Przychodzę z porcją dalszych wrażeń związanych z kosmetykami
Lily Lolo /prezentacja/
W poprzednich postach możecie przeczytać o matującym pudrze Flawless Matte /link/
pędzlach Bronzer Brush oraz Blush Brush /link/
prasowanych różach In The Pink & Burts Your Bubble /link/
Dzisiaj opowiem o
naturalnym błyszczyku w odcieniu English Rose oraz prasowanym cieniu Truffle Shuffle.
English Rose wg
opisu na stronie Costasy.pl posiada ciemnoróżowy kolor, niczym płatki róży.
Na moje oko to średni róż, nie za
jasny i nie za ciemny.
Subtelny. W
opakowaniu pod światło widać mnóstwo kolorowych drobinek zatopionych w
delikatnej kremowej masie. Natomiast po nałożeniu one zanikają i zostaje gładka lśniąca kremowa tafla. Na
zbliżeniach widać jak podkreśla skórę ust, ale z iloma osoba na co dzień mamy
aż tak bliski kontakt „oko w oko” ;)
Bardzo podoba mi się ten rodzaj wykończenia. Na ustach
prezentuje się bardzo ładnie, przypomina mi nieco Lip Perfector Clarinsa w
kolorze 05. W bardzo zbliżony sposób formuła zachowuje się na ustach, to jest
ta część która na pewno je łączy. Czekoladowy
zapach produktu Lily Lolo wyróżnia się w przyjemny sposób, ale tylko na
początku. Z czasem w trakcie użytkowania nuta oleju rycynowego i jojoba staje
się coraz bardziej przytłaczająca, posmak w żaden sposób nie przypomina
czekolady. Nie dla mnie.
Wygodny
aplikator w formie pacynki oraz brak lepkości, to atuty moim zdaniem. Opakowanie zasługuje na uwagę, masywne,
nie ginie w torebce lub kieszeni.
Błyszczyk możemy spokojnie użyć bez lusterka.
Nie będę oceniać trwałości, w końcu to błyszczyk ;) Za to na uwagę zasługuje
podzielenie się tym, jak usta zachowują się podczas zanikania produktu. Skóra warg nie jest ściągnięta, nie
domaga się natychmiastowej reaplikacji, pozostaje miękka i gładka. To mi się
podoba! Niestety zapach i posmak stały
się dla mnie mało przyjemne i nie jestem w stanie używać go regularnie,
próbowałam i poddałam się ;)
Wydajność całkiem
dobra, po ok. 2 miesiącach w miarę regularnego korzystania w opakowaniu widzę
mniej więcej połowę zawartości (błyszczyk posiada poj.4ml)
Błyszczyk
występuje w ośmiu dostępnych kolorach w cenie 42,90 zł Dla osób ceniących naturalne
składy pewnie może stać się interesującym kosmetykiem, sama nie planuję wypróbowania
innych wariantów . Jednocześnie upewniłam się, że pomadki LL to nie moja bajka.
Mineralne prasowane
cienie do powiek zaciekawiły mnie i postanowiłam dać im drugą szansę pomimo
dużego zawodu w przypadku poprzedniej formuły. Tym razem wybrałam pojedynczy
cień o wdzięcznej nazwie Truffle Shuffle
opisywany jako odcień fiołkowego brązu. Wykończenie
półmatowe zapowiadało się ciekawie.
Stylistyka opakowania
w niczym nie odbiega od prezentowanych prasowanych różów, udana kasetka z
dobrej jakości tworzywa z lusterkiem. Cień
jest mocno sprasowany, bardzo zbity i.... Tutaj zaczynają się problemy.
Półmatowe wykończenie, to jedno ale
tysiące zatopionych srebrnych drobinek, to drugie. Tego się nie spodziewałam.
Wiedziałam, że w składzie jest mika, lecz... Nie wzięłam pod uwagę takiej
niespodzianki. Co prawda one na skórze zanikają, ale cień pomimo właściwego
nałożenia mocno się osypuje i wtedy
ciężko jest usunąć srebrne drobinki. Sam kolor,
to typowy brąz z domieszką fioletu. Lubię takie odcienie.
Problem zaczyna się
od aplikacji przez przeniesienie aż do rozcierania. Dawno nie miałam tak
problematycznego cienia.
Baza pod cienie
stanowi dla mnie podstawę i na poniższych zdjęciach cień został nałożony wyłącznie
na nią. Celowo nie chciałam sięgać po dodatkowe produkty dla podbijania koloru.
Nie jestem w stanie
łączyć go z innymi kolorami, ponieważ podczas rozcierania zaczyna znikać,
dokładanie cienia nie na wiele się zdaje i prowadzi i tak do widocznego
prześwitu... Jednym słowem łatwiej zmalować sobie bezpłciową plamę niż zdziałać
coś sensownego przy jego udziale. Do zdjęć przymierzałam się kilkanaście razy i
już straciłam nadzieję, że pokażę go w pełnej krasie. Dlatego też posiłkuję się
tym samym zestawem zdjęć, które wykorzystałam do prezentacji różów.
Truffle Shuffle w
trakcie dnia zaczyna blaknąć i powoli staje się coraz mniej widoczny, nie
podoba mi się taki „sprany” efekt i mówiąc szczerze zniechęca mnie on na dobre
do dalszych eksperymentów z prasowanymi minerałami.
Jego jedynym atutem
jest kolor, niestety cała reszta na nie. Pomimo sporego wyboru (20 kolorów)
cienie wypadają dość drogo 2g 42,90zł
/link/ W
tej cenie można kupić wiele innych marek, które będą generować zadowolenie od
pierwszego użycia.
Moja przygoda z Lily
Lolo dobiegła końca i nie będzie kontynuowana, aczkolwiek wiem, że firma ma
wiele zwolenniczek. Sama niestety nie należę do tej grupy, liczyłam że stanie
inaczej. Niestety. Lubię klasyczne minerały i cenię LL za mineralne róże, lecz
w obliczu takiego wyboru na rynku wolę kupić coś innego.
Opisywane produkty w ostatnim czasie pochodzą z kooperacji z
firmą Costasy, która jest bezpośrednim
dystrybutorem marki Lily Lolo na terenie Polski. Moje recenzje zawierają pierwsze wrażenia, które w większej części
staną się ostatnimi i szczerze mówiąc gdybym dokonała tych zakupów na własną
rękę byłaby to bardzo gorzka pigułka. Żaden z siedmiu produktów nie przekonał
mnie do wydania własnych pieniędzy. Być może jestem zbyt wymagająca, ale w
końcu decydując się na zakupy oczekuję zadowolenia i satysfakcji. Tym razem
czegoś zabrakło....
Pozdrawiam :)
*stanowi Recenzję sponsorowaną, która jest oznaczona etykietą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.