodatkowo dozowanie |z tubki| też czasami bywa problematyczne z uwagi na ilość (nakładanie palcem mija się dla mnie z celem, chyba że w łazience co jest oczywiste ze względów higienicznych). Nie jest tłusty ani lepki, pozostawia wykończenie a'la tafla, nie wylewa się poza kontur ust (chyba, że przesadzimy z ilością) i zanika w delikatny sposób bez efektu ściągnięcia bądź konieczności dołożenia nowej warstwy. Pod tym kątem nie mam mu nic do zarzucenia.


Z jednej strony to dobra opcja (pielęgnacja i ochrona), bo daje radę w plenerze i zużyłam dwa opakowania z przyjemnością. Jednak na dłuższą metę wymaga wspomagania w kwestii pielęgnacji (by nie dopuścić do przesuszenia ust). Nie wyróżnia się znacząco na tle innych balsamów koloryzujących jeżeli chodzi o efekt, przypomina wiele błyszczyków za mniejsze pieniądze. Z kolei patrząc na zawartość filtrów, wolę wrócić do oferty aptecznej. Chyba, że poznam coś lepszego :)

Dostępny w czterech kolorach: Rose, Rhubarb, Perfect Nude, Red Apple.

Używacie produktów do ust z filtrami? Jeżeli tak, podzielcie się swoimi typami :)

Pozdrawiam serdecznie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR

Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...