Perełka za grosze? Bibułki matujące, super absorbujące Theatric Professional


Simply, to jedna z moich zaufanych blogerek :) której tropem rekomendacji podążam, zwłaszcza że ma nosa do dobrych rzeczy :D Kiedy w maju wybierałam się do Polski Kinga poleciła mi zakup różowych bibułek matujących z Theatric Professional (marka dostępna w Rossmannie i Hebe, Naturze chyba też, nie?), co od razu zanotowałam. Od lat jestem wielką fanką bibułek z Inglota - doceniam ich działanie oraz efekt bez naruszania makijażu.

Theatric zainteresował mnie ze względu na wielkość oraz obietnice producenta. Wczytując się w informacje na opakowaniu zakładam, że to polska marka (nie ma tutaj żadnych kruczków w stylu Dermo Future) aczkolwiek brakuje mi jednej ważnej rzeczy - gdzie TO jest produkowane?

Widnieje skład INCI, adres strony firmowej, adres e-mail, dystrybutor, podmiot odpowiedzialny, ale gdzie jest "made in.."? To jedyny zarzut. Poza tym opakowanie niczym się nie wyróżnia - zwykły kartonik (KIEDY producenci bibułek matujących pomyślą o dopasowanym etui?!) zawierający 50 sztuk w cenie 10,99 PLN (Rossmann).

Inglot, to "japończyk" z przejrzystym źródłem produkcji/pochodzenia "made in Japan" zawierają także 50 sztuk w cenie 25 PLN (w promocji 19 PLN) - dla mnie cena jak najbardziej do przyjęcia, jednak gdy ktoś szuka budżetowej opcji Theatric dobrze się w nią wpasowuje. 


Ich atutem jest wielkość (nieco większe od Inglota, ale wygodniej się z nich korzysta), struktura też jest inna - matowe arkusiki o różowym zabarwieniu (Inglot jest bardziej śliski, jedwabisty) oraz działanie (różne składy INCI). Jednak zanim o tym, dodam kilka rzeczy od siebie. Gdybym mogła zastąpić bibułki matujące chusteczką, ręcznikiem papierowym bądź innym cudem, to zrobiłabym to dawno. Jednak się nie da. Owszem, są lepsze i gorsze warianty bibułek, lecz po to w składzie są takie a nie inne składniki chemiczne, które mają swoje określone zadanie, by produkt zadziałał zgodnie z przeznaczeniem. Sama bibuła, jej jakość, rodzaj - ważne elementy (bywa że nie zbiera sebum, ale podkład naruszając makijaż bądź rozmazując całość. Z takimi miałam nieprzyjemność się zetknąć), dlatego też od lat wierna byłam ofercie Inglota. To do nich wracałam jak bumerang, od czasu do czasu kupując coś innego. Jednak na dobrą sprawę stwierdziłam, że nie będę przepłacać. Skoro mam coś dobrego, po co zmieniać.


Zastanawiał się ktoś kiedyś nad funkcją, działaniem? Bo ja tak :D Kiedy już sebum nagromadzi się w takiej ilości, że świecę się niczym latarnia, to nie nałożę na to warstwy pudru żeby zafundować sobie efekt mega ciasta, nie? Logiczne :D Trzeba ściągnąć tę nadprogramową ilość, ale chusteczka ma to do siebie, że naruszy makijaż. Próba przykrycia tego pudrem kończy się na plamach i widocznych "łatkach", poza tym ja nie lubię nosić ze sobą całego oręża (musiałabym przejść na tryb plecaka, to już nie dla mnie :P), więc zaufałam bibułkom. A może raczej Inglotowi, bo on nie zawodzi. I teraz tak, pierwszy krok to odtłuszczenie - bo jak inaczej nazwać usunięcie nadmiaru sebum ze skóry? Potem zostaje matowa powłoka (dlatego bibułki matujące :D) i w zależności od preferencji można odświeżyć makijaż przy pomocy pudru lub nie. Ja tego nie robię, a raczej na co dzień nie praktykuję. Makijaż nie jest naruszony, nadmiar sebum ściągnięte i skóra zmatowiona w punktach strategicznych. Z tego powodu też odpuściłam sobie wynalazek Blotterazzi, który dłuuugo mnie intrygował (no i ma super funkcjonalne etui z lusterkiem *_*) - dorwałam tę gąbkę w postaci próbki i jaka ulga, że jej nie kupiłam. Zawód na całej linii, jednak nadal myślę o jej zakupie ze względu na opakowanie. W końcu na miejsce gąbki mogę wsadzić bibułki, nawet po złożeniu. To im nie zaszkodzi. Ale dość o tym, wraca do tematu.

Zgadzam się z większością :P


Tak, matują - czy perfekcyjnie - to zależy od wielu czynników, aczkolwiek świetnie ściągają nadmiar sebum bez ingerencji w makijaż (z kolei Inglot może nie działa tak błyskawicznie, za to na dużo dłużej matuje)- wszystkie elementy zostają na swoim miejscu :D, mogę cieszyć się odświeżoną i zmatowioną skórą przez kilka godzin. W dotyku są przyjemne, a ich wielkość na tyle optymalna, że nie musimy kombinować podczas przykładania do twarzy. Co więcej, wytrzymałe - nie ulegają uszkodzeniu podczas użycia i jednorazowe przyłożenie w idealny sposób odtłuszczają i matują skórę.
Wyciąganie z opakowania jest upierdliwe, zawsze wyciągnę o jeden arkusik za dużo (identycznie jak przy Inglocie) niemniej nie jest to szczególnie skomplikowana operacja ;). Na zdjęciach widać grubość oraz rodzaj materiału - mam na myśli jego gramaturę oraz strukturę, są nieco bardziej przezroczyste niż Inglot. To wpływa min. na ich wytrzymałość, lecz Theatric absolutnie nie rozchodzi się w dłoniach, no chyba że będziemy je szarpać/targać po użyciu.


Na zakończenie dodam, że dla mnie bibułki matujące to nie tylko niezbędnik do odświeżania makijażu i utrzymania strefy T w ryzach, ale także lub przede wszystkim do ściągania sebum z powiek przed malowaniem oczu. Mam mocno przetłuszczającą się skórę powiek i nie przemawia do mnie przemywanie ich płynem micelarnym (tak, on też ma detergent i zostawianie go na skórze nie jest dobrym pomysłem) lub stosowanie innych tricków, bibułka matująca spełnia rolę "gruntującą". Nałożona potem dobra baza pod cienie spełnia swoją rolę. Oczywiście jakość cieni też ma wpływ, lecz ja wiem, że nie mogę liczyć na nie w wersji solo - skóra powieki musi zostać przygotowana koniec kropka :D

Uważam, że to niezły produkt za małe pieniądze z dobrą dostępnością ALE mojego faworyta nie zdeklasowały. I tak przed wylotem pobiegłam do Inglota po dodatkowe opakowania :D Niemniej będę kupować oba warianty, bo być może w dłuższej perspektywie któryś z nich wyjdzie na prowadzenie? Kto wie :D Komu kibicujecie? :)))

Kto by pomyślał, że tyle można się rozwodzić nad bibułkami matującymi LOL a jednak!

Pozdrawiam serdecznie :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR

Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...