Marc Jacobs Highliner Gel Eye Crayon Eyeliner - /recenzja po 9 miesiącach używania/

Oferta Marc Jacobs Beauty zawładnęła moimi myślami ;) Najbardziej zależało mi na poznaniu żelowych kredek Highliner Gel Eye Crayon Eyeliner, których paleta kolorów kusiła sugestywnie. Miałam w swoim posiadaniu prawie całą ówczesną ofertę kolorystyczną, z czego zostało ze mną sześć odcieni.
Dodam, że kredki kupowałam w okresie, gdy firma na dłuższy czas postanowiła je wycofać ze sprzedaży (nie było oficjalnego komunikatu dlaczego, a wiele tygodni później poznałam stanowisko Sephory.pl — jednak nadal to nie był oficjalny przekaz, a jedynie odpowiedź na pytanie konsumenta). Wspominam o tym dlatego, że w tym czasie kredki zostały wycofane ze względu na błędy, które pojawiły się na linii produkcyjnej. Wówczas, gdy dokonywałam zakupu — stacjonarnie! - nikt o tym nie wiedział, a i mnie jak na złość nie zapaliła się czerwona lampka w trakcie podejmowania decyzji. Problemy z tymi kredkami zaczęły się od samego początku. Dzisiaj porcja na moją wersję prawdy, prawdy po 9 miesiącach używania. Przez ten czas powstał porządny materiał do recenzji.
Testery, jak to testery-jedne w lepszym lub gorszym stanie. Widziałam znaczne zużycie, lecz przy takim przepływie ludzi nie może być inaczej. Warto wziąć pod uwagę, że słoczowanie nie pokazało najmniejszych problemów, ponieważ one są w ciągłym ruchu. Natomiast wystarczy kredkę odłożyć na dłuższą chwilę i zaczyna niebezpiecznie zastygać, wysychać. Tak też zachowują się nowe kredki, które leżakują w oczekiwaniu na klienta. Nie wszystkie, ale pewien procent na pewno. Akurat miałam wątpliwe szczęście trafić na kilka takich egzemplarzy. Dlatego WARTO sprawdzać każdą sztukę osobno. Podczas zakupów zaskoczyło mnie, że grafit wypada w całości, bywa połamany, pojawiają się trudności z wykręceniem. Rosyjska ruletka ;) Kredki kupowałam na raty podczas krótkiego pobytu w Polsce, w częstochowskiej Sephorze. To był sierpień i jeszcze panowały istne tropiki, więc wymarzona pora do testów. I w takich warunkach pomyślne zdały test, po czym wróciłam po kolejne i następne :D. Nie mogłam się zdecydować :D Uwielbienie do kolorowych kresek wzięło górę.


Po pierwsze, żelowe kredki nie są najlepszym rozwiązaniem dla precyzyjnej kreski, więc jeżeli ktoś takie lubi, niech lepiej poszuka dobrej klasy eyelinera. A nawet jeżeli uprzemy się, bo każda z nich ma przecież temperówkę, to i tak efekt nie do końca jest taki, na jaki mogłybyśmy liczyć (oraz wyjątkowo nie ekonomiczny wybór). W mojej ocenie to nie jest produkt dla wielbicielek cienkich i precyzyjnych kresek.

Nie jest to także produkt na linię wodną, jeżeli ktoś wybiera takie zastosowanie, to jego wybór, lecz potem niech nie narzeka :P

Za to świetnie nadają się do zabawy z kreskami o średniej grubości, rozcierania bądź w roli bazy dzięki wyjątkowej trwałości. Przeszły test na skórze powiek, które bardzo mocno się przetłuszczają i celowo nie "zagruntowałam" powieki jak to zwykle robię. Lubię produkty do szybkiego użycia, które nie wymagają dodatkowych zabiegów i cackania się ;) Każdy z kolorów przeszedł pomyślnie test podczas deszczu, łzawienia, a nawet delikatnego przetarcia dłonią (przez przypadek LOL). JEDYNY problem, jaki pojawia się w makijażu, to kwestia zmiany koloru kredki w kontakcie z cieniem. Nie wiem, od czego to zależy, ponieważ np. brąz zmieniał się w srebro LOL pod koniec dnia. Tak, jakby dochodziło do reakcji z bazą, cieniami i sebum. Już kiedyś miałam taką sytuację, ale z płynnym eyelinerem. Co ciekawe, ta transformacja koloru pojawia się tylko z jasnymi odcieniami, na ciemnych nic takiego nie miało miejsca.

Co obiecuje producent? Intensywny kolor, wyjątkową trwałość oraz wodoodporność. I z tych obietnic wywiązują się prawie doskonale, prawie, bo w zależności od koloru jego intensywność jest mniejsza lub większa.

Jeżeli chodzi o demakijaż zalecam wyłącznie preparaty dwufazowe, one usuwają kredki szybko i bez problemu bądź maltretowania skóry ;)

A teraz o samych kredkach.

Wszystkie kolory poza czernią kupiłam sama, i to właśnie Blacquer-wspaniała smolista czerń (którą dostałam w prezencie) pokazała się od najgorszej strony. Na tyle, że miałam w planach podarowanie komuś kilku odcieni i zrezygnowałam. Najzwyczajniej zaczęłam mieć wątpliwości. Jeden kolor, piękną zieleń O(vert) zdecydowałam się kupić dla bliskiej mi osoby, lecz uprzedziłam, by była czujna ;) Na szczęście udało się trafić na dobry egzemplarz i jak na razie nic mi nie wiadomo o ew. problemach. Wracając do Blacquer, który okazał się prawdziwą czarną owcą zestawu. Kredka od początku zaczęła sprawiać problemy, lecz obarczałam tym brak regularności. Ja bardzo rzadko sięgam po czerń, jeżeli chodzi o kredki i jak mam wybierać, wolę eyeliner, który jest subtelniejszy. W związku z czym kredka bardziej służyła mi za bazę, ewentualnie zagęszczałam nią optycznie linię rzęs. Od początku była dziwnie sucha, potrzebowała rozgrzania w palcach bądź potarcia o skórę (rozcieranie było na tylko trudne, że zostawiało rysy na dłoni :/), by nieco zmiękła. Z czasem musiałam ją coraz częściej temperować, a na koniec stała się budyniowata, co najlepiej widać na słoczu. To już jest prawie końcówka tej kredki i zachowałam ją wyłącznie do recenzji. Nie muszę dodawać, że z tego egzemplarza nie miałam praktycznie żadnej korzyści. Gdybym trafiła na taki bubel podczas zakupu byłabym wściekła jak osa. Co nie znaczy, że z pozostałymi poszło tak gładko.







Ro(Cocoa) to piękny brąz (golden brown), który na słoczach oraz podczas testów w sklepie wyglądał zbyt ciepło, ale jednak na powiece już tak nie jest. Idealnie napigmentowany. Jest to zarazem mój ulubieniec. Nie mam z nim większych problemów poza zasychaniem, kiedy odłożę go na trochę, pomimo że skuwka zawsze jest szczelnie nałożona i dziwi mnie to (uprzedzała mnie o tym jedna z dziewczyn na IG, ale nie sądziłam, że te kredki nie są AŻ tak delikatne) . Miałam już wiele kredek żelowych z innych firm i po raz pierwszy spotykam się z czymś takim. Lepiej też wysuwać go w małych ilościach, ponieważ łatwo złamać grafit. Jeżeli już opanujemy obsługę, kredka gładko sunie po skórze, możemy budować nasycenie koloru. Dość szybko zastyga, więc jeżeli lubimy przydymioną linię dolnych rzęs trzeba pracować z nią sprawnie i szybko. Trwałość bez zarzutu, na 6+. Kredka mnie nie uczula, nie podrażnia (bo i z takimi zarzutami się spotkałam).




Plum(age) fiolet (vivid purple) - z tym fioletem mam mały problem. Przede wszystkim dla równomiernego pokrycia potrzebuję poprawić kreskę dwa lub trzy razy. Podczas testów na dłoni widziałam, że drobinki nie rozkładają się zbyt równomiernie, ale myślałam, że taka uroda testera. Ewentualnie trzeba ją mocniej docisnąć podczas malowania, tylko znowu trzeba uważać na grafit...



(Stone)Fox zjawiskowa szarość (metal grey), do którego mam najmniej zarzutów, lecz ten jeden jest bardzo ważny :( Okazuje się, że w miarę używania grafit wysycha i nie trzyma się oprawy. Próbowałam go na nowo zatopić, lecz to się nie udało. Dalsze próby groziły złamaniem. Szkoda, ponieważ bardzo lubię go za kolor oraz jego nasycenie i łatwość, z jaką można nim namalować kreskę.

(Luna)Tic na pierwszy rzut oka, to cudne metaliczne sreberko o lawendowej poświacie (metallic pale lavendar). Nieco podobny mam cień w sztyfcie z Lancome, ale kredka MJB jest zjawiskowa. Tylko co z tego, skoro charakteryzuje się bardzo kruchym grafitem. Początkowo nic tego nie zapowiadało, lecz im częściej po nią sięgałam, to, tym uważniej musiałam kontrolować ilość grafitu podczas malowania. Któregoś dnia nagle cały grafit wypadł z wnętrza kredki :( w dotyku był bardzo suchy, próba osadzenia go na nowo spełzła na niczym jak w przypadku w/w (Stone)Fox. Po jakimś czasie grafit został złamany. Niby nadal nadaje się do użytku, lecz obchodzę się z nim jak z jajkiem. Do samego koloru, stopnia nasycenia nie mam zastrzeżeń.


Th(Ink) głęboki, nasycony granat (deep navy), a na pewno do takiego aspiruje ;) natomiast podobnie jak w przypadku Plum(age) wymaga poprawek. Tendencja do zasychania, kruchości mniej więcej taka jak w przypadku brązu. Gdyby sam odcień był bardziej dopracowany, sięgałabym po ten wariant z większym entuzjazmem.


Przez pierwsze tygodnie tak naprawdę nic nie zapowiadało tak mieszanych odczuć. Kredki naprawdę dobrze służyły i złego słowa bym nie dała powiedzieć. Ba! Broniłabym niczym lwica :D Niestety lub "stety" jak to bywa, czas jest najlepszym wyznacznikiem jakości i nie tylko. Dlatego wciąż odkładałam wpis na temat tych kredek. Do tego całe zamieszanie wokół produktu, który zniknął ze sprzedaży online, ale nadal był dostępny w niektórych perfumeriach nie wpływa dodatnio na wizerunek marki w moich oczach.

a) jeżeli faktycznie coś było nie tak, wycofuje się całą partię. Całą, czyli wszystko.
b) wydaje się oficjalny komunikat, bez bazowania na poczcie pantoflowej
c) najważniejsze, szanuje się potencjalnego oraz już zdobytego klienta

95 PLN za 0,5g produktu-i tutaj wydajność jest szokująco niska, zwłaszcza jeżeli zdecydujemy się na tylko jeden kolor, którego będziemy używać codziennie (bez temperowania! Bo z nim grafit znika w okamgnieniu). Oczywiście są osoby, którym to nie przeszkadza i przekują to w zaletę, dla mnie częściowo może być zaleta, ponieważ nie ma obaw, by przekroczyć PAO 12 miesięcy. I nie marudziłabym, gdyby nie te wszystkie problemy odnośnie  zasychania, kruchości, łamliwości. Teraz wiem skąd tego typu niespodzianki przy zakupie np. z jednej kredki grafit wypadł w całości i byłam świecie przekonana, że ktoś już miał z nim do czynienia. Co w sumie nie byłoby takim zaskoczeniem, gdyż wcześniejszy kolor podczas sprawdzania pokazał duży ubytek i ślady użytkowania — a wyciągany był przez obsługę z szuflady.

Każda kredka jest zapakowana w gustowny kartonik, na którym widnieją wszelkie wymagane informacje — wybaczcie, lecz zachowałam tylko kilka wybiórczo wybranych opakowań, na tej bazie możecie porównać składy oraz pozostałe wytyczne.


Tak jak wspomniałam wcześniej, opakowanie kredki na końcu skrywa temperówkę-przyznam się, że najbardziej irytuje mnie naklejka, która na niej się znajduje. Po ściągnięciu zostaje klej, który wyjątkowo opornie się usuwa. W związku z tym poświęciłam tylko jedną z nich ;) Z samej temperówki korzystam bardzo rzadko, więc na dobrą sprawę mogłoby jej nie być.



Atutem jest kolorowy pasek na obudowie kredki informujący nas o konkretnym odcieniu, dzięki któremu nie mamy problemu z wyborem koloru. Poza umieszczoną drobnym drukiem nazwą jest kilka innych detali, w tym PAO.

Zostało ze mną pięć kolorów, czerni nie liczę, bo jest już na finiszu, a poza tym praktycznie nie dało się jej używać :/ Zastanawiam się teraz, czy jest sens kupowania jeszcze któregoś koloru w ramach powtórki, czy też lepiej wybrać inną firmę? Sprzedaż kredek została wznowiona jakiś czas temu i ciekawa jestem, czy faktycznie poprawiono formułę, potencjalne błędy.

Jednego nie mogę zarzucić tej serii, trwałości. Jest ona imponująca! Z takim rodzajem kredek nie miałam jeszcze do czynienia i przeważnie miałam zawsze jakieś "ale". Natomiast pozostałe walory, które ukazały się podczas regularnego używania w żaden sposób nie zaliczę do zalet. Tak naprawdę więcej wad niż zalet, za niemałe pieniądze.

Podsumowując, moje spotkanie z kredkami MJ przyniosło bardzo duże rozczarowanie. Liczyłam na super jakość, produkt och i ach. I częściowo taki jest. Tylko że inwestując w zakup własne pieniądze oczekiwałam zadowolenia, produktu, który nie przyniesie tylu trudności związanych z jakością, która niestety mocno kuleje. Trwałość samych kredek się nie obroni, niestety. Gdybym była rozważna (a jestem :P) kupiłabym jeden kolor, zużyła go do końca, a potem podejmowała decyzję co dalej. Niestety zaufałam marce, choć rzadko to robię (no, chyba że naprawdę znam ofertę, to wtedy inna sprawa). Natomiast spotkanie z kolorówką MJ stanowi dla mnie nowe doświadczenie. Czy zmienię zdanie? Trudno powiedzieć. Lubię tusz O!Mega Lash, jestem bardzo zadowolona z pędzli, posiadam dwie miniaturowe pomadki które starczą mi na wieki ;) (jestem fanką błyszczyków :D).

Jeżeli ktoś zastanawia się nad zakupem, zalecam rozwagę i ostrożność. Lepiej wybrać jeden kolor w zachowawczy sposób niż powtarzać moje błędy i rzucać się na głęboką wodę ;)

Pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR

Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...