Kolorówka w akcji: Surratt Beauty Noir Lash Tint /recenzja/

 

Dzisiejszy wpis nie powstałby, gdyby nie idealnie pasujące do tego hasło Instagram Made Me Buy It – a dokładnie, gdyby nie rozmowa z Agnieszką, którą przy tej okazji gorąco pozdrawiam :)

Czasami jest tak, że choć interesujemy się ofertą danej firmy, to niekoniecznie zagłębiamy się w nią w pełni. Dla mnie Surratt to w dużej mierze cudowne pędzle do makijażu. Kolorówka choć interesująca, stała się drugoplanowa. I tak pewnego dnia podczas rozmowy o różnych naszych kosmetycznych odkryciach Agnieszka podzieliła się swoim hitem. Poczułam duże zaciekawienie kiedy pokazała się efekt tego nie-tuszu na swoich rzęsach i choć mamy je zupełnie inne, to jednak łączą nas oczekiwania oraz potrzeby. Na co dzień lubię maskary, które podkreślają rzęsy stając się idealną oprawą dla oczu. Dlatego też bardzo sobie cenię efekt naturalnego wykończenia, widocznego koloru. Moje rzęsy są bardzo jasne, bez grama tuszu ich nie widać. Nie stanowi to dla mnie problemu, jednak lubię mieć w zasobach pod ręką kosmetyki, które zapewnią efekt upiększający, podkreślający moje walory. Jednym z takich jest tusz do rzęs. W zależności od rodzaju makijażu, natchnienia stawiam na wyrazisty makijaż oczu bądź bardzo subtelny. Pomimo ogromnego wyboru na rynku nie ma zbyt wielu maskar, które zaspokajają moje wymagania. Liczy się formuła, szczoteczka, nasycenie koloru. Ostatecznie również decydują same oczy, czyli brak kruszenia, podrażnienia, odbijania się w ciągu dnia oraz ostatnie, wcale nie mniej ważne, to jak dany tusz się zmywa. Do demakijażu preferuję dobrej klasy preparaty dwufazowe, które również wyróżniają się skutecznością i zarazem mają być łagodne dla samych oczu. Wspominam o tym, ponieważ Surratt Beauty Noir Lash Tint jest nie do ruszenia. Formułą przypomina mojego absolutnego ulubieńca, do którego wróciłam po latach i zamierzam omówić przy następnej okazji.

Oto co znajduje się na stronie producenta:

Precisely defined, denser-looking lashes that last all day—with just one sweep.

Our Japanese-made metal “brush” allows you to coat every single lash—even the shortest, hardest to reach hairs—all the way down to the roots. The smooth, intense-black formula, exclusive to Surratt, creates the effect of elongated, fuller lashes, from corner to corner. For precise definition, sweep on one coat. For increased density, use two. For extreme volume, use three or more coats to build without bulk.

No flaking or smudging. Fast-drying, long-wearing, water-resistant.

Before application, prep lashes with our Relevee Lash Curler. For complete coverage, swipe the metal brush from the root of the lashes all the way to the ends. For gentle but thorough removal, use an oil-based eye makeup remover.

For best results, and to ensure that this unique formula coats the wand with every use, we recommend storing the tube upright. Storing it on its side could result in uneven distribution of the product. Do not pump the wand into the tube; introducing air into the tube can dry out the formula.

Opakowanie oraz aplikator są metalowe. Surratt sięgnął po rozwiązanie jakie dawno temu było już na rynku. Nie miałam z nim styczności, za to używałam różnego rodzaju grzebyków. W tym przypadku aplikator zaskakuje. Podobnie jak formuła oraz to, że nie jest to klasyczny tusz do rzęs, ale tint. Coś, co ma je podkreślać przez nadanie koloru. Oglądając kilka materiałów na YT widziałam, że osoby posiadające naturalnie gęste, długie i bujne rzęsy uzyskiwały bardzo naturalny efekt a z kolei dokładanie kolejnej warstwy wydobywało z ich rzęs wszystko co najlepsze. Wiedziałam, że u mnie to będzie wyglądać inaczej. I N A C Z E J, słowo KLUCZ. Dzięki tej odmienności zyskujemy różnorodność.

Mając w pełni świadomość tego jaki „materiał” posiadam, moje oczekiwania są realistyczne. Lubię widzieć ile da się „wycisnąć” z danego produktu pod kątem rzeczywistych możliwości bez wspomagania się bazą lub różnego rodzaju odżywkami. To są moje własne rzęsy, które akceptuję. Wspominam o tym, bo myślę, że warto sobie przypominać o pewnego rodzaju ograniczeniach, które narzuca sama Matka Natura :)

Zacznę od tego, że konsystencja samego tuszu/tintu (będę stosować zamiennie te określenia) od nowości jest idealna. Nie jest zbyt gęsta, ani też zbyt wodnista. Wbrew pozorom na aplikatorze po wyciągnięciu z opakowania posiada optymalną ilość. Nie ma potrzeby ściągania nadmiaru, a z kolei stoper wewnątrz opakowania został właściwie dopasowany na każdym poziomie. Na zdjęciach doskonale widać jak produkt wypełnia aplikator. Podoba mi się w nim to, że jestem w stanie podkreślić wszystkie moje rzęsy i zarazem dobrze je wyczesać. Początkowo nie byłam do tego przekonana, a jednak! Na potrzeby zdjęć, ale też w sumie na co dzień, nakładam wyłącznie jedną warstwę produktu. W razie potrzeby mogę dołożyć, ale nie czuję potrzeby. Ta jedna warstwa i tak wygląda jak tusz do rzęs, a nie tint. Natomiast zauważyłam, że jeżeli będę jedynie muskać delikatnie rzęsy podczas malowania, to faktycznie uzyskam bardzo subtelnie widoczny kolor bez podkreślenia samych rzęs. Być może gdybym miała dłuższe rzęsy byłabym bardziej usatysfakcjonowana. A tak, wybieram wariant pełnego podkreślenia jedną dokładnie nałożoną warstwą. Sporadycznie nakładam tusz na dolną linię rzęs, ale i tutaj wygląda on dobrze.

W trakcie nakładania dość szybko schnie, więc jeżeli chcemy budować intensywność lepiej robić to w jednym ciągu. Natomiast to wciąż jest kosmetyk, który daje nam komfort podczas makijażu i zapewnia elastyczność. Nie ma tutaj mowy o nadmiernym pośpiechu.

Smolista czerń jest widoczna i mocna. Nie traci nic ze swojej intensywności w trakcie noszenia. Dla mnie to atut. Bezzapachowy.

Trwałość oraz jakość na najwyższym poziomie. W trakcie noszenia nic się nie kruszy, nie odbija, nie rozmazuje i nawet delikatne łzawienie z oczu/krojenie cebuli nie naruszyło tuszu. Do zmywania używam Clinique Take The Day Off Make-Up Remover for Lids, Lashes & Lips. Wróciłam do niej wiele miesięcy temu i na nowo stała się moim numer 1.

Pojemność 2.2g, cena £46.00, PAO 12 miesięcy. Dostępność firmowa strona Surratt, SpaceNK, Cult Beauty.

Podsumowując, kupowałabym ją regularnie. Natomiast mam już własnego faworyta , który posiada niemal wszystkie zalety Surratt Beauty Noir Lash Tint i do tego jest wyposażony w tradycyjną szczoteczkę. Ona z kolei ze względu na swoją budowę sprawia, że zyskuje pierwszeństwo wyboru.

Z jednej strony może się wydawać, że takie maleństwo to wyjątkowo drogi zakup. Pewnie dla większości takim może być. Jednak kiedy mamy określone wymagania i szukamy konkretnych właściwości, to punkt widzenia się zmienia. Zakupu nie żałuję. Było to po części zaspokojenie ciekawości oraz utwierdzenie się w poczuciu, że jest na rynku coś jeszcze, co wpisuje się w moje oczekiwania na wypadek, gdyby jeden z kosmetyków, których używam wypadł z obiegu. Na razie zostawiam na liście rezerwowej, do może gdzieś przy okazji pojawi się dobre promo, to kto wie :))

Nie sądziłam również, że aż tak bardzo polubię ten tusz. Na pewno wymagało to oswojenia nietypowego aplikatora i nauczenia się optymalnego ułożenia podczas malowania. Wiecie, to ten moment, gdy aplikator łapie rzęsy. W tym przypadku wygląda to nieco inaczej, ale tylko na samym początku. Z każdym kolejnym użyciem okazywało się coraz bardziej łatwe i bezproblemowe. To co mnie oczarowało, to efekt. Ładnie podkreśla rzęsy i sprawia, że są one widoczne bez większego wysiłku. Jedna warstwa i już. W moim przypadku nie jest to takie oczywiste. Sporo maskar albo wymaga nałożenia wielu warstw, albo też efekt po nałożeniu jest jeszcze gorszy niż przed. Zdarzają się też takie, które są problematyczne. A to brudzą górną i dolną powiekę w trakcie nakładania, wymagają staranności w trakcie makijażu, by sam kosmetyk nie dostał się do oczu, ponieważ w przeciwnym razie dochodzi do podrażnienia itd. Z kolei na co dzień lubię naturalnie prezentujący się makijaż oczu. Sam tusz, który nie dominuje, nie przytłacza, ale przede wszystkim podkreśla oczy i w połączeniu z brwiami staje się kompletną ramą :)

Na zakończenie jeden z moich faworytów i choć zdjęcia dzieli kilka miesięcy, to idealnie oddają efekt końcowy, który lubię oraz jak sam tusz do rzęs zmienia perspektywę :)

Pozdrawiam serdecznie :)

7 komentarzy:

  1. Pierwszy raz widzę ten tusz, efekt też zaskakuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również nie zwróciłam na niego wcześniej uwagi i byłam ciekawa jak wypadnie na moich rzęsach. Bardzo miłe zaskoczenie :)

      Usuń
  2. No dla mnie to też coś nowego i podpisuję się pod słowami koleżanki powyżej, efekt zaskakujący:) Ja faworyta w tej kategorii mam Lancome Hypnose Drama, miewam skoki w bok na produkty z wyższej i tej niższej półki, ale te drogeryjne często powodują u mnie jakieś podrażnienia, a później wracam. Od czasu do czasu kupuję również tusz kolorowy YSL, najczęściej niebieski, bo dobrze mi się komponuje z moją zieloną tęczówką.
    Skoro już tu jestem, to powrócę do tematu Skin Science. Tonik jest absolutnie świetny i zostanie ze mną na dłużej, mimo że okrutnie wkurza mnie zakrętka disc top, bo pobieranie porcji na dłoń jest uciążliwe, albo za dużo, albo leci po butelce, przy konsystencjach gęstszych taka zakrętka się sprawdza, ale tutaj NIE! No cóż robić, przeprosiłam płatki. A tonik odżywia, nawilża, koi, naprawdę daje poczucie komfortu i obserwuję wyciszenie mojej naczynkowej cery, ma specyficzny zapach, no ale wiadomo. Natomiast krem mimo rekomendacji stosowania na noc, po przemyśleniu i odczuciach przeniosłam do pielęgnacji porannej, przy wieczornej jak dla mnie nie był "wystarczający". Rano pojawiały się zagniecenia na twarzy, a z uwagi na wiek potrzebuję więcej niż kiedyś czasu, aby zniknęły (wtedy wspomagam się mgiełką LIERAC Hydragenist). Może powinnam jeszcze zakupić maskę z tej serii i wieczorem nakładać na ten krem? Tak czy inaczej, w pielęgnacji porannej jest super, fajna konsystencja, dobrze się wchłania, współgra z innymi kosmetykami i makijażem, a tego działania antyoksydantów nie da się zmierzyć, ale wierzę, że tak jest. Na sezon jesienno-zimowy nawet w porannej dla mnie będzie za mało, ale do tego czasu już zużyję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To absolutny przypadek ;) bo o ile znam ofertę Surratt, to w ogóle nie miałam pojęcia o tym tuszu. Ostatecznie zakup w ciemno udał się i to bardzo! Mam problem z większością maskar bez względu na półkę cenową, bo jeżeli się nie odbija i nie kruszy, to nie zawsze zapewniają mi taki efekt jaki lubię oraz potrzebuję. Z Lancome mam dobre wspomnienia, zwłaszcza klasyczna Hypnose długo dobrze mi służyła. Potem coś się zadziało i klops. Nie wiem czy widziałaś nową odsłonę Le 8 Hynôse Serum-Infused Volumizing Mascara w cudnych kolorach. Z YSL najczęściej kupowałam fiolet i teraz gdy wspomniałaś o niej, to zatęskniłam :)) Przez długie lata byłam wierna niebieskiemu tuszowi do rzęs. Kupowałam jeden za drugim, seria Luminelle z YR w kolorze Blue Ocean. Znajdziesz go na blogu. Genialna formuła i właściwości, w sumie to były lata gdy nie używałam innego koloru na rzęsy. Bardzo lubię kolorowe maskary, jednak mało która firma oferuje połączenie dobrego pigmentu z właściwościami.

      Ha, właśnie wczoraj opublikowałam na IG podsumowanie po miesiącu używania toniku. Płatkom powiedziałam nie, nawet tym typowo kierowanym do esencji/lotionów. Wolałam wybrać opcję z przelaniem do opakowania zastępczego i używam z atomizera.
      Wydaje mi się, że jeżeli krem na noc Molecules jest za słaby, to warto pomyśleć nad maską/kremem. One dla mnie bardziej jak typowy krem. Niebawem ma się pojawić serum z fermentami, które zapowiada się interesująco. Super, że jesteś zadowolona i były to dobrze wydane pieniądze :)

      U mnie oferta Skin Science jest w ciągłej rotacji, bo też chcę poznać ją jak najlepiej i mieć już w miarę przygotowany plan na jesień i zimę. Wiem, że nie wracam do retinoidów. Kwasy zostają pomocniczo ale w trochę innym wydaniu i zobaczę co dalej :)

      Usuń
  3. Kiedyś już to napisałam, cudownie że jesteś! Le 8 Hypnose zobaczyłam właśnie teraz dzięki Tobie, już kupiłam oczywiście niebieski. Rozczarowania z pewnością nie będzie!
    Asiu, może coś podpowiesz w temacie poniżej.
    Jakiś czas temu został wycofany z oferty Lancome taki produkt do brwi Sourcils Styler, używałam w kolorze 01, bardzo za nim tęsknię. Nawiasem mówiąc matką była Lisa Eldridge. Próby zastąpienia tego żelu, jak na razie kończą się niepowodzeniem. Obecnie mam na stanie Guerlain Mad Eyes Brow Framer też 01, ale daleko mu do pierwowzoru. Może masz w tej kategorii ulubieńca?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) Napisz koniecznie więcej i podziel się wrażeniami! Sama mam ochotę na kolor, ale obawiam się, że bez wspomagania bazą się nie obejdzie, aby zapobiec odbijaniu.
      Musiałam poczytać o Sourcils Styler, bo nie interesowałam się tego typu opcją. Moim ideałem był Anastasia Beverly Hills Tinted Brow Gel, niestety zmieniono mu szczoteczkę i przestałam kupować. Kupowałam z przyjemnością Waterproof Brow Shaper z Bobbi Brown, który został wycofany ze sprzedaży, a z kolei nowa odsłona jest już zupełnie inna. Ostatecznie jestem wierna od chwili premiery kredce Hourglass Arch Brow Sculpting Pencil, którą utrwalam żelem Schwarzkopf Got2b Glued For Brow & Edges Gel. Jest doskonały, posiada wspaniałą formułę oraz szczoteczkę. Mam nadzieję, że zostanie na rynku na dłużej.
      Z barwionymi żelami jest trudno na rynku, czasami skuszę się na zakup czegoś nowego, ale chyba poza Benefitem Gimme Brow + Volumizing Eyebrow Gel nie widzę nic dla siebie (odpowiada mi formuła, efekt oraz kolorystyka). Znasz?

      Usuń
  4. Żelu z Benafitu nie znam, bo nie posiadałam i jednocześnie znam , tzn. wiem o którym mówisz, nawet przez chwilę zastanawiałam się czy go nie kupić, ale ostatecznie wybrałam wtedy coś innego. Nigdy nie miałam, skoro polecasz, to pochylę się nad nim jeszcze raz.
    U mnie tusze nie odbijają się, ale mimo wszystko używam bazy oczywiście Lancome, albo YSL.

    OdpowiedzUsuń

Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR

Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...