Magiczny brąz! YSL Lash Clash Extreme Volume Mascara Brown

 

W oczekiwaniu na dostępność nowego koloru 03 Scandalous Green, postanowiłam skupić się na odcieniu 02 Brown, który kupiłam już jakiś czas temu. Na fali mojej odnowionej miłości do kolorowych maskar, z przyjemnością korzystam z faktu, że coraz więcej marek zaczyna wypełniać tę lukę na rynku. W teorii brązowe tusze są szeroko dostępne, ale w praktyce większość z nich wpada w czerń lub daje zbyt subtelny efekt. YSL tym razem nie zawodzi – 02 Brown to prawdziwie czekoladowy brąz, który jest widoczny na rzęsach, a dla posiadaczek jasnych, cienkich i delikatnych włosków (jak moje) to prawdziwy skarb.

Mimo że szczoteczka wydaje się spora, bardzo dobrze radzi sobie z aplikacją – ładnie „łapie” rzęsy i równomiernie rozprowadza produkt. W zależności od potrzeb można uzyskać zarówno naturalny efekt, jak i mocniejsze podkreślenie, które łatwo budować. Tusz nie podrażnia oczu, nie skleja rzęs, nie obciąża ich i nie zostawia grudek. Co ważne – jest niezwykle trwały, nawet jak na niewodoodporną formułę. Nie rozmazuje się, nie kruszy, nie blednie – nawet po kilku godzinach noszenia, krótkiej drzemce czy w kontakcie z łzami spowodowanymi warunkami atmosferycznymi.

Formuła tuszu – według producenta – ma być odporna na rozmazywanie, zachowywać intensywność pigmentu i umożliwiać budowanie objętości. Jest bezzapachowa. Muszę przyznać, że opis marketingowy rzeczywiście mnie przyciągnął – ale co ważniejsze, tusz spełnia te obietnice w codziennym użytkowaniu.

Największe zaskoczenie? Objętość i efekt optycznego zagęszczenia, który nie wygląda sztucznie. To nie jest rzęsa oblepiona produktem – to ładnie uniesiony wachlarz, który nadaje oczom wyrazistości i całej twarzy świeżości. Kolor i formuła robią świetną robotę. Z niepozornych rzęs wydobywa się pełen potencjał – jak za dotknięciem magicznej różdżki! Jeśli dodamy do tego proste triki makijażowe, efekt może naprawdę zaskoczyć.

Na potrzeby tego wpisu przygotowałam prezentację bez dodatkowych produktów – tylko moje rzęsy i tusz YSL. Makijaż jest minimalistyczny, by lepiej oddać efekt „przed i po”.


Tusz ma pojemność 8 ml, PAO: 6 miesięcy, wyprodukowano go we Francji, a jego cena regularna to 30 funtów. Opakowanie jest eleganckie i dość masywne.

Przez lata moim ulubieńcem był YSL Volume Effet Faux Cils Mascara, głównie ze względu na kolorystykę. Jednak uważam, że brąz w Lash Clash prezentuje się o wiele lepiej, a sama formuła jest znacznie bardziej dopracowana – Faux Cils szybko gęstniał i potrafił się odbijać na powiekach. Dlatego cieszę się, że marka stworzyła coś nowego i po prostu lepszego. Mam tylko nadzieję, że zieleń również nie zawiedzie!

To moje pierwsze opakowanie, ale już od początku tusz ma idealną konsystencję – przyjemnie kremową, nie za rzadką ani za gęstą. Aplikator jest dobrze dopasowany, nie wyciąga nadmiaru produktu. Jestem bardzo zadowolona z efektu oraz właściwości tuszu. Na pewno będę do niego wracać. I niech pewną ciekawostką będzie, że MACStack Mascara Brown swoją formułą zaskoczył mnie pod koniec używania. Taka niespodzianka wymaga aktualizacji i ciekawa jestem, czy kolejne opakowanie, które kupiłam upewni mnie w moich wnioskach.
Demakijaż? Wymaga dobrego produktu – tusz dobrze przylega do rzęs i trzeba mu dać chwilę, by się rozpuścił. Mleczko Oio Lab czy olejek Krave Beauty nie dają rady. U mnie najlepiej sprawdzają się klasyki: dwufazowy płyn lub balsam Clinique – niezawodne w każdej sytuacji.

Podsumowując, YSL Lash Clash w odcieniu 02 Brown to dla mnie jedno z większych, pozytywnych zaskoczeń ostatnich miesięcy. Świetna trwałość, widoczny efekt i wyjątkowy kolor sprawiają, że tusz wyróżnia się na tle konkurencji. Idealnie sprawdza się na co dzień, ale też pozwala budować mocniejszy akcent bez efektu ciężkich rzęs. Mam nadzieję, że kolejne kolory w tej serii będą równie udane. Zdecydowanie warto dać mu szansę, jeśli szukasz czegoś więcej niż klasyczna czerń.


Dziękuję za uwagę!

Pozdrawiam serdecznie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR

Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...