Jakiś czas temu na Instagramie obiecałam, że podzielę się swoimi wrażeniami odnośnie szamponu i odżywki HairMax. Zanim zdecydowałam się na pełnowymiarowe opakowania wybrałam zestaw miniatur, które na tyle zauroczyły mnie swoimi właściwościami, że dość szybko zagościły na mojej półce i na razie nie planuję zmian. Od razu uprzedzam, że dla mnie zakup tych kosmetyków, to wyłącznie profilaktyka i bardziej zainteresowały mnie z uwagi na swoje formuły oraz użyte składniki. Recenzji z tego nie będzie, ponieważ by była ona miarodajna to należałoby nakreślić problem, omówić cel a to wszystko przy konsultacji z dermatologiem oraz trychologiem plus pełnym pakietem zdjęć i zagłębienia się w temat maksymalnie jak tylko to możliwe. U mnie na chwilę obecną nie ma takiej potrzeby, HairMax traktuję jako dodatek do pielęgnacji który wywiązuje się z przyjętych założeń.
Mam włosy cienkie, delikatne, bardzo miękkie które od ponad 1,5 roku farbuję i kondycjonuję przy pomocy ziół i widzę/czuję
JAK zioła same w sobie wpłynęły na ich strukturę, zwłaszcza pogrubienie i
zmieniła się ich także porowatość (przez długi czas określałam je jako
wysokoporowate bez względu na to, czy ma to naukowe podstawy lub nie.
Identycznie ma się równowaga PEH, która pokazuje że ona także ma zastosowanie.
Można wierzyć lub nie, dla mnie efekty po zastosowaniu się mówią same za
siebie. A jeżeli ktoś nadal próbuje mnie przekonać, że przecież nie można
opracować produktu kierując się PEH, to czy faktycznie producenci mamią nas
formułami które nie mają racji bytu? Zostawiam to pytanie z nadzieją, że kiedyś
ktoś faktycznie na nie odpowie jasno, rzetelnie i omówi wszystkie aspekty
odnośnie receptur.). Nie nazwałabym ich rzadkimi, jednak na pewno mam ich mniej
niż przed feralnym leczeniem dermatologicznym, po którym cud, że nie
wyłysiałam. Dodam, że zioła bardzo mi pomogły nie tylko pod kątem
uspokojenia/wyciszenia zmian łuszczycowych ale też skóra głowy nie jest tak
wrażliwa jak wcześniej.
Nie jestem, nie byłam i nie stanę się włosomaniaczką.
To, że zaczęłam pochodzić do pielęgnacji skóry głowy i włosów w bardziej
świadomy u ukierunkowany sposób wiąże się z wieloma elementami, a przede
wszystkim tym, że od lat choruję na łuszczycę. Jest ona co prawda w remisji i dzięki wielu
elementom mam spokój między innymi z owłosioną skórą głowy, to nie oznacza że
nie trzymam ręki na pulsie. Stąd też wybór HairMax.
Lubię produkty w stylu "wash & go",
zwłaszcza szampony, które wywiązują się ze swojego zadania, nie podrażniają skóry głowy a przy tym
zapewniają dodatkowe walory, nie plączą mi włosów i jestem w stanie je
rozczesać bez udziału odżywki bądź innego pomocnika. Szampon Stimul8
Shampoo taki jest. Na moje potrzeby wystarcza jedna porcja, pompka
jest bardzo pomocna. Szampon ma przyjemną konsystencję, która nie jest zbyt
rzadka, ani zbyt lejąca w kolorze perłowej bieli. Idealnie rozciera się w dłoniach i rozprowadza po skórze głowy. W miarę
wykonywania masażu/mycia dodaję co jakiś czas dodatkową porcję wody i wtedy
piana staje się imponująca. Jest ona gęsta i mocno kremowa, ale zarazem
szybko i sprawnie się spłukuje. Myję skórę głowy dwa razy, zawsze pilnuję by
włosy były wystarczająco mokre i najczęściej robię to głową w dół. Od dłuższego
mycie wykonuję co dwa lub trzy dni, uzależniam to nie tylko reakcją skóry ale
głównie używanymi stylizatorami.
Włosy po użyciu samego szamponu są przyjemnie
wygładzone, miękkie i bez problemu mogę je rozczesać. Lubię ten efekt łącznie z tym, że pozostaje na
nich przyjemny kadzidlano-korzenny
aromat. Dla mnie to atut tej serii, zapach :) Z czasem zanika, choć jeżeli
używam po szamponie odżywki, to zdecydowanie jest on wzmocniony i dopiero
zamknięcie całości wybranym stylizatorem "tonuje" ten aromat. Wiem,
że nie każdemu on odpowiada, dla mnie jest naprawdę udany i pomimo regularnego
używania nie męczy tak jak to robią kosmetyki Davines. Jednak wiadomo, co nos,
to inne odczucia.
Jest to też szampon, który po prostu myje i
pielęgnuje. Nie ma po
jego użyciu poczucia WOW - jaki masz busz! lub coś w tym rodzaju, ale powiedzmy
sobie szczerze, że ja tego nie oczekuję. Za to jest to przyjemne uczucie, gdy
mogę wpleść palce we włosy i wykonać masaż bez problemu. Nie muszę myśleć go
spieniać, ani też martwić splątanymi pasmami.
Dobrze oczyszcza, odświeża, odbija włosy od nasady (aczkolwiek ja tutaj nie mam problemu i
traktuję to jako dodatkowy bonus), nie
podrażnia wrażliwej skóry głowy a wręcz przeciwnie, bo mam poczucie, że jeżeli
coś dzieje, to ją uspokaja. Jeżeli przy tym okaże się (po dłuższym czasie
używania), że wpłynie na kondycję włosów, to super!
Używam go średnio dwa lub trzy razy w tygodniu. Z racji dozownika w postaci pompki
szacuję, że będzie bardzo wydajny (co też okazało się przy miniaturach, a tak
pompek nie było ;)). Jest to także jeden
z moich podstawowych szamponów, poza którym mam zawsze opakowanie mojego faworyta Shea Moisture Jamaican Black
Castor Oil Strengthen & Restore Shampoo /recenzja/
oraz dodatkowe opcje z Hairy Tale
Cosmetics Squeaky Clean – Łagodny szampon chelatujący do mycia w twardej
wodzie & Dragon Wash – Szampon
oczyszczający. Te dwa ostatnie są niezwykle pomocne z uwagi na stosowanie ziół,
faktycznie czuję i widzę różnicę.
Pojemność 300 ml, PAO 24 miesiące, cena 149 zł, dostępność strona producenta oraz
wybrane gabinety trychologiczne.
Exhilar8 Conditioner, tutaj nieco się rozpiszę. Niby specjaliści
negują istnienie porowatości, równowagę PEH i wiele innych założeń, które
funkcjonują w świecie włosomaniaczek, to ja nie ze wszystkim się zgadzam. Szkoda,
że te światy nie chcą połączyć sił i działać razem. Trychologia to nowa
dziedzina i zachowanie skóry głowy oraz włosów wciąż jest uzależnione od tylu
czynników. Myślę, że świadoma
pielęgnacja polega na czerpaniu z obu przedziałów i kierowaniu się przede
wszystkim aktualną kondycją i potrzebami skóry głowy oraz włosów.
Zacznę od tego, co obiecuje producent: widoczną objętość, pogrubienie, łatwość w
rozczesywaniu, nawilżenie i ochronę włosów a z kolei niższe pH ma wpływać
wzmacniająco na naturalną barierę ochronną skóry głowy.
Zgadzam się z większością, ale akurat objętości/pogrubienia to ja nie czuję, ani nie widzę tzn. włosy są przyjemne w dotyku, wygładzone, ładnie się układają ALE brakuje im dociążenia. Bez zamknięcia całości stylizatorem stają się niesforne w ciągu dnia i mocno się puszą. W zasadzie to żyją własnym życiem i czuć, że nie jest to optymalny wariant dla nich na co dzień jak i od święta. Udało mi się dopasować pozostałe produkty do układania włosów tak, by dobrze współpracowały po użyciu odżywki, którą polubiłam za kilka rzeczy.
Na moich włosach działa bardzo szybko,
przysłowiowe 2 minuty i mam niemal wszystko czego potrzebuję. Konsystencja jest
komfortowa, delikatnie kremowa z dobrym poślizgiem, natychmiastowo wnika w
strukturę włosów i rozprowadza się bez problemu. Jest to jedna z nielicznych odżywek, którą
nakładam rękami, rozczesuję palcami i cała procedura odbywa się w kilka chwil. Otula
wręcz włosy. Po zmyciu nawilżenie jest odczuwalne, pasma ładnie się układają po
przeczesaniu palcami lub przy pomocy grzebienia/szczotki. Nie widzę różnicy w czasie schnięcia, akurat bardzo rzadko używam
od niemal roku suszarki i jedynie gdy dokładam stylizator zdarza się osuszać
skórę głowy dyfuzorem.
Formuła tej odżywki od pierwszego zastosowania
zwróciła moją uwagę, głównie chodzi o ten moment, gdy rozprowadza się kosmetyk
na włosach. Przy większości
moje włosy potrzebują dłuższej chwili, by rozczesać włosy lub w ogóle wpleść
palce w pasma. Tutaj nic takiego nie ma miejsca. Od naniesienia pierwszego
pasma/warstwy widać jak produkt w nie wnika i ułatwia dalsze zabiegi. To mi się
niesamowicie podoba. Jeżeli mam więcej
czasu a chcę zrezygnować ze stylizatora, to stosuję metodę MOO, czyli myję
włosy szamponem, nakładam tę odżywkę na 2-3 minuty po czym spłukuję i nakładam
ulubiony wariant z emolientami. Ostatnio jest to odżywczy krem Curlmelon HTC,
który traktuję jako odżywkę do zmycia. W takim wariancie działa u mnie
cudownie. Mam także jeszcze jeden zestaw
zapewniający optymalny efekt, a mianowicie PRZED myciem stosuję
"maskę" Philip Kingsley Elasticizer (wspominałam o niej na IG) a
potem używam w standardowy sposób szamponu i zamykam to odżywką.
Poza tym odżywkę
z identycznym rezultatem dla włosów łączę z pozostałymi szamponami z mojej
pielęgnacji. Teraz pewna ciekawostka, bo np. użyta po HTC Squeaky Clean/Dragon
Wash odnoszę wrażenie, że daje więcej siły moim włosom. Nadal widać braki w
dociążeniu i zdolność do puszenia, lecz są jeszcze bardziej sprężyste, odbite
od nasady, lśniące i wygładzone.
Gdyby oferowała moim włosom dociążenie stałaby się
na pewno hitem,
aczkolwiek wiem, że mogę ten efekt uzyskać dzięki dalszej części pielęgnacji
więc nie marudzę za bardzo. Pewnie trochę przymykam oko, ponieważ traktuję ją
jako część profilaktyki pod kątem samej pielęgnacji z uwagi na zawarte
składniki. Nie wiem też jeszcze jak to będzie po dłuższym czasie stosowania, na
pewno wrócę do tematu.
Pojemność 300 ml, PAO 24 miesiące, cena 149 zł, dostępność strona producenta oraz
wybrane gabinety trychologiczne.
Na chwilę obecną, po kilku tygodniach używania i
sprawdzania właściwości, różnych połączeń śmiało mogę napisać, że z zakupu
jestem zadowolona. Na
tyle, że sięgnęłam także po Aktywator ACCELER8 Hair Booster + Nutrients, o nim
raczej za wiele pisać nie będę chociaż pomyślałam, że w podsumowaniu całej
linii zostanie uwzględniony. Pośród różnego rodzaju testów na przestrzeni
ostatniego roku, szczególnie kosmetyków HTC opcja HairMax zbiera ode mnie dużo
lepsze noty.
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie mam łuszczycy, ale seria bardzo mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńTo jest akurat seria dla włosów przerzedzonych/z tendencją do wypadania itd. więc ona z łuszczycą nie ma nic wspólnego. Wspomniałam o tym, ponieważ ja dobieram przede wszystkim szampon do skóry głowy i kluczowe jest, by jej nie podrażniał. I to się nie dzieje przy HairMax.
UsuńPrzyznam się szczerze, że nie znam tej marki.
OdpowiedzUsuń