Rozczarowanie....Bobbi Brown Lip Balm SPF 15


Pielęgnacja ust stanowi dla mnie jeden z bardzo ważnych elementów, nie lubię odpuszczać w tym zakresie. Nie tylko dlatego, że posiadam delikatną i wymagającą skórę ust. Lubię czuć się komfortowo na co dzień, a nie ma nic gorszego niż spierzchnięte i popękane wargi, suche skórki które podkreśla każdy, nawet najlepszy produkt do ust.

Natłuszczanie, nawilżanie, delikatny peeling raz na jakiś czas i różnego rodzaju balsamy, sztyfty, kremy, maści o właściwościach ochronnych wypełniają moją kosmetyczkę ;) W kosmetykach kolorowych (pomadkach, błyszczykach) także szukam właściwości pielęgnacyjnych. Jeżeli dany produkt przyczynia się do przesuszania natychmiastowo znika z oferty. Nie ma zmiłuj.

Od jakiegoś czasu szukałam czegoś nowego, czegoś zachwycającego;) Ze względu na zastosowanie stacjonarne skupiłam swoją uwagę na produktach w pojemniczkach wszelkiej maści. Jedni lubią, inni nie. Dla mnie to nie ma znaczenia, ponieważ stosując tego typu kosmetyki w domu problem higienicznej aplikacji jest rozwiązany i oczywisty.
Krążyłam wokół wielu marek, tym razem była to seria #zachciewajki i koniecznie chciałam wypróbować coś z półki selektywnej. Czy dobrze zrobiłam?



Nie wiem dlaczego nie zatrzymałam się na dłużej przy składzie INCI, chyba zaczarowało mnie pudełko. Inaczej wytłumaczyć tego nie mogę ;) W przeciwnym razie nie doszłoby do zakupu.


Spodobała mi się estetyka metalowego puzderka :) Całość podana w eleganckim kartoniku. Nie mogłam się oprzeć.

Balsam ma zbitą i twardą konsystencję, najlepiej przed użyciem rozgrzać go w dłoniach lub dłużej pomiziać pędzelkiem/opuszkiem palca. W opakowaniu widzimy bladoróżowy kolor, który na ustach staje się transparentny. Bez problemu nałożymy go bez lusterka. Nie pozostawia lepkiej warstwy na ustach, ale dłonie należy od razu umyć nie tylko z oczywistych względów, mnie bardzo przeszkadza kleisty osad po balsamie. O ile na ustach jest on bardzo przyjemny i komfortowy tak podczas aplikacji staje się irytujący. Większość podobnych produktów nie wymaga natychmiastowego spotkania nad umywalką, ten jak najbardziej ;)


Zapach. Na początku wydawał mi się przyjemny, ale z czasem zaczął bardzo męczyć pudrową nutą. Kwiatowo-chemiczny. Dość przytłaczający jak dla mnie. Posmak chemiczny, mocno wyczuwalny na ustach i trudny do zignorowania.

Pomimo topornej konsystencji na ustach staje się delikatny, w takim sensie, że zostawia odczuwalną warstwę ochronną, która dobrze przylega do skóry ust i podczas jedzenia/picia nie znika zbyt szybko. Nie odczuwałam dyskomfortu z jakim czasem się spotykam, kiedy usta nagle stają się suche jak pergamin i muszę koniecznie sięgnąć po balsam ochronny. Skóra jest ust jest wygładzona, miękka i odczuwalnie nawilżona.

Byłabym w stanie przymknąć oko na pewne minusy tego produktu gdyby właściwości pielęgnacyjne okazały się bez zarzutu. A tak się nie stało. Na ok. 1,5 miesiąca podejmowania prób nie dostrzegłam niczego, co mogłoby mnie przekonać do dalszego sięgania po ten balsam. Początkowo było w miarę dobrze, czyli powierzchowne działanie zapewniało pożądane minimum. Problem pojawił się po ok. tygodniu w postaci widocznego przesuszenia i ściągniętej skóry ust. Był to pierwszy sygnał dla mnie, by przyjrzeć się bacznie dalszym efektom. Niestety moje przypuszczenia się potwierdziły, balsam podczas regularnego stosowania coraz bardziej pogarszał stan ust. Iluzja pielęgnacji nie jest tym za co chciałabym płacić. W obliczu wielu kosmetyków tego typu zwykła wazelina lepiej wypada niż Bobbi Brown Lip Balm SPF 15. Być może komuś zależy na sugerowanej ochronie SPF 15, lecz w moim odczuciu znacznie lepiej wybrać coś z aptecznej oferty np. genialny sztyft z LRP.


Opakowanie 15g w cenie £ 16.00

Bobbi Brown Lip Balm SPF 15, to drogi produkt do pielęgnacji ust, który niestety mnie osobiście bardzo rozczarował. Relacja ceny/działania/pojemności jest mało korzystna. Na plus może być wydajność balsamu jeżeli ktoś lubi tego typu gadżety, bo inaczej nazwać tego nie mogę. Perfumowane mazidło nie wywiązujące się z podstawowego przeznaczenia... Próbowałam zużyć je do skórek, co średnio mi się udało. Balsam jest ciężki do rozprowadzenia, a jeśli już z tym się uporamy, to pozostawia wrażenie wysmarowanych rąk klejem... Nie muszę mówić jak bardzo jest to nieprzyjemne odczucie. Do tego zmycie wymaga przyłożenia się i dobrego detergentu :D

Zaspokoiłam swoją ciekawość i następnym razem będę bardziej czujna. Oby! Na szczęście takich wpadek mam na swoim koncie bardzo mało, ale pokazuje to tylko, że nie ma tzw. pewniaków.

Co było Waszym rozczarowaniem w kwestii pielęgnacji ust? Podzielicie się swoimi typami? :)


Pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR

Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...