Formuła tuszu – według producenta – ma być odporna na rozmazywanie, zachowywać intensywność pigmentu i umożliwiać budowanie objętości. Jest bezzapachowa. Muszę przyznać, że opis marketingowy rzeczywiście mnie przyciągnął – ale co ważniejsze, tusz spełnia te obietnice w codziennym użytkowaniu.
Największe zaskoczenie? Objętość i efekt optycznego zagęszczenia, który nie wygląda sztucznie. To nie jest rzęsa oblepiona produktem – to ładnie uniesiony wachlarz, który nadaje oczom wyrazistości i całej twarzy świeżości. Kolor i formuła robią świetną robotę. Z niepozornych rzęs wydobywa się pełen potencjał – jak za dotknięciem magicznej różdżki! Jeśli dodamy do tego proste triki makijażowe, efekt może naprawdę zaskoczyć.
Na potrzeby tego wpisu przygotowałam prezentację bez dodatkowych produktów – tylko moje rzęsy i tusz YSL. Makijaż jest minimalistyczny, by lepiej oddać efekt „przed i po”.
Tusz ma pojemność 8 ml, PAO: 6 miesięcy, wyprodukowano go we Francji, a jego cena regularna to 30 funtów. Opakowanie jest eleganckie i dość masywne.
Przez lata moim ulubieńcem był YSL Volume Effet Faux Cils Mascara, głównie ze względu na kolorystykę. Jednak uważam, że brąz w Lash Clash prezentuje się o wiele lepiej, a sama formuła jest znacznie bardziej dopracowana – Faux Cils szybko gęstniał i potrafił się odbijać na powiekach. Dlatego cieszę się, że marka stworzyła coś nowego i po prostu lepszego. Mam tylko nadzieję, że zieleń również nie zawiedzie!
Podsumowując, YSL Lash Clash w odcieniu 02 Brown to dla mnie jedno z większych, pozytywnych zaskoczeń ostatnich miesięcy. Świetna trwałość, widoczny efekt i wyjątkowy kolor sprawiają, że tusz wyróżnia się na tle konkurencji. Idealnie sprawdza się na co dzień, ale też pozwala budować mocniejszy akcent bez efektu ciężkich rzęs. Mam nadzieję, że kolejne kolory w tej serii będą równie udane. Zdecydowanie warto dać mu szansę, jeśli szukasz czegoś więcej niż klasyczna czerń.
Dziękuję za uwagę!
Pozdrawiam serdecznie :)
Też mam ten tusz i ten sam kolor. Daje przepiękny efekt, jest bardzo trwały, faktycznie zmycie go do najłatwiejszych nie należy. Zmywam go olejkiem do demakijażu Caudalie. Dla pewności używam też płatków kosmetycznych, żeby się upewnić, że jest zmyty. :)
OdpowiedzUsuń